Mój komentarz do aktualnej sytuacji branży motoryzacyjnej – oczywiście przy kubku aromatycznej, dosyć mocnej kawy…
Jeżeli śledzicie mój fanpage na powszechnie uwielbianym Facebooku, to prawdopodobnie wiecie, że szacowne grono jurorów wytypowało finałową siódemkę plebiscytu Car Of The Year 2019. Moje wrażenia i pierwsze refleksje? Tegoroczny skład, którego zwycięzca wyłoniony zostanie dokładnie 4 marca, w przeddzień genewskich targów motoryzacyjnych, jest bez wątpienia mocny i ciekawy. Dla mnie jednak propozycje typu najnowsza KIA Ceed, czwarta generacja Forda Focusa, Citroën C5 Aircross czy nowy Mercedes Klasy A, choć mocno dopracowane, komfortowe tudzież będące udanymi następcami swoich poprzedników, nie powinny otrzymać najwyższego stopnia konkursowego podium. Zdaję sobie doskonale sprawę z faktu, że to być może propozycje z czołówek reprezentowanych przez nie segmentów, ale to plebiscyt na Europejski Samochód Roku – tutaj chyba nie chodzi wyłącznie o dostępną przestrzeń bagażową czy stylistyczną finezję. Wychodzę z trochę górnolotnego założenia, że laureat takiego konkursu powinien zwracać na siebie uwagę, ale w sensie ogólnego postępu, powinien wnosić coś nowego do całej branży motoryzacyjnej. W takim świetle niemiecka Klasa A, produkowany w Saarlouis Focus i koreański Ceed to dopracowane i zaawansowane hatchbacki segmentu C – aż tyle i tylko tyle. Nowy Peugeot 508, choć bez wątpienia również zaawansowany, jest stylistyczną burzą segmentu limuzyn klasy średniej, chociaż Francuzi twierdzą, że to coś znacznie więcej. C5 Aircross? Duży, rodzinny samochód z ciekawie rozwiązanym układem zawieszenia.
Tym oto sposobem szybkiej eliminacji na placu boju pozostają dwa samochody: wspaniała reinkarnacja sportowej legendy w postaci Alpine A110 i elektryczny Jaguar I-Pace. Maszyna grająca na emocjach czy może jasne światło elektryfikowania pojazdów? Normalnie bym się nie zastanawiał, ale tutaj nie chodzi wyłącznie o indywidualne preferencje – chodzi bowiem o samochód, który stopniem dopracowania całej konstrukcji będzie poniekąd laurką dla samego producenta i dowodem na to, że progres jest możliwy. Chyba już się domyślacie – szanuję i bardzo się cieszę, że Alpine A110 jest w regularnej sprzedaży, ale to 400-konny I-Pace powinien moim zdaniem odnieść zwycięstwo w marcu. Nie dlatego, że jest elektryczny, a dlatego, że Jaguar zbudował dopracowany, interesujący stylistycznie i szybki pojazd o napędzie alternatywnym, który dysponuje dodatkowo całkiem sensownym zasięgiem na jednym ładowaniu.
Wystartowały również targi motoryzacyjne w dość odległym Los Angeles. Dwie, chyba najważniejsze premiery tego wydarzenia, czyli nowe Porsche 911 i dość zaskakującą Mazdę 3, przedstawię już niedługo na łamach mojego bloga. Tymczasem…
Daimler pochwalił się warczącą zabawką dla bogatych po liftingu – modelem AMG GT. Samochód otrzymał przestylizowane i bez wątpienia efektywniejsze przednie reflektory, również zmienione światła tylne i „odpowiednio” zaktualizowane wnętrze (mam na myśli kierownicę z „gładzikami”, wirtualne zegary, nowszą wersję systemu multimedialnego z nową obsługą, iluminowane przyciski na tunelu środkowym, iluminowane pokrętła na wspomnianej kierownicy oraz przeniesiony na deskę rozdzielczą starter). Najwięcej emocji wzbudza jednak potencjalnie wariant AMG GT R PRO – jeszcze bardziej efektywna i dopracowana wersja modelu AMG GT R. Klienci otrzymują bowiem czarne zaciski hamulcowe, pół-klatkę bezpieczeństwa, zmienione trochę zawieszenie, elementy chłodzenia na przednich błotnikach, zmienioną aerodynamikę z karbonowymi elementami, typowo wyścigowe mocowanie tylnego spojlera, ale to samo 4-litrowe, podwójnie doładowane V8 o mocy 585 koni mechanicznych, co i tak nie powinno stanowić tematu rozczarowania. Wersja PRO dosyć wyraźnie pokonała na torze Nürburgring wariant AMG GT R i nie zgadniecie – Shmee150 wpisał się już na listę oczekujących. Zresztą, pewnie nie tylko on.
Audi optymistycznie spogląda w przyszłość, prezentując koncepcyjny model e-tron GT. Przestylizowane A7 na prąd? Sugerując się zewnętrzem niemieckiego prototypu – raczej tak, chociaż zmieniono przednie reflektory, zaś sylwetka jest bardziej dynamiczna. Samochód dysponuje podobno zasięgiem ponad 400 kilometrów. e-tron GT oficjalnie jest pojazdem koncepcyjnym i konstrukcyjnie rodzeństwem Porsche Taycana o mocy 590 koni mechanicznych (deklarowane przyspieszenie do 100 km/h wynosi 3,5 sekundy), ale już niedługo koncern z Ingolstadt powinien ogłosić elektryzującą nowinę, że będzie to kolejny model, po SUV-ie e-tron Quattro, elektrycznej gamy Audi, który w praktycznie niezmienionej formie trafi do produkcji seryjnej, prawdopodobnie w 2020 roku.
Co oprócz tego? Porsche właśnie zaprezentowało 700-konną i przebudowaną pod kątem warunków torowych zabawkę, która będzie kosztować (bez lokalnych podatków) 405 000 euro – model 911 GT2 RS Clubsport, który powstanie w liczbie 200 egzemplarzy. KIA pochwaliła się nowym Soulem o elektrycznym napędzie, który zapewni przyzwoite 204 konie mechaniczne i 395 niutonometrów maksymalnego momentu obrotowego (w sprzedaży od maja przyszłego roku), Jeep powrócił do bojowego pickupa (nie tylko z wyglądu, ale i z nazwy, bowiem premiera amerykańskiej marki została ochrzczona mianem Gladiator), zaś Ferrari, no właśnie, mój Boże, Ferrari. Włosi zaprezentowali kolejny projekt typu one-off – model SP3JC, który bazując na modelu F12 Berlinetta łączy wymierającą powoli jednostkę V12 z jedyną w swoim rodzaju stylistyką i grafiką nadwozia. Nie oszukujmy się, dla majętnego klienta z bogatą wyobraźnią Ferrari zbuduje niemal wszystko.
Na zakończenie Automobili Pininfarina, które zaprezentowało nowe zdjęcia swojego nadchodzącego hipersamochodu PF0.
Udanego wieczoru!
No Comments