Hotel Gołębiewski na kołach
Oglądałem całkiem niedawno recenzję pobytu i serwowanego tam jedzenia – w sensie w tytułowym obiekcie, a w zasadzie to jednym z nich, u popularnego w naszym kraju youtubera i wnioski – dało się odczuć – były raczej mieszane. Kompleks wypoczynkowy, jak nie przymierzając hotel w Turcji podczas all inclusive, o ugruntowanej pozycji na polskim rynku hotelarskim i bez wątpienia ze sporym wkładem osobistym w rozwój gospodarki rodzimej, ale styl wynajmowanych pokoi, organoleptyczny stan obiektu czy nawet jedzenie, wzbudzały pewien delikatny niedosyt. Ja oceniać nie będę, niemniej zacząłem się nad tym głębiej zastanawiać, bo miałem ostatnio całkiem zbieżny przypadek motoryzacyjny – samochodu, który na rynku znany jest mniej więcej od tysiąca lat, ale jego kariera potoczyła się w dość osobliwy sposób…




Leon – to nie jest wuj z Podlasia, tylko wewnętrzny konkurent dla takich pojazdów, jak Volkswagen Golf czy Škoda Octavia, znany w branży samochodowej od przeszło 25 lat, niemniej odnoszę wrażenie, jakby dotychczasowy jego blask został nieco stłumiony i to na życzenie samego koncernu multi brandowego, który go wymyślił. Dlaczego? Na samym początku Leon miał być zwyczajnym hatchbackiem, który będzie jednak wyraźnie odnosił się do sportu i w pewnym stopniu angażowałby swojego kierowcę, czyli oferowałby przymioty, których zawsze brakowało nudnemu Golfowi. Wychodziło to nieźle, potem recenzowany bohater dorobił się praktyczniejszej wersji kombi (też określanej z poszanowaniem sportowych naleciałości – Sportstourer), budował swoją karierę, a potem nadeszły czasy do wypracowywania dodatkowego zarobku, na kanwie pożądanego w samochodach vibe’u sportowego i Seat Leon stracił odrobinę swojego pierwotnego animuszu. Trudno się dziwić, skoro przez jakiś czas nawet sam koncern miał zagwozdkę i pompując mnóstwo środków oraz sił w promocję marki Cupra, nie wiedział do końca, co robić z poczciwym Seatem, co robić z Leonem, który występował (i występuje) pod różnymi dwoma brandami. Co warto dzisiaj w danym temacie powiedzieć?



Zaparkowałem u siebie czarne kombi, niezwykle bogato wyposażone, i zacząłem się zastanawiać: gdzie Ty dzisiaj funkcjonujesz na tym skomplikowanym rynku? Twój blask skutecznie przygasiła Cupra, klienci zaczęli o Tobie chyba zapominać, a przecież oferujesz całkiem sporo i nie jesteś przecież motoryzacyjną skamieliną, żeby nie móc nawiązać rywalizacji ze swoją konkurencją. W porządku, Leon idealnym samochodem nie jest, ale to jednocześnie wciąż interesująco narysowana propozycja, z nowoczesnymi rozwiązaniami, w testowanej odmianie nawet z aktualnym układem hybrydowym o systemowej mocy 204 koni mechanicznych, więc o co tak naprawdę chodzi z tym Seatem? Czy to ja wymyślam nieistniejący problem, czy może koncern Volkswagena delikatnie pogubił się w tej partii motoryzacyjnych szachów i posłał gońca na króla Leona, tworząc przez to zagrożenie szachem? Wydaje mi się, że Leon (Seat) to dzisiaj takie podrośnięte dziecko, które brylowało kiedyś na rodzinnej arenie i było ulubieńcem rodziców, ale od czasu narodzin kolejnego członka tej samej rodziny, więcej uwagi kieruje się na zupełną nowość, podczas gdy Leon czuje delikatne porzucenie, a co za tym idzie – klientela efektywniej dostrzega to, co jest mocno promowane i agresywniej wygląda. Czy to dobrze? Nie dla Seata. Czy to sprawiedliwe? To normalna trochę kolej rzeczy, niemniej szkoda mi trochę aktualnej pozycji, w jakiej znalazła się ta marka, bo uważam, że to wciąż bardzo interesujące propozycje samochodowe. Chyba nie do końca w przemyślany sposób zadziałały tutaj machinacje strategiczne koncernu, na czym delikatnie cierpi recenzowany pojazd, ale to również niezła informacja dla klientów, bo jeżeli oderwiemy na chwilę wzrok od powabnych modeli Cupry, to dostrzeżemy, że taką samą technologię, choć inaczej ubraną, możemy dostać w korzystniejszych warunkach cenowych – oczywiście pod niektórymi warunkami. Dobrze było wypróbować tego Leona…
Podsumowanie:










No Comments