Protest ekologów z dieslem w tle
Od pewnego czasu Mercedes próbuje budować wizytówkę niemieckiego luksusu bardziej dopasowaną całym anturażem do nieco młodszej grupy docelowej. Czy to właściwy kierunek? Sądzę, że chęć rozwoju tudzież rozbudowywania portfolio swojego klienta zawsze powinny być rozpatrywane jako coś pozytywnego, nawet, jeśli budowanie prestiżu wokół mnogości ekranów multimedialnych, dotykowej obsługi, czerni fortepianowej, nazywanej elegancką, czy „festyniarskiego” trochę podświetlenia w technologii LED nie trafia w moje oczekiwania estetyczne. Kwestia jedynie tego, że poddany modernizacji, przestronny, ogromny i szeroki model GLE nie do końca wpisuje się w taki obraz współczesnego Mercedesa i bardzo mi to akurat pasuje…
Recenzowane GLE przypomina mi o klasie, wygodzie, zaawansowaniu i wszystkich pozostałych cechach tradycyjnego Mercedesa, na których marka ze Stuttgartu budowała swoją renomę. Nie mamy tutaj podświetlanej atrapy chłodnicy, Zieleń Szmaragdu jest gustownym i głębokim dopełnieniem eleganckiego wymiaru całego samochodu, podświetlenie LED w kabinie to raczej subtelne uzupełnienie rozpieszczającego lobby z wygodnymi sofami aniżeli dekoracja klubowej loży, a wykonanie i spasowanie dorasta poziomowi marki, która za nie odpowiada. W tym samochodzie wszystko zdaje się zgadzać i to nie jest nadzwyczaj zaskakujący fakt biorąc pod uwagę, że już GLE przed modernizacją wywierało znakomite wrażenie swoim całokształtem, ale przecież nawet markom premium zdarzają się delikatne wpadki – to również powszechnie znany fakt. W prezentowanym GLE za takowe uznaję dyskusyjną estetycznie kierownicę z niewygodną obsługą (lewe ramię odpowiada standardowo za ustawienia wirtualnych zegarów, a prawe za wyświetlacz systemu operacyjnego MBUX, niemniej dotykowo-poślizgowo-wciskane płytki są moim zdaniem równie trafnym pomysłem, co gorąca herbata przy sierpniowym upale), faktura skórzanej tapicerki w recenzowanym egzemplarzu nieźle opierała się trudom użytkowania (przebieg niemalże 27 tysięcy kilometrów), niemniej wyglądała mało prestiżowo, system audio Burmester gra fantastycznie, ale Volvo z Bowersem potrafi na tym polu jednak więcej, za to pneumatyka jest znakomita i efektywniejsza od tej w marce Volvo, niemniej ma drobne trudności z krótkimi, poprzecznymi nierównościami. Lista realnych zażaleń jednak tutaj dobiega końca, ponieważ Mercedes odrobił zadaną lekcję naprawdę trafnie, choć prawdę mówiąc, w przypadku GLE Niemcy wcale nie musieli porywać się na kompletną zmianę koncepcji danego modelu – wystarczyła inteligentna oraz wykonana dobrze aktualizacja, pozbawiona ewentualnego pogorszenia dotychczasowych cech pojazdu i to się udało.
Zmieniono delikatnie interfejs kombajnu multimedialnego MBUX, ale nie zepsuto przy tym, i to pomimo mnogości różnych ustawień oraz możliwości, łatwości samej obsługi, a zmiany stylistyczne pojazdu stanowią raczej o jego właściwym progresie w słusznym kierunku. Podoba mi się to, że GLE, pomimo bogactwa ze strony wyposażenia i pomimo swojego rozmiaru, w żadnym absolutnie momencie nie próbuje swojego użytkownika przytłoczyć nadmiarem czegokolwiek: zaawansowania, umiejętności czy inteligencji pani Mercedes – wszystko zdaje się tutaj pracować na korzyść właściciela bez utrudniania mu funkcjonowania w rzeczywistości (no, może oprócz aktywnego wspomagania układu kierowniczego, co nazywane jest asystentem, niemniej buduje poczucie sztucznego prowadzenia samochodu, jakby w kolumnie siedział pracownik Mercedesa, który wie lepiej na czym polega efektywne prowadzenie samochodu).
Co z, jak to się ładnie określa w dobie akumulatorów, zelektryfikowanym dieslem 2.0? Wbrew pozorom Niemcy opracowali niezwykle interesującą hybrydę plug-in, bo nie dość, że akumulator pomieści nawet 24,82 kWh energii, co realnie powinno wystarczyć na ponad 80 kilometrów czysto elektrycznie, to ładować go można prądem stałym, czyli szybko, a dwulitrowy silnik wysokoprężny może nie zostanie określony mianem Herkulesa, niemniej ze wsparciem elektrycznym użytkownik otrzymuje sensowne 333 konie mechaniczne i to wartość zdecydowanie wystarczająca, a już na pewno nieźle pasująca do relaksującego charakteru GLE. Poza tym, całkiem nieźle to ze sobą współpracuje i nawet ciężkie niczym stodoła GLE potrafi być uspokajająco ekonomiczne. To fascynujące połączenie dwóch światów: niechcianego i systematycznie likwidowanego, który okazuje się fantastycznie satysfakcjonujący, z nowoczesnym, potencjalnie wymaganym, a wręcz narzucanym. Wstrzymam się jednak z dalszymi rozważaniami dotyczącymi obecności wciąż sześciocylindrowego diesla w gamie prezentowanego samochodu i pozostawię to na poniższy film, a tymczasem podsumujmy…
Cieszy mnie, że lifting modelu GLE stworzył nam przede wszystkim bardziej nowoczesną propozycję, która zachowała tonę zalet swojego bezpośredniego poprzednika. Nawet, jeżeli Mercedes buduje swoje poczucie luksusu i prestiżu wokół trochę dyskusyjnych wartości, które nie do końca do mnie przemawiają, to w GLE działa to wszystko jak należy (zarówno systemy jak i adaptacyjny tempomat asystują w sposób raczej subtelny). Samochód znakomicie poskładano, jest cudownie wygodny i odprężający – zwyczajnie potrafi uargumentować trud codziennego prowadzenia dużej firmy i, co bardziej prozaiczne w tym przypadku, cenę końcową ponad 600 tysięcy złotych. W tych pieniądzach czeka nas relatywnie niedużo rozczarowań, za to kupimy sobie relaks, wygodę i spokój, opakowane w nadwozie dużej oraz eleganckiej kapsuły, która zdaje się nie robić niczego ewidentnie na pokaz. Jest charakterystyczny styl Mercedesa, niemniej pozbawiony zbędnego nadęcia tudzież efekciarstwa, dlatego właśnie GLE stanowi pociągającą niezwykle propozycję, tylko decydując się na diesla… No właśnie… 🙂
Opracowanie i tekst: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
No Comments