Dowód możliwości
Czasy mamy takie, że aby kręcić biznes w branży motoryzacyjnej na terenie Starego Kontynentu, należy spełniać litanię komisyjnych wymagań i ściśle trzymać się różnorakich obwarowań, bo jak nie, to Unia pogrozi swoim palcem i nałoży gargantuicznych rozmiarów kary finansowe. Wszystko sprowadzane jest do sytuacji, w której spalinowe pojazdy ledwo zipią, olej napędowy jest wielkim przeciwnikiem aktualnej narracji, w którą idealnie wpisują się napędy hybrydowe i elektryczne, a ciemnemu ludowi ubierane to jest w atrakcyjne ciuszki marketingu. Trochę smutna rzeczywistość, bo dzisiaj określenie „cieszenia się motoryzacją” zaczyna być obce lub jest interpretowane, jako atomowe przyspieszenie w linii prostej. Fascynujące, że człowiek w taki sposób zaczął interpretować radość, przy aktualnych możliwościach i zdobyczach technologicznych – nie, jako efektywne wydzielanie zdrowych endorfin i poprawianie tym samym własnego samopoczucia, tylko jako narażanie organizmu na zupełnie nienaturalne przeciążenia i obligatoryjne puszczanie haftów. To jest postęp?

Nie wszystko jednak zatraciliśmy – istnieje bowiem jeszcze trochę pozycji na samochodowej mapie, które potrafią cieszyć, sprawić, że wypełniony obowiązkami dzień jest odrobinę mniej nudny aniżeli zwykle lub stanowią pewnego rodzaju manifest producenta, że „my jeszcze możemy”. Co to znaczy? Tak się nie robi, żeby odpowiadać pytaniem na pytanie, ale dlaczego by sobie nie pozwolić na odrobinę szaleństwa, jeżeli wyniki finansowe należą do zadowalających, a złote sejfy pękają od nadmiaru gotówki? Oczywiście przesadzam, ale tak sobie to wyobrażam, skoro marka Škoda od lat wiedzie prym w tabelkach sprzedażowych lub okupuje najwyższe pozycje, ciesząc się niesłabnącym zainteresowaniem klientów. Po co konstruować model Kodiaq w teoretycznie bezsensownej odmianie RS? Potencjalny klient – głowa szczęśliwej rodziny, będzie nim jeździć po torze sprawnościowym, próbując sobie udowodnić, że w tym doświadczonym życiem ciele drzemie jeszcze całkiem sporo nastolatka? Odpowiedź może się wydawać lekceważąca, żeby nie powiedzieć: głupia – bo może.



No właśnie – Škoda mogła sobie pozwolić, by zmienić stylistycznie duży samochód typu SUV, dodać mu nieco pikanterii oraz dystansu, a na koniec władować pod maskę naprawdę solidny piec zasilany benzyną – w czasach zniewieściałości motoryzacyjnej „solidny” oznacza silnik 2.0 TSI o mocy 265 koni mechanicznych i godnym pozazdroszczenia momencie obrotowym 400 niutonometrów. Oczywiście, nie będziemy mówić o ekstremum w solidnym wykonaniu Czechów – nadal ma to być maksymalnie wszechstronny i praktyczny samochód z napędem realizowanym na wszystkie koła, niemniej wersja, anturaż dodatków „RS” i cena zaczynająca się od niespełna 244 tysięcy złotych przestają trochę licować z pojęciem zdrowego rozsądku, ale tak właśnie miało być. Czy to zatem propozycja dla mniej rozsądnych jednostek lub traktujących pieniądze wyłącznie jako środek do szczęścia? Czy to propozycja dla ludzi, którzy nie oszczędzają czterech kółek i wymagają poczucia „funkcjonowania nad szarą rzeczywistością drogową”? Być może. W każdym razie, żeby tak było, Kodiaq RS powinien spełniać kilka warunków…



































Opracowanie i tekst: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
No Comments