Chciałbym powiedzieć: „nasz kraj, Polska, gdzie ludzie żyją w dobrobycie, serdecznie wysyłają do siebie pozdrowienia na drodze, a krowy cielą się na potęgę, ma swój elektryczny samochód”. Nie powiem tego jednak, ponieważ byłoby to nadużycie z mojej strony. Mamy za to dwa prototypy, obiecującą markę i optymistyczną wizję nie tylko na mobilność zasilaną elektronami, ale również prawdopodobieństwo kapitalnie nastrajającego odrodzenia polskiej motoryzacji. Tyle szumu i górnolotnych frazesów, bowiem poznaliśmy markę Izera, zaś jej zarząd uchylił przed nami fragment swoich dalekosiężnych planów…
Izera to marka powołana do życia przez Electromobility Poland i ma się odnosić do bliskich mojemu sercu Gór Izerskich. Motywy górzyste są zresztą widoczne i jasno zaakcentowane w stylistyce zewnętrznej – wystarczy spojrzeć na kształt przednich oraz tylnych świateł do jazdy dziennej, które przypominają drobne wybrzuszenia. Nie chcę Wam jednak opowiadać jak to efekty polskiego snu o elektromobilności wyglądają, tylko przytoczyć garść faktycznie ważnych faktów. Spółka Electromobility Poland zaprezentowała dwa prototypy: kompaktowego hatchbacka o roboczej nazwie T100 i crossovera określanego jako Z100, przy czym śmiało można przypuszczać, że to hatchback miałby pierwszy wejść do produkcji seryjnej. Dlaczego? Być może dlatego, że jego wnętrze znajduje się na wyższym stopniu dopracowania ogólnego, a być może to czysty przypadek. W każdym razie jest naprawdę obiecująco, ponieważ kabina pasażerska stawia nie tylko na swoją formę i poziom zaawansowania technologicznego (nawet, jeśli większość elementów jeszcze nie działa), ale również funkcję i wymiar praktyczny. Pozwolę sobie tutaj wspomnieć, że dostajemy imponujący rozstaw osi, a bagażnik pomieści maksymalnie 470 litrów rodzinnego balastu (370 regularnie pod klapą i dodatkowe 100 w drugim jakby poziomie). Ponadto Z100 jest wyżej zawieszone od hatchbacka o 4 centymetry i posiada w sumie 18 centymetrów prześwitu.
Prezentacja świeżego pomysłu i roztaczanie wizji rychłego odrodzenia polskiej motoryzacji, początkowo wzbudziły we mnie chłodną reakcję i totalny brak entuzjazmu. Jeszcze się nie otrząsnęliśmy po fantastycznych obietnicach polskiego supersamochodu, który widziałem i wyglądał jak z kartonu, a już karzą nam wierzyć, że nie dalej jak za trzy lata, będziemy mogli jeździć całkiem atrakcyjnym, jak najbardziej zjadliwym wizualnie i zaprojektowanym naprawdę światowo samochodem elektrycznym, którego produkcja miałaby się odbywać gdzieś na Śląsku. Piękna wizja. Polska wystrzeliłaby na orbitę w branży motoryzacyjnej, a przylatujący do nas Chińczycy wreszcie mogliby powiedzieć, że jest na co popatrzeć. Muszę przyznać absolutnie szczerze: prezentacja Electromobility Poland tchnęła we mnie pozytywne myślenie, że to może się udać, prezentuje jakiś sensowny poziom i daje mocno rozmyty, co prawda, ogląd sytuacji, jak Izera będzie wyglądać za wspomniane trzy lata. Są też jednak pewne uzasadnione wątpliwości…
Dostaliśmy obietnicę przyspieszenia do 100 km/h na poziomie 8 sekund, dwóch wariantów pojemności baterii oraz maksymalnego zasięgu do 400 kilometrów. Do tego dwa złącza do ładowania: CCS i Type 2. Fantastycznie, tylko w dalszym ciągu nie wiemy jaką platformę będą wykorzystywać produkty Izery, jaką będą dysponować mocą i jaką specyfikację techniczną finalnie zaoferują. No i jaka będzie cena. Z punktu widzenia samochodu elektrycznego, to kwestie niezwykle istotne, ale na razie musimy się zadowolić enigmatycznym stwierdzeniem, że dwóch dużych inwestorów jest zainteresowanych podjęciem jakiejś współpracy. Jednym słowem Izera, z dwoma świetnie rokującymi produktami, wiele obiecuje i zapowiada się „po światowemu”, ale jest nadal w powijakach. Chociaż myślę, że nie – podawanie zasięgu na jednym ładowaniu powinno świadczyć o zaawansowanych rozmowach i dopinaniu szczegółów, ale, jak to się ładnie mówi, nie uwierzę, póki nie zobaczę efektu końcowego. Ale bardzo kibicuję, nawet jeśli nadwozie projektował Tadeusz Jelc do spółki z Włochami. 🙂
No Comments