Na ile „prawdziwy” będzie to Mercedes?
Zadanie odpowiedzialne, bowiem przyszło mi się zmierzyć i ocenić samochód, za którym ciągnie się welon historii, a znacząca część społeczeństwa uważa za propozycję ostateczną. Miałem styczność z kilkoma generacjami Klasy E i nawet potrafiłbym zrozumieć argumenty użytkowników tego modelu, ale za każdym razem odnosiłem wrażenie, jakbym się zderzył i doświadczył oczywiście Mercedesa, niemniej w różnych zupełnie odsłonach. Nie wiem, czy bardziej zwracać tutaj uwagę na pewien brak charakterologicznej konsekwencji, czy może wychwalać różnorodność obecną w niemieckim koncernie, ale dzisiaj powiem kilka rzeczy o najnowszej E-Klasie i podkreślę jej wybitnie nowoczesny charakter…
Zdecydowanie jest o czym powiedzieć, bowiem wymiar technologiczny został w Mercedesie (nie tylko w recenzowanym bohaterze) wyniesiony na bardzo wysoki poziom. Warto sobie tylko zadać pytanie, jak to wszystko działa i koreluje z anonsowaną elegancją, która – mam wrażenie – nadal jest mocno pielęgnowaną wartością i cechą w Stuttgarcie. No cóż – wypadałoby, żebym powtórzył swoje pojmowanie segmentu Premium, a przekładając to na zrozumiały dla każdego język: pojmowanie klasy i prawdziwie dystyngowanego produktu. Ok, cenię niewyobrażalny poziom nowoczesności Klasy E, trzy odrębne wyświetlacze, mnogość funkcji oraz sztuczną inteligencję pani Mercedes, która widać, że stopniowo jest udoskonalana, niemniej w równie znacznym stopniu gryzie mnie tutaj mnogość ambientowego podświetlenia, dotykowa obsługa w zasadzie większości elementów, niepełna implementacja replikacji smartfona (mam na myśli to, że Niemcy zaproponowali gargantuiczny wyświetlacz centralny, niemniej Apple CarPlay z mapami Google zajmuje co najwyżej 80% jego powierzchni) czy drobne, jakościowe wpadki. Trochę wygląda to w ten sposób, jakby marka usiłowała zaproponować swoim klientom zupełnie nową E-Klasę i napakować do niej tyle nowoczesnych rozwiązań, ile samochód będzie w stanie przyjąć, ale dział końcowego dopracowywania projektu musiał chyba na finalnym etapie wziąć tydzień błogiego urlopu. Wydaje mi się, że nie sztuką jest marketingowe podpięcie samochodu do kosmicznego satelity i oddanie możliwości oglądania filmów czy zautomatyzowanie praktycznie każdej możliwej funkcji, a rozsądna implementacja, żeby wszystko działało, jak należy. W moim przypadku, oprócz jednorazowego uruchomienia się trybu antykradzieżowego podczas jazdy, zasadniczo elektronika działała prawidłowo… 🙂
Trochę źle się jednak czuję, mówiąc o rozczarowującym działaniu poszczególnych elementów samochodu tudzież moim podejściu i pojmowaniu samochodów z tych wyższych segmentów, za kwotę zdecydowanie wyższą aniżeli rynkowa przeciętna. Recenzowana Klasa E, w mocno eleganckim wydaniu oraz bogatym wyposażeniu, kosztowała w przybliżeniu 466 tysięcy złotych i w całym anturażu elementów, które gryzły mi się z klasycznym pojmowaniem dostojnej oraz eleganckiej limuzyny produkcji Mercedesa, stała za tym również masa przekonujących argumentów. Muszę bowiem oddać, że Niemcy opracowali sumarycznie bardzo satysfakcjonujący pojazd – znakomicie wyciszony, dzięki pneumatycznemu zawieszeniu fantastycznie komfortowy, z wygodnymi fotelami, mięsistą kierownicą czy znakomitym promieniem zawracania, i usiłujący na każdym niemalże kroku, dzięki wyposażeniu, ale nie tylko, uprzyjemniać swojemu kierowcy i pasażerom czas na pokładzie. Klientom posiadającym własną ładowarkę w garażu powinno też przypaść do gustu rozwiązanie napędowe 300 e z napędem 4MATIC – wystarczająco mocne (313 koni mechanicznych) i zapewniające taką samą dynamikę, a na deser całkiem ekonomiczne i gwarantujące sporo kilometrów pokonanych czysto elektrycznie. Widzicie – trochę jestem rozdarty…
Mercedes Klasy E mocno się zmienił i potrafię zrozumieć kierunek wspomnianych zmian. Przyszło nam funkcjonować w przykrych czasach maksymalnej automatyzacji tudzież opierania wszelkiej działalności czy optymalizacji na życiu internetowym. Coraz więcej samochodów bazuje lub próbuje się dostosowywać funkcjonowaniu wirtualnemu, dlatego zyskują na wymiarze technologicznym, ale tracą jednocześnie sporo ze swojego pierwotnego charakteru towarzysza na każdą okazję. Dzisiaj to bardziej zautomatyzowane i bezduszne maszyny, które nie zostały skonstruowane dla pięknoduchów szukających w motoryzacji głębszego sensu, tylko mają wykonywać określony zestaw poleceń i zostać wyprodukowanym ilością masową. Traktując w ten sposób case limuzyny z wysokiej półki, Klasa E zbiera mnóstwo punktów i zdecydowanie potrafi do siebie przekonać, bo to naprawdę satysfakcjonująca propozycja, tylko ubrana w otoczkę nowoczesności, która ludziom takim, jak autor niniejszego tekstu, burzy trochę odbiór wspaniałej całości. Mercedes znajduje się aktualnie na czołowej pozycji w szalonym nieco wyścigu aktualnych czasów o bycie jeżdżącym komputerem, ale nie można winić za to samego Mercedesa – koncern usiłuje się tylko efektywnie odnaleźć w nowo kreowanej rzeczywistości, co wychodzi mu całkiem nieźle. Realnie więc mam tylko jedną prośbę do koncernu ze Stuttgartu: o dopracowanie swojej limuzyny pod kątem spasowania materiałów oraz względów elektronicznych, bowiem zachwiane pojęcie jakości w tych pieniądzach i z taką historią motoryzacyjną zwyczajnie nie uchodzi, nie pasuje do takiej marki… 😉
No Comments