Alfa Romeo Giulia Veloce Ti 2.2 JTDM 210 KM Q4 AT8

Alfa Romeo Giulia Veloce Ti 2.2 JTDM 210 KM Q4 AT8 – test

Coś intymnego

Potrafisz docenić piękno?

Większość z nas posiada zapewne swój kanon owego piękna, mitycznego jednorożca, którego chciałoby się pewnie chwycić za róg i poczuć, że mamy pełną kontrolę nad własnym życiem. Piękna jest świadomość urzeczywistniania tworów ludzkiej wyobraźni, bo mówiąc o chwytającym za serce pięknie, niekoniecznie musi to być obiekt działający na sferę wizualną. Mam świadomość: zacząłem krótką analizą ludzkiej percepcji, zupełnie jak gdybym opracowywał doktorski przegląd ludzkich tendencji, ale, wbrew pozorom, to ma swoje uzasadnienie i postaram się to wykazać. Na razie spróbuj wyobrazić sobie zalotnie spoglądającą, zgrabną brunetkę, której niebieskie oczy zdają się mówić: „podobasz mi się, ale na razie to jedynie ograniczone zaufanie”. Nie spartolmy tego pochopnymi wnioskami…

Alfa Romeo Giulia Veloce Ti 2.2 JTDM 210 KM Q4 AT8
Alfa Romeo Giulia Veloce Ti

Obiecałem sobie, że będę unikał porównań i nawiązań do pięknych kobiet. Wybaczcie. Prawdą jest, że Alfa Romeo Giulia w bogato wyposażonej odmianie Veloce Ti, zwraca na siebie uwagę. Tak, wiem – jej usportowiony wizerunek jest obietnicą pewnych wrażeń dla kupującego, a już z pewnością wrażeń organoleptycznych. Zupełnie jak gwiazda hollywoodzkiego kina, którą wszyscy bardzo chętnie zaczepiają. Veloce Ti, pomijając topowe Quadrifoglio, to wersja najwięcej obiecująca – z czarnymi emblematami, ciemnymi obręczami w rozmiarze 19 cali, relatywnie obfitym wyposażeniem i dodatkami, które potrafią zagrać na emocjach. Wystarczy spojrzeć na recenzowaną Julę: karbonowy pakiet zewnętrzny, polakierowane na czerwono zaciski układu hamulcowego (dopłata 900 złotych), pakiet karbonowy w środku czy przeszycia wnętrza czerwoną nitką. Musimy być świadomi, że wymienione komponenty wyposażenia będą wymagać dopłaty, nierzadko słonej, bo Alfa nie udaje i karbon jest prawdziwym karbonem (co generuje dodatkowe około 20 000 złotych), ale czy warto? Do festiwalu wizualnego, ale takiego w dobrym smaku? Drodzy panowie, naturalne piękno będzie zawsze najwyżej cenione, ale czyż „odpowiednia” bielizna nie dodaje stosownej pikanterii całemu efektowi? Nie powstrzymałem się. Wybaczcie.

Jak zapewne się zorientowaliście, kształtna linia, ciekawe detale i zaokrąglenia Juli zrobiły na mnie pewne wrażenie, podziałały na zmysły, ale nie, żebym zwariował i oderwał się od rzeczywistości. To byłaby już sromotna przesada. Zajmowanie miejsca w inspirowanej sportem kabinie, budzi jednak podobne odczucia: jest przyjemnie, stylowo, a do tego porządnie, z należytą jakością i poziomem spasowania. Wyobraź to sobie: witają Cię radośnie podświetlone, z napisem „Alfa Romeo”, co by jakiekolwiek wątpliwości zniknęły, progi drzwiowe, zajmujesz dogodną pozycję na wygodnych fotelach (Veloce Ti, czyli mamy tutaj połączenie skóry z alkantarą), z elektryczną regulacją w ośmiu kierunkach, przed oczami masz klasyczne, analogowe zegary i duży wyświetlacz komputera pokładowego, z napisem „Giri” w obrotomierzu, a Ty siedzisz przyjemnie nisko. Czuć otulenie ze strony pojazdu, jest optymalnie, bezpiecznie, tak, jak lubię. To Giulia Anno Domini 2020, więc już po faceliftingu – multimedia, całkiem porządne i responsywne, budujące poczucie obcowania z pojazdem wysokiej klasy, mają tak pożądane dzisiaj Apple CarPlay i Android Auto, kierownica jest podgrzewana (cały wolant), a obsługa multimediów i drążek automatycznej skrzyni ZF nadal przypominają rozwiązania z BMW, ale to nie jest wada. Przeciwnie – zaleta. Jeżdżąc czerwoną Julą odczuwałem pewność siebie i przez tydzień czasu nie miałem ani razu poczucia żalu i niedosytu, że nie pracowałem za kierownicą samochodu oficjalnie marki premium, bez wytykania palcem. Nie ukrywam: Giulia podpasowała mi wartościami, jakim hołduje: zaangażowaniu, brakowi nudy, kreatywności oraz nienachalnemu zabieganiu o względy typowych wzrokowców, ale nie chodziło wyłącznie o to. Liczył się całokształt.

To powiedziawszy, ochoczo powinienem zapiać, że Jula stanowiła bardzo chętny materiał do jeżdżenia, była posłuszna, żwawa, bezpośrednia i komunikatywna. Generalnie, to wszystko prawda, niemniej po samochodzie i marce, która tak wygląda, oczekujemy raczej bezpośredniego „feelingu” oraz angażującego prowadzenia. O tym powiem za chwilę, ponieważ Giulia zasługuje na podkreślenie jeszcze innych wartości: naprawdę przyzwoitego wyciszenia, poczucia solidności oraz gładkiego i sprawnego działania klasycznego automatu (co miało swoją delikatną skazę: w trybach Natural i Advanced Efficiency Jula chętnie przechodziła w tryb żeglowania, czyli ów skrzynia była rozłączana z silnikiem, natomiast ponowny „connecting” i dobór stosownego przełożenia, skutkowały nierzadko efektownym i nieprzyjemnym szarpnięciem). Czas na to, co „Alfisti” bez wątpienia doceniają – prowadzenie, zachowania samochodu, a co za tym idzie również i jednostkę napędową. Uprzedzę jeden fakt: zapoznawałem się z nietypową, jak na usportowiony wizerunek, Alfą, co, po głębszym przemyśleniu, wcale nie było takie pozbawione sensu, i czuć było elektryczne wspomaganie układu kierowniczego, ale czy to zła wiadomość?

Recenzja wideo Alfy Romeo Giulia Veloce Ti

Intensywny tydzień z Julą miał wyraźne znamiona wstępnego poznawania się, czasu, w którym czujemy niesamowitą energię, intensywne działanie zmysłów i generalne zadowolenie, że zaangażowaliśmy się w taką relację. Włoska limuzyna to bardzo przekonujący kompan, z wieloma zaletami oraz, nie będę ukrywał, że słyszałem o niej wiele dobrego. To prawda, jej codzienne kreacje były szalenie miłe dla oka, natomiast zalety samochodu odczuwałem niejako podwójnie, zapewne dlatego, że moja percepcja została skutecznie odurzona klimatem i charakterem całego pojazdu. Drażniły mnie jednak pewne detale: brak wygodnego Auto-Holda, utrzymywanie w ofercie skrętnych biksenonów zamiast nowocześniejszej technologii LED, ciasna kanapa, rezonujące od głośnej muzyki plastiki, brak wyświetlacza przeziernego nawet za dopłatą, relatywnie spory obszar niewytartej szyby przez wycieraczkę, marny promień skrętu tudzież blenda przeciwsłoneczna, która owszem, była zabawnie mała, natomiast, co istotniejsze – jej prawa część zasłaniała mi widok w lusterku wstecznym, zaś lewa była na tyle mała i tak wyprofilowana, że słońce waliło mi po narzędziu wzroku. No i ten głośny, długo nagrzewający się diesel, który jednakowoż posiadał bezapelacyjne zalety – był mocny, sprawnie napędzał Julę i wykazywał się oszczędnością.

Jak powinienem ostatecznie podsumować czerwoną Giulię? Zupełnie inna propozycja? Działająca na zmysły kompozycja? Tak zwyczajnie: porządny samochód w reprezentowanym segmencie? Myślę, że każde z przytoczonych stwierdzeń dysponuje ziarnem prawdy, co napawa ogromnym, wszechogarniającym optymizmem, a z drugiej strony dowodzi tego, że Alfa Romeo może kosztować 300 tysięcy złotych i nie powinno to być rozpatrywane w kategorii postradania wspomnianych zmysłów. Jula bywa drażniąca, tak na dłuższą metę, a człowiek jest świadomy jej ograniczeń, ale powiem Wam uczciwie: można to łatwo zaakceptować i „przepuścić” mnóstwo pieniędzy, a dlaczego? Przypomnij sobie proszę sytuację, w której w oczach zgrabnej i seksownej brunetki jawiłeś się jako bohater filmu Marvela – ile byłeś w stanie zrobić, by to przeświadczenie skutecznie utrzymać?

Znowu to samo. Wybaczcie.

Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski/ BKfoto

No Comments

Leave a Comment

*