Oczekiwania znowu wystrzeliły. Czy to regresywny prognostyk?
Tak już mam, że ilekroć Nissan opublikuje nowość dotyczącą ich bestsellera sprzedażowego, albo poda do wiadomości publicznej, że oto Qashqai dostał nie bez wartości paczkę modernizującą, z jakiegoś powodu stoję na baczność i śledzę dalsze poczynania Japończyków. To nie tak, że recenzowany przeze mnie wielokrotnie crossover zasługuje na to wypracowanym przez siebie rynkowym stażem, albo dysponuje tak angażującym charakterem, że kierowca po krótkiej przejażdżce wysiada z niego spocony. Nie, ale Qashqai w swojej normalności posiada coś magnetyzującego i, patrząc na rodzime drogi, chyba nie tylko na mnie ten magnetyzm działa…
Ustalmy jedno: przeprowadzona modernizacja nie zmieniła naszego aktualnego bohatera w sposób drastyczny, ale ta informacja nawet mnie cieszy. Powód jest prosty: japoński crossover jeszcze przed generacyjnymi zmianami był samochodem optymalnym, bezinwazyjnym, potrafiącym uszczęśliwić większość motoryzacyjnej poczekalni, wystarczająco dopracowanym, znakomicie wyposażonym i atrakcyjnym, choć pod względem charakteru podobnym do czarnej kurtki. Miał pewne niedociągnięcia, skazy, ale odmiana hybrydowa skutecznie broniła honoru popularnego Japończyka i pozwalała stwierdzić, że obiektywnie wszystko zostało na pokładzie zawarte, a czepianie się jest bezcelowe. Na to wszystko przychodzi nowa wersja i choć trzon całego samochodu, czyli wspomniany charakter nadal pozostał mocno kompromisowy, to jednak względy obiektywne zmieniono całkiem wyraźnie…
Nie mogę nie zacząć od stylistyki, bo to właśnie ona w pierwszej kolejności spowodowała, że mój wewnętrzny, trochę stetryczały mieszkaniec domu rehabilitacyjnego zaczął się niekontrolowanie ślinić. Nie chcę przez to powiedzieć, że Qashqai wygląda przezroczyście. Wręcz przeciwnie – nowocześniej, lepiej, widać, że to nowsza odmiana i to dokładnie taka, jaka może zaskarbić sobie miliony fanów. Dla porządku: reflektory główne są tutaj aktywne (mówię o najbogatszej wersji Tekna +), oświetlenie w pełni w technologii LED, zarówno tylne, jak też przednie kierunkowskazy są dynamiczne (lub pływające – ostatnio często słyszę takie określenie), a crème de la crème stanowi głęboki, tajemniczy, modny i elegancki lakier nadwozia Deep Ocean, który również stanowi tutaj nowość. Po takim pierwszym uderzeniu wydawać by się mogło, że wnętrze – jego kompozycja i uposażenie – będzie już mniej postarane, ale Nissan uczy nas, żeby nie wyciągać pochopnych wniosków. Co prawda, na pierwszy rzut oka nasze podejrzenia wydają się niestety sprawdzać, ale wytężcie nieco wzrok – mamy teraz mapy Google, zaktualizowane materiały, w tym sporo alkantary (lub czegoś w tym rodzaju) w recenzowanej odmianie czy niekończące się możliwości budowania nastroju w kabinie poprzez oświetlenie ambientowe. To nie jest środowisko Premium, dzięki poczynionym zmianom człowiek nie czuje się tutaj bardziej ważny, niemniej wpływa to na pozytywny odbiór samochodu jako całokształtu. Wady? Niedociągnięcia? Istnieje spore prawdopodobieństwo, że one są tylko w mojej głowie, ale podzielę się: centralny podłokietnik jest pozbawiony regulacji, więc mój łokieć trafiał notorycznie w przednią jego część – przydałaby się regulacja wzdłużna. Poza tym ambientowego podświetlenia zabrakło w tylnej części kabiny, o ile oczywiście nie liczymy podświetlonych kieszonek w drzwiach, bo to akurat miły akcent, no i wszelkie schowki na pokładzie zostały pozbawione jakiegoś przyjemniejszego materiału w typie flokowania, niemniej… To wszystko, co mógłbym realnie wymyślić…
Ok, mógłbym jeszcze dodać, że hybryda nie jest wybitnie oszczędna w trasie, uruchamianiu benzynowego silnika 1.5 towarzyszy nieprzyjemny wstrząs całym nadwoziem i nie da się jej połączyć z napędem realizowanym na cztery koła, niemniej wciąż dysponujemy sumarycznym zasięgiem ponad 600 kilometrów i zapewne względy konstrukcyjne spowodowały, że jest dostępny wyłącznie napęd FWD, choć pachnie to delikatnie usprawiedliwianiem producenta. Ważne jest co innego: aktualny Qashqai pozostał satysfakcjonującą, znakomitą propozycją w segmencie kompaktowym. Podoba mi się kierunek zmian, jaki poczynił sztab Japończyków, bowiem nie zepsuto dotychczasowej kompozycji, nie zmieniono również jej kluczowych założeń i możliwości, a jedynie dostępnymi środkami technologicznymi oraz designerskimi unowocześniono w takim kierunku, żeby to był lepszy, bardziej konkurencyjny pojazd. Moim zdaniem udało się, jest lepszy i z dumą może ciągnąć przydomek oficjalnego protoplasty danego segmentu. Konkurencja potrafi dzisiaj bardzo dużo, ale Qashqai z dumą potrafi się bronić i ma ku temu mocne argumenty.
Podsumowanie:
Opracowanie i tekst: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
No Comments