Škoda Enyaq 85 L&K

Škoda Enyaq 85 Laurin & Klement – test

Czego nauczyła mnie Škoda Enyaq?

Samochód może posiadać wymiar dydaktyczny. To nie jest, moim zdaniem, twierdzenie bezpodstawne, tym bardziej mówiąc o urządzeniu czysto elektrycznym. Osobiście mogę twierdzić, że samobieżne pojazdy zasilane prądem jako żywo przypominają mi o tym, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od zapadających decyzji w Unii Europejskiej, a charakterem takowe pojazdy dorównują co najwyżej dobrej firmy mikserowi, ale nie zmieni to faktu, że bardzo lubię jeździć napędzany siłą elektryczności. W tym dokładnie momencie na scenę wjeżdża Škoda Enyaq po relatywnie delikatnej modernizacji, a obraz elektromobilności nabierać zaczyna kompletnie innych barw…

Nieco enigmatyczny ten wstęp, ale w moim przekonaniu oddaje w pewien sposób ideę samochodów elektrycznych nie tylko na rynku polskim. Enyaq raz już u mnie był, pozostawiając naprawdę pozytywne odczucie przemieszczania się dopracowanym produktem, z punktu widzenia funkcjonalnego i użytkowego niemalże do perfekcji, niemniej czynnikiem ograniczającym ten samochód wciąż pozostawał fakt bycia elektrykiem. Wariant 80 powodował, że na linii zasięg – pobór energii z akumulatora i tak wyglądało to już całkiem sensownie, ale nie oszukujmy się – realni użytkownicy bez wątpienia chcieliby więcej, chcieliby jeszcze bardziej „uczłowieczony” obraz elektromobilności. Temu właśnie, mam wrażenie, miała służyć wspomniana modernizacja, bo pomijając zasadniczo najbogatszą specyfikacyjnie wersję Laurin & Klement, która wskoczyła do aktualnej oferty i wniosła kilka szarych wstawek, Enyaq pod względem stylistycznym nie zmienił się wcale. Popracowano jednak informatycznie, technologicznie oraz konstrukcyjnie, co przypieczętowano zmianą oznaczenia z 80 na 85, a to zasadniczo dość odbiło się w możliwościach samego pojazdu…

Przede wszystkim, to nie są zmiany na zasadzie: dodajmy trochę koni mechanicznych ku ogólnej uciesze społeczeństwa, przy okazji dodając zadbanemu koniowi siodło w innym kolorze. Nie, tutaj siodło pozostało nietknięte, ale zmieniono paszę ów koniowi oraz polepszono warunki ogólne jego bytności. Odnoszę wrażenie, że to nie jest popularne nadzwyczaj podejście w branży motoryzacyjnej do poprawiania swoich produktów. Z reguły chodzi raczej o przebiegłą grę w postaci robienia wizualnego, korzystnego wrażenia, pozostawiając to, co niewidoczne, ale nie mniej ważne, nieruszonym, a tutaj wywrócono tę koncepcję do góry nogami. Bardzo się z tego powodu cieszę, a oto moje (i Škody, rzecz jasna) argumenty: jest owszem więcej dostępnej mocy, bo 285 koni mechanicznych, ale nie przekłada się to na odczuwalnie lepsze wrażenia dynamiczne – te byłyby zapewne mocniej odczuwalne z napędem 4×4, który można zawsze domówić, niemniej dynamika jest na poziomie absolutnie wystarczającym. Istotniejszy natomiast pozostaje sposób zarządzania całą energią – pojemność akumulatora nie uległa zmianie (77 kWh netto), ale silnik elektryczny jest mocniejszy i wyraźnie odciąża cały układ, co wyraźnie owocuje korzystniejszym zużyciem energii z ów akumulatora (po mieście średnio 14 kWh, natomiast w trasie po ekspresówkach 18,3 kWh), co z kolei skutkuje większym zasięgiem na jednym ładowaniu. Moje próby wykazały, że w trasie, nieco szybszej trasie, realnie, będziemy w stanie pokonać do 420 kilometrów, co jest lepszym wynikiem aniżeli wcześniej. To brzmi całkiem sensownie, a muszę jeszcze dodatkowo wspomnieć, że Škoda popracowała nad tymi gigantycznymi multimediami w centralnym położeniu deski rozdzielczej – ekran jest oczywiście szybki, bezpośredni oraz prezentuje wysoką jakość obrazu nań wyświetlanego, ale poprawiono również intuicyjność systemu, dzięki czemu zwykłego użytkownika nie powinny w żaden sposób przytłaczać ani wielkość ów kombajnu informacyjnego, ani mnogość pokładowych funkcji. Proponowany interfejs należy do relatywnie prostych w obsłudze, dając przy tym studnię możliwości oraz umiejętności samochodu. Czego mi natomiast szkoda? Nie zwiększono mocy ładowania – szybsze ładowarki pompowały mi do Enyaq’a maksymalnie 136 kW, co kosztowało mnie jakąś godzinkę przy ładowarce (od 17 do nawet 99 procent, ale od 80% moc ładowania oczywiście spadała) – analizując plusy i minusy, to nie było jakieś ogromne wyrzeczenie, z pewnością biorąc pod uwagę stan aktualnej infrastruktury do ładowania, punkt, w którym znajduje się aktualnie nurt elektromobilności w Polsce i robiącą znakomite wrażenie jakością i dopracowaniem kabinę samochodu. Premium to może duże słowo, bo gdzieniegdzie pod naporem palca nieprzyjemnie zaskrzypiało, ale daj Boże, żeby każdy wykańczał w takim stopniu kabiny swoich pojazdów.

Biorąc to wszystko do kupy, czego nauczył mnie najnowszy Enyaq 85 Laurin & Klement? Na pewno standardowych pozycji w menu pojazdu elektrycznego: cierpliwości, pokory i nie zakładania od razu z góry, że poukładany w głowie plan działania będzie zrealizowany co do minuty. Polska infrastruktura oraz wiele czynników składowych (m.in. od lat niezmieniona technologia baterii) wciąż nie pozwalają na maksymalnie swobodne użytkowanie maszyny elektrycznej, oczywiście przy tym pesymistycznym założeniu braku możliwości ładowania samochodu w domu, ale zakładam, że doinformowani w temacie potencjalni właściciele, nie pozwolą sobie na taką niedogodność. Jasne, to nadal ukazuje potencjalnego, docelowego i rzeczywistego dzisiaj odbiorcę samochodu elektrycznego, jako człowieka zamożniejszego, który dysponuje odpowiednią infrastrukturą w domu i stać go zwyczajnie na kupno elektrycznego wyrazu mobilności za blisko 323 tysiące złotych (recenzowany egzemplarz). Możecie być jednak pewni, że w dzisiejszym stanie rzeczy Enyaq 85 jest niesamowicie wyraźnym wyrazem ów elektromobilności. Biorąc pod uwagę aktualną technologię baterii, tytułowy SUV jest przykładem samochodu, który potrafi wykorzystać ją bardzo efektywnie i przekuć w coś naprawdę sensownego. Enyaq nauczył mnie zatem również, że człowiek rzucony na głęboką wodę, z czasem bez wątpienia zacznie sobie doskonale radzić, a obraz uciekających kilometrów nie musi być wcale taki przerażający. Znakomita modernizacja w profesjonalnym wykonaniu Škody – można wyśmiewać końcowy rachunek, niemniej bliższe poznanie może jasno udowodnić, w którym dzisiaj punkcie, również na tle wewnętrznej konkurencji, znajduje się model Enyaq. Znakomita maszyna, a co ważniejsze – jeszcze lepszy elektryk, który zmusza do coraz mniejszej liczby wyrzeczeń, a to w moim rozumieniu ogromna pochwała.

Podsumowanie:

Recenzja wideo modelu Enyaq 85 Laurin & Klement

Patryk Rudnicki

No Comments

Leave a Comment

*