Japfest czyli Impreza WRX STI versus Lancer Evolution

Japfest czyli Impreza versus Lancer Evolution

Organizowany 30 kwietnia na torze Silverstone Japfest, będący w skrócie wielkim porównaniem dwóch rajdowych legend, natchnął mnie do podzielenia się krótkimi przemyśleniami i nie, nie chodzi o zawiłości brytyjskiego toru wyścigowego czy łaskawą dla roślin aurę pogodową. Poświęćmy chwilę czasu tym bohaterom swojego kraju – Subaru Imprezie WRX STI oraz Mitsubishi Lancerowi Evolution…

Jakiś czas temu na polskim torze w Ułężu miałem okazję wziąć udział w „evencie”, na który długo czekałem. Co prawda nigdy nie zapałałem miłością prawdziwą do żadnego z wymienionych samochodów, niemniej jednak sam fakt bezpośredniego porównania wydawał się na tyle ekscytujący, że było mi gorąco. Oliwy do ognia dolewała sama świadomość warunków. Wiedziałem, że to nie będzie powolne toczenie się między skrzyżowaniami, próba osiągnięcia najniższego spalania czy permanentne macanie deski rozdzielczej w poszukiwaniu miękkiego plastiku. Owszem, kabina pasażerska zarówno Imprezy jak i Lancera Evolution nie były, delikatnie mówiąc, ucztą stylistyczną. Pod względem jakości, atrakcyjności oraz nowoczesności zatrzymały się gdzieś pomiędzy zburzeniem muru berlińskiego a odkryciem przez Kolumba Ameryki, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało. Podobnie jak sylwetka w obu przypadkach przypominająca efekty niefabrycznego tuningu – stanowiła prostotę i piękno w jednym, oddawała ducha rajdowych emocji i sprawiała wrażenie, jakby zbita lampa czy solidne przerysowanie nie robiły tutaj absolutnie żadnej różnicy. Emocjonująca perspektywa – tylko moc, napęd na cztery koła i moje umiejętności pracy z manualną skrzynią biegów. Zaczyna się…

Pierwsza była Impreza, rocznik 2004 z rewelacyjnie dudniącym bokserem. Pierwsze wrażenia? Twardy fotel zwiastujący nieustępliwy charakter samochodu, kierownica z charakterystycznym napisem „STI” oraz przepełnione doświadczeniem (taką miałem nadzieję) wskazówki nie do końca miłego instruktora lub inaczej mówiąc – przyzwoitki. Pierwsze okrążenie spokojnie, turystycznie, by rozwiać wątpliwości jakoby Subaru stanowiło przyjemny, wygodny i absolutnie bezproblemowy środek transportu na co dzień. Oczywiście kierowcy preferujący „hardcore” nie tylko w sypialni powinni być zadowoleni – w każdym innym przypadku nachalność boksera, twardość sprzęgła, dogłębnie precyzyjny lewarek skrzyni oraz trochę zero-jedynkowe traktowanie pasażerów będą przyjemne na krótką metę. Muszę oddać inżynierom Subaru – auto brzmi rewelacyjnie (czyżbym powiedział to już drugi raz?), ciągnie do przodu jak opętane i przede wszystkim – z uśmiechem na twarzy można czerpać radość z zabawy na torze wyścigowym. Docenimy zwinność, szybkość w zakręcie, generowane przeciążenia boczne, odpowiednie redukcje biegów i dobieranie przełożenia celem stuprocentowego wykorzystania mocy. Było krótko, no i ta przyzwoitka…

Lancer Evolution jest zgoła inny. Podobna bryła, choć lepiej wpisująca się w mój kanon dobrego smaku, z rewelacyjną dynamiką (oba samochody produkowały około 300 koni mechanicznych), ostentacyjnym i pięknym jednocześnie spojlerem, ale bardziej miękkimi fotelami. Wsiąść do Evo IX uprzednio szaleńczo pokonując nitkę toru w Ułężu Imprezą WRX STI, to jak rozprawić się z twardym orzechem, a następnie znaleźć w torbie prażynkę. Nie, Lancer Evolution nie posiada miękkiego zawieszenia ani też nieprecyzyjnego układu kierowniczego. To wciąż czteronapędowy, japoński gepard, ale jakby nieco mniej zwinny, angażujący kierowcę i wybaczający więcej niewielkich błędów. Szybka i sprawna jazda (a przynajmniej takowe próby) odbywają się zauważalnie płynniej i jestem niemal przekonany, że dokładne pomiary czasów wykazałyby niewielką przewagę szarpaniny z Imprezą. Jaka więc nasuwa się tutaj konkluzja?

Oba samochody to fachury w swojej kategorii, maszynki dające radość i niepodlegające ocenianiu w kategoriach praktyczności, zużycia benzyny czy jakości wykonania. Oba bez wątpienia są świetne, choć to Impreza lepiej brzmi (po raz trzeci). W ogólnym rozrachunku wolałbym Mitsubishi do jazdy na zakupy, a Subaru do przeistaczania się w niedojrzałego szczeniaka. I nie – przyzwoitka nie miała tutaj wiele do gadania…

Patryk Rudnicki

No Comments

Leave a Comment

*