Branża motoryzacyjna się zmienia – widzimy to praktycznie na każdym niemalże kroku i z mniejszą lub większą trwogą spoglądamy w przyszłość. Ok – ja tak mam, bo przesadne zaawansowanie technologiczne nie jest dla mnie obiektem fascynacji, zaś pojazd usilnie próbujący mnie wyręczyć z każdej czynności za pomocą sztucznej kobiety w monitorze, jest dla mnie w mniejszym lub większym stopniu dowodem na to, że jako rozwinięte społeczeństwo z dnia na dzień jesteśmy coraz bardziej próżni. Oczywiście, to miłe, kiedy Pani Laura (zbieżność imion przypadkowa – wybacz Škodo ;-)) zmieni nam zdalnie temperaturę w samochodzie, uruchomi podgrzewanie najmniej reprezentacyjnej części naszego ciała lub opowie dowcip, ale kategoryzuję to w dalszym ciągu tylko, jako ciekawostkę i pokaz możliwości danego producenta, niemniej podobnie było kiedyś z pojazdami typu SUV, a dzisiaj…


Dzisiaj to pewna stała naszej codzienności. Śmiało mógłbym powiedzieć, że 70% nowych produktów, jakie są prezentowane, by później trafić do produkcji wielkoseryjnej, to właśnie SUV z krwi oraz kości, takim, jakim wymyślił go człowiek lub najdalej pewna jego ewolucja. Doszliśmy już do nieco kuriozalnej sytuacji, bo jeżeli nowy samochód nie jest żadną interpretacją tytułowego słowa, to ludzie biznesu zaczynają węszyć podstęp i prorokują zupełny, permanentny brak zainteresowania, który zakończy się fiaskiem. To efekt postrzegania samochodów typu SUV, jako maszynek do efektywnego produkowania mamony – złoty środek, wymyślony kupę czasu temu i wpojony ludziom, jako produkt motoryzacyjnego pochodzenia opatrzony metką pierwszej absolutnie potrzeby. Dużo z nas w to uwierzyło, co widać na ulicach oraz w poczynaniach światowych koncernów motoryzacyjnych, tylko czy my naprawdę potrzebujemy wielgachnego i ciężkiego Audi, które ciężko zaparkować w mieście, jest pieruńsko drogie i nieekologiczne w produkcji? O co w ogóle tyle szumu?
SUV miał być ukłonem w kierunku wygodniejszego zajmowania miejsca w samochodzie, analogicznie – wygodniejszego też wysiadania oraz większego prześwitu. Zapachniało skalibrowaną ofertą dla starszych osób? Być może, choć nie taki był chyba zamysł, ale teraz nie ma to i tak większego znaczenia, ponieważ koncepcja stojącego wyżej samochodu dla mas uległa diametralnemu przeorganizowaniu. Dzisiejszy SUV nie musi wcale posiadać większej przestrzeni między gruntem a podwoziem i wcale nie chodzi o bezpieczne samopoczucie na pokładzie takiego samochodu tudzież wysiadanie z gracją i powabem księżnej brytyjskiego dworu. Zmieniły się założenia, efekt, jaki mądre głowy kierowane innymi mądrymi głowami z działu marketingu chciałyby uzyskać (powinienem użyć określenia „przebiegłe”) i podejście do takiego pojazdu. Sport Utility Vehicle powinien wyglądać dumnie, prestiżowo, drogo i poważnie, a że w terenie zachowa się, jak zmęczony jamnik po zabawie i padnie na brzuch? Nie ma to większego znaczenia. Samochód z pewną funkcjonalnością zamieniliśmy (tak, my – konsumenci, chcący jeździć takimi pojazdami, a producent chętnie przecież spełni oczekiwania grupy docelowej) na obiekt pożądania, który manifestuje pieniądze, styl życia i hierarchię w społeczeństwie, a przecież każdy chciałby się poczuć ważny i doceniony, toteż większość kupuje taki samochód, jako rzecze tytuł niniejszego felietonu. Dla koncernu to sytuacja wymarzona – otrzymuje przecież gotowy materiał do indywidualnej obróbki, więc należy jedynie nadać mu odpowiednią formę, chwytliwie nazwać, wykończyć i kupować następny apartament na Malediwach. Skoro dobre samopoczucie jest przekładane na duży samochód typu SUV, to koncern skrzętnie to realizuje, ale posiadając jednocześnie wymogi ze strony Unii Europejskiej, powinien jeszcze zadbać o jego wymiar ekologiczny, dlatego kończymy z elektrycznymi pojazdami typu SUV i koło efektywnego popytu oraz podaży się zamyka. Mam wrażenie, że jako społeczeństwo ukręciliśmy sami na siebie odpowiedni bat i ponosimy tego konsekwencje – konsekwencje naszego podejścia do życia, traktowania go materialnie i przekładania niemalże wszystkiego na wymiar finansowy. Widzisz przecież duży i drogi pojazd typu SUV, więc automatycznie pomyślisz: „temu się powodzi, obrał miejsce na szczycie drabiny ewolucyjnej, a już z pewnością odniósł sukces”, prawda? 😉
Nie powiem: niektóre podniesione krążowniki europejskiego przemysłu motoryzacyjnego potrafią cieszyć i być satysfakcjonujące, ale nie zmienia to faktu, że jesteśmy nierzadko świadkami zalewu miernoty, tandety i odpowiednio ubranych produktów, które mają nas cieszyć najkrócej, jak to możliwe. Najgorsze w całej tej sytuacji mimo wszystko nie jest wcale obniżanie standardów, mania na punkcie zarabiania czy unifikacja produktów na skalę globalną, tylko fakt, że się na to godzimy, akceptujemy, dajemy gotowe pomysły i nawet za to płacimy, udowadniając, że to nie producenci obniżają wyśrubowane standardy, tylko my obniżamy swoje. Zrezygnowaliśmy już, praktycznie w całości, z małych samochodów miejskich, bo to przecież wstyd jeździć KIĄ Picanto, z praktycznych kombivanów pokroju Renault Kangoo, a klasyczne pojazdy typu kombi są obecnie w mniejszości. Dlaczego? Dlaczego wyrzuciliśmy na śmietnik rzeczywiste zalety i wymiar funkcjonalny, a przyjęliśmy z otwartymi ramionami to, jak będzie nas postrzegać społeczeństwo? Realne argumenty zostały diabolicznie i agresywnie zdeptane przez modę i utrzymujące się trendy. Lubię skrzętnie otulającego mnie SUV-a, który daje trochę złudne poczucie bezpieczeństwa, ale jeszcze bardziej preferuję dopracowanego kombivana, który jest bezprecedensowym zwycięstwem inteligencji oraz manifestacją własnego zdania – tak się teraz staje oryginalnym… 🙂
No Comments