Mercedes-AMG A 35 4MATIC

Mercedes-AMG A 35 4MATIC – test

Jajecznica i spora dawka pieprzu

Jeszcze dekadę temu oglądałem produkty z Affalterbach na ekranie telewizora i owszem, budziły one we mnie niekontrolowany ślinotok, ale też skondensowane myśli, że to samochody dla statecznych mężczyzn, którzy osiągnęli sukces finansowy, a ich wymagania szaleńczo wystrzeliły do góry. Potem w Mercedesie coś uległo zmianie, ktoś odkręcił kurek z fantazją i powiedział: mamy ograniczoną ilościowo grupę docelową, stać nas, by osiągnąć znacznie więcej. Efekt? Dwa lata temu jeździłem pogromcą nocy – strzelającym jak zwariowany Mercedesem-AMG A 45 i myślałem sobie, że to nieokrzesany agresor na co dzień. Znalazłem pewne remedium, by się „wyleczyć” z emocji, jakie dostarczał tamten hatchback…

Samochód XXI wieku

Powiedzmy to sobie otwarcie: A 35, które dostałem, by pojeździć i zrecenzować przez weekend, owszem nosi dumne oznaczenia AMG i tym samym delikatnie łechce ukryte ego właściciela, niemniej to zupełnie inny samochód, grający na podobnych emocjach, co wspomniane A 45, ale używający do tego celu gitary klasycznej zamiast ostentacyjnego „elektryka”.

Mercedes od pewnego czasu obrał sobie za cel trafić w gusta ludzi młodszych, energicznych, doceniających produkty wysokiej klasy, ale być może będących dopiero na początku budowania swojego imperium. A może w ogóle się mylę i chodzi zwyczajnie o dżentelmenów robiących zakupy online i noszących trampki. W każdym bądź razie tak zwany „entry level” do świata osiągów z Affalterbach, bardzo mi pasuje na propozycję dla uzdolnionego młodzieniaszka, który ze swojej sprawności fizycznej zrobił dobrze prosperujący biznes. Ten żółty osobnik jest zwarty, stylistycznie nowoczesny, dynamiczny i nawet bez opcjonalnego pakietu aero może prowokować. Ja się oglądałem, bo widzisz: otwory w zderzakach nie posiadają tanich zaślepek, tarcze i zaciski hamulcowe pokazują, że tutaj będzie walka, zaś tylny spojler dumnie zagięty ku górze uzmysławia, że nie musisz traktować całego życia śmiertelnie poważnie. To taki daszek w czapce mocno wyluzowanego młodzieńca.

Prezentacja i dźwięk Mercedesa-AMG A 35

Wizerunek sympatycznego dresa z blokowiska mi tutaj nie pasuje. Pomost łączący zwykłą, najzwyklejszą Klasę A z topowym rozrabiaką, mam wrażenie, jakby delikatnie zboczył i na chwilę zapomniał o dobrych manierach głęboko zakorzenionych w tradycji producenta ze Stuttgartu. Miał odwagę, by wymknąć się utartemu schematowi, czego efektem jest dobre wychowanie połączone z markowymi ciuchami, które przecież każdy chciałby mieć, ale nie każdy najzwyczajniej może. Innymi słowy: A 35 łączy niezaprzeczalne zalety nowego hatchbacka Mercedesa z domieszką brudnego charakteru. Znajdziesz tu świetną jakość, bezdyskusyjne spasowanie materiałów, bogate wyposażenie z najnowocześniejszymi multimediami (tak, pani Mercedes również jest) oraz przyjemne wyciszenie kabiny, ale prawdę mówiąc, korzystasz z przeszklonego dachu, radia, dwustrefowej klimatyzacji czy ustawiania cyfrowych zegarów tylko wtedy, gdy tego naprawdę potrzebujesz. W pozostałych sytuacjach cieszysz się zaletami, jakie płyną z posiadania literek AMG…

Pieprz

Dostajesz kilka trybów jazdy, bez wątpienia efektowną i przyjemnie leżącą w dłoniach kierownicę, która jednak wymaga odrobiny przyzwyczajenia i jest, subiektywnie, minimalnie za duża oraz przycisk startera, który ma obudzić nie jakieś znowu monstrum, bo dwulitrowy, czterocylindrowy silnik turbo i co masz z tym wszystkim zrobić? Przyznaję: miałem delikatne obawy, że w świetle nowych regulacji dotyczących głośności układu wydechowego będzie trochę słabo, że samochód pozostawi takie niekomfortowe uczucie niedosytu. Pewnie, zawsze może być lepiej, ale na taki pakiet, jaki otrzymujemy w A 35, nie powinniśmy narzekać. Samochód budzi się do życia z wyraźnie „brudnym” dźwiękiem, to nie jest w żaden sposób nachalne, a jednocześnie to coś więcej niż jednostajny bas na obrotach jałowych, a mówimy o trybie Comfort. Tak, przy takich ustawieniach zrobienie trasy nie jest żadnym problemem, tym bardziej, że fotele, choć stosunkowo twarde i pozbawione regulacji podparcia odcinka lędźwiowego (jest droższa wersja tych foteli owe udogodnienie już posiadająca), okazują się wystarczająco komfortowe, a układ kierowniczy bardzo mile precyzyjny. Ja bym jednak nie wybrał 19-calowych obręczy testowego egzemplarza. Powody są dwa: Mercedes posiada zwyczajnie ciekawsze propozycje, a poza tym i co najważniejsze – profil opon wynoszący raptem 35, jest miłośnikiem rzucania wszystkim oraz wszystkimi po wnętrzu. Zawieszenie jest sztywne, to chyba oczywiste, i samo w sobie byłoby w stanie zapewnić należytą wygodę na co dzień, ale nie z takim rozwiązaniem w nadkolach. Dobra, ale ten bąk posiada 306 koni mechanicznych…

Przełączasz w tryb Sport+, aktywujesz manualną zmianę biegów i co się okazuje? Budzisz małego dzika, który nieustannie prze do przodu, który ma niesamowitą responsywność na pedał gazu, dynamika jest rewelacyjna, układ kierowniczy hermetycznie działający, a zawieszenie robi się już twarde. Największe zaskoczenie tego weekendu? Kurczę, brzmienie – nie spodziewałem się, że w agresywniejszych nastawach pojazdu, wydech będzie tak pierdział, momentami nawet strzelał i budował dramaturgię całego wydarzenia. Ok, jazda najmniejszym de facto obecnie AMG nie przypomina wieloaktowego spektaklu najwyższego szczebla, to nie jest dramaturgia konającego z emocji Giuseppe Verdiego – to raczej sztuka z poczuciem humoru, też piękna i dopracowana, wywołująca uśmiech na twarzy, ale bez dramy wysokich lotów. Uświadommy sobie jednak, że to „wejściowe” AMG, najmniejsze i potencjalnie najtańsze, ale i tak się doczepię – łopatki za kierownicą działają z wyczuwalnym opóźnieniem, fotele mogłyby lepiej trzymać na boki na wysokości ud, a 7-biegowa skrzynia bywa mało kulturalna. Znaczy, rozumiem jej szarpanie w agresywnych ustawieniach pojazdu, bo to również buduje dramaturgię całego przedsięwzięcia, niemniej skrzynia poszarpuje też podczas zwykłej, codziennej i spokojnej jazdy. Na plus: obszerne kieszenie w drzwiach i jadąc w trybie Sport+ trzeba mieć jaja – przekładnia sama nie wrzuci kolejnego biegu, a stłamsi cały samochód. Jeśli uruchomiłeś (-aś) tryb manualny, to jesteś panem (panią, rzecz jasna) sytuacji.

Kompromis?

Randka z A 35 była krótka, ale niezwykle intensywna. Polubiłem tego małego gnojka, bo tak, bywa niesforny, całkiem głośny i bez wątpienia nie jest idealny. Myślę jednak, że nadrzędna konkluzja tego materiału nie będzie zaskoczeniem – w sensie ogólnym, czyli dostępnej technologii, wyposażenia i dopracowania konstrukcji, najmniejsze AMG jest bezdyskusyjnym progresem względem poprzedniej Klasy A obrandowanej literami z Affalterbach. Emocji wynikających z posiadania tego szybkiego Mercedesa również o dziwo nie brakuje, ale nie spodziewaj się, że przekraczając zaklejony próg z napisem „AMG” doświadczysz dzika segmentu kompaktowego, bo za takiego uważam będące już na emeryturze A 45 poprzedniej generacji. Tam jednak, gdzie dwa lata temu brakowało mi nieco ogłady na co dzień, idealnie wpisuje się aktualny wariant 35. Widzisz, piękny i pociągający w tym samochodzie jest fakt, że nadaje się do codziennego użytku bez specjalnych wyrzeczeń, a jak masz gorszy dzień, to wydech i charakter poprawią Ci humor. No właśnie, charakter A 35 jest zaskakująco blisko starszego modelu, lecz to jeszcze nie to samo. Spodziewam się więc, że nowe A 45 będzie małą zabawką, dla ekstremalnie zatwardziałych nadającą się do jazdy codziennej, ale jeśli pewnego rodzaju kompromis Ci nie przeszkadza, to sprawdź A 35. Może go nie pokochasz, ale z pewnością bardzo polubisz.

Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski /
BKfoto


Samochód dzięki uprzejmości firmy Mercedes-Benz Grupa Wróbel z Wrocławia.
Serdeczne podziękowania również dla Urzędu Miasta Żmigród za udostępnienie miejsca do zdjęć.

No Comments

Leave a Comment

*