Dorosły mężczyzna. Przynajmniej według metryki
Znam człowieka dorosłego, potrafiącego utrzymać pracę i generalnie dobrego z charakteru, niemniej ilekroć słyszę nowości życiowe od ów podmiotu, zaczynam się martwić. Odnoszę nieodparte wrażenie, jakby niektórzy zatrzymali się mentalnie w latach dwutysięcznych i niebezpiecznie zaciągnęli hamulec postojowy. Dom, stabilizacja, budowa własnej rzeczywistości? Gdzieś może są to pojęcia górnolotne, ale nie w głowie człowieka, dla którego nadrzędnym problemem jest kolejny poziom komputerowej strzelanki, a romantyczna kolacja przy świecach i łososiu to prawdziwie mokry sen. Jak o tym aktualnie myślę, to podobny kłopot poznawczy mam z Nissanem Qashqai trzeciej generacji.
Z uporem i niekłamaną chęcią unikam określenia „rozczarowanie”, bo Qashqai zwyczajnie da się lubić, a poza tym, buduje niezwykle pozytywne i wiele obiecujące, pierwsze wrażenie. Japoński przedstawiciel gatunku o nazwie SUV przypomina mi pod tym względem piękną i zgrabną kobietę – erotyczne marzenie faceta, które przy bliższym poznaniu okazuje się mieć deficyt w uzębieniu, a z charakteru przywodzić na myśl dyktatora. Qashqai należy do grona ładnych samochodów, jeśli tego zechcemy, to i bogato wyposażonych (tym razem była to chyba najbardziej optymalna wersja Tekna, która występuje z dwoma tonacjami kolorystycznymi wnętrza i seryjnie posiada grzaną kierownicę i fotele, multimedia z bezprzewodowym Apple CarPlay i odpowiednikiem Androida, system ProPILOT z półaktywnym tempomatem czy kamerę 360 stopni) i świetnie wykonanych. Oczywiście drażnią fragmenty z lakieru fortepianowego, które delikatnie trzeszczą, ale to jak zaglądanie przez kurtynę, czy na spektakl przypadkiem nie przyszło zbyt dużo ludzi. Doceniam projekt, wygodę, intuicyjność, rozmieszczenie poszczególnych elementów i łatwość obsługi – to są wartości nadrzędne, jeśli rozmawiamy o kabinie najnowszego Qashqai’a. Zadziwiające, że wsiadając za kierownicę plastikowego z natury i pochodzenia samochodu, czuć taką jakość i dopieszczenie, subtelny dźwięk zamykanych drzwi, lekkość wciskania przycisków i że ów przyciski w ogóle się zachowały. Maksymalnie analogowa kompozycja, w której tylne drzwi otwierają się przyjemnie szeroko, elektrycznie sterowana klapa bagażnika posiada osobno przycisk ryglowania zamków, a pojazd buduje cudowne uczucie maksymalnego dopracowania.
Qashqai trafił do mnie jednak drugi raz, bo może i posiada raptem jedno rozwiązanie napędowe o dwóch poziomach mocy, ale może też dysponować napędem realizowanym na wszystkie cztery koła – oczywiście sterowanym elektronicznie, gdzie moment obrotowy jest uczciwie odprowadzany w razie potrzeby do tylnej osi:
Jestem w kropce. Sądziłem, że od października zeszłego roku, kiedy to byłem godzien po raz pierwszy gościć Nissana Qashqai u siebie, marka należycie popracowała i dopieściła swoje złote dziecko. Tymczasem okazuje się, że odczucia pozostały niezmienne, samochód nadal gra z nami w grę dotyczącą szczegółów, a zarząd idzie z duchem czasu i za nieco słabiej wyposażoną odmianę Tekna, żąda blisko 10 tysięcy złotych więcej, niż te kilka miesięcy wstecz za bogatszą wersję Tekna +. Gospodarka zwariowała, oczekiwania ludzi wystrzeliły do stratosfery i absolutnie nic dzisiaj nie jest pewne. No, może jedno: bardzo lubię najnowszą inkarnację modelu Qashqai, niemniej w równym stopniu i z uporem szaleńca będę zaznaczał, że wymaga ona dopracowania. Miękka hybryda nie funkcjonuje z należytą subtelnością, po każdorazowym odpuszczeniu gazu samochodem trzęsie, jakbyśmy ciągnęli za sobą przyczepę, skróty komunikatów przypominają mierne tłumaczenie faceta z głębokich Niemiec, brakuje flokowania kieszeni (przy takim stopniu dopracowania ogólnego mogłoby to być), oświetlenia LED w środku i nad tablicą rejestracyjną, nastrojowe oświetlenie uraczymy jedynie z przodu, a bezprzewodowy Apple CarPlay, nie wiedzieć, dlaczego, zrywa połączenie za każdym razem, kiedy chcemy wykonać połączenie. Limuzyna z tapicerką po starej wersalce, drogi smartfon, którego sterujące oprogramowanie jest żałosnym pomysłem geeka komputerowego, niebotycznie droga zabudowa kuchenna, której materiały są wątłe niczym ramię profesjonalnej modelki – tak nie powinno być. Nissan pokazuje najnowszym Qashqai’em, że kompaktowy SUV może być przyjemnym środowiskiem pracy, ale wymaga należytego pietyzmu, którego na razie tutaj nie dostrzegam. A przynajmniej w ograniczonym stopniu.
Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
No Comments