Czego nauczyła mnie Škoda Elroq?
Elektryfikacja branży motoryzacyjnej to postępujący trend i o ile dziesięć lat wstecz był to pomysł trochę w powijakach lub eksperymentalne laboratorium dla producentów samochodowych, o tyle dzisiejsza rzeczywistość kreowana jest niemalże wokół tego zagadnienia. Czy to dobrze? Można posiadać różne koncepcje na dany temat i zgodzę się, że w tym przypadku akurat punkt widzenia bardzo zależy od punktu siedzenia, bo my tutaj na polskim, wystarczająco specyficznym padole narzekamy, że infrastruktura do ładowania wciąż pozostawia wiele do życzenia i posiadanie samochodu elektrycznego jest obwarowane licznymi warunkami, podczas gdy taka Skandynawia otwarcie śmieje nam się w twarz i pokazuje, co można osiągnąć. Zgadza się – publicznych ładowarek przybywa, niemniej większości z nich wypełnianie „mocowych” deklaracji sprawia dalej trudność, mimo, że człowiek nawet zadba o uprzednie przygotowanie baterii do przyjmowania dużej mocy ładowania podgrzewając ją, natomiast podróżowanie lokalnie bezemisyjnym urządzeniem w dalszym ciągu przypomina studiowanie mapy w poszukiwaniu dostatecznie wydajnych ładowarek, gwarantujących nam dalszy zasięg. Doszliśmy, co mnie trochę cieszy, a trochę smuci, do momentu, w którym producenci samochodów potrafią nam zaoferować bardzo sensowne miksery na czterech kołach, osiągające realnie ponad czterysta lub więcej kilometrów zasięgu, co ułatwia nieco funkcjonowanie z takim osiągnięciem inżynierskim w codziennym życiu, ale tylko ułatwia, natomiast urządzenia w typie recenzowanej Škody Elroq już nam udowadniają, że potrafią być lepsze i wydajniejsze, aniżeli rozwijana w ślimaczym tempie infrastruktura do ich ładowania i to jest realny problem…






Powiedzmy sobie jednak coś o samym pojeździe, bo to całkiem interesująca koncepcja pokazująca, jak modułowo i kreatywnie można traktować urządzenia elektryczne. Model Elroq to nowość – druga propozycja od Czechów, jak można zaaranżować i ubrać ideologię bycia ekologicznym, by trafiać do użytkowników potrzebujących zwykłego i całkiem konwencjonalnego samochodu. Oto bowiem dostajemy urządzenie szufladkowane do segmentu kompaktowego, ale znając upodobania Škody, inżynierowie może nie chcieli wymyślać koła na świeżo, ale wycisnąć z koncepcji reprezentanta segmentu C absolutnie wszystkie soki. Prawda jest następująca, że klasyczne i prostolinijne klasyfikowanie pojazdów Škody często się nie sprawdza, bowiem siłę tej marki stanowi od lat proponowanie rynkowych produktów, które wyłamują się mierzalnym prawidłom klasyfikacji. Tak jest również i w tym przypadku, bowiem Elroq okazuje się być delikatnie większy od żmudnie budowanej przeze mnie koncepcji przynależności do segmentu kompaktowego – nie do końca przy całkowitej długości 4 488 milimetrów czy rozstawie osi wynoszącym 2 765 milimetrów, co jest dokładnie taką samą wartością, jak – uwaga – w zdecydowanie większym Enyaq’u! 🙂 No cóż, efekty takiego działania są intrygujące, bowiem Elroq oferuje dużo miejsca w drugim rzędzie siedzeń, pojemny bagażnik (od 470 do 1 580 litrów) i naprawdę przestronne wnętrze. Reszta jest efektem bycia urządzeniem elektrycznym, bowiem podłoga jest płaska, środek ciężkości znajduje się bardzo nisko, więc auto prowadzi się raczej przewidywalnie i wystarczająco precyzyjnie, choć beznamiętnie i pojazd należy oczywiście do ciężkich – nie znalazłem dokładnej masy własnej na stronie producenta, niemniej chyba można przyjąć wyjściowo te dwie tony, co jednocześnie wrażenia nie zrobiło, ponieważ Czesi umiejętnie zakamuflowali te kilogramy i nie czuć ich tak podczas jazdy. Dlaczego to natomiast godna propozycja dla prostolinijnie myślącego użytkownika samochodów? Najprościej mówiąc: bo to Škoda – znakomicie przemyślana, jeszcze lepiej zrealizowana, bardzo dobrze wykonana, dobrze wyposażona (o ile nie będzie się chciało pójść w kierunku oszczędności) i choć wykorzystująca funkcjonujące w społeczeństwie trendy w postaci, chociażby, tabletów i obsługi dotykowej, to z niezłą implementacją tychże rozwiązań i bez stawiania wszystkiego na jedną kartę. Wygląda na całkiem niezłą rozgrywkę…



Fascynuje mnie punkt, do którego doszedłem w swoich rozważaniach, ponieważ użytkując Elroq’a podczas tygodnia obecności u mnie, w rzeczywistości nie przeszkadzał mi sam Elroq jako taki czy nawet fakt, że to urządzenie czysto elektryczne, a to z kolei wiąże się z kilkoma warunkami dotyczącymi samego użytkowania. Dopracowanie systemu zarządzania energią pokładową spowodowało, że jazda kosztowała mnie trochę mniej nerwów, realny zasięg pojazdu sięgał 350 kilometrów (trasa przy 120 km/h w dość niesprzyjających warunkach pogodowych; w mieście nawet do 540 kilometrów), tylko zaznaczam: sprawdzałem wariant 85 o największej pojemności baterii (77 kWh użytkowo), dynamika była więcej, niż wystarczająca (286 koni mechanicznych – wyżej mamy tylko wersję RS), a samo użytkowanie nie przysparzało absolutnie żadnych niedogodności ze strony pojazdu… No dobra, istnieje rozróżnienie w mocy ładowania prądem stałym, ponieważ recenzowaną odmianę 85 mogłem pompować maksymalnie z mocą 135 kW, podczas gdy słabsze warianty 60 i 50 mogą przyjmować wyższą moc ładowania – domyślam się, że chodzi o żywotność akumulatora tudzież bardziej zrównoważone użytkowanie Elroq’a w tej wersji, cokolwiek miałoby to znaczyć, niemniej klienta podjeżdżającego na ładowarkę szybką i płacącego za swojego elektryka niemałą przecież ratę leasingową, chyba nie bardzo interesują takie rzeczy – liczy się bowiem jak najszybsze doładowanie pojazdu. 🙂 Druga kwestia natomiast jest moim, indywidualnym kłopotem poznawczym – bo to samochód elektryczny. Zasłyszałem gdzieś opinię, że gdyby Elroq miał postać konwencjonalnego samochodu lub przynajmniej taką wersję, to byłby propozycją zasadniczo kompletną i coś w tym jest. Byłem raczej spokojny o wykorzystanie przez markę dostępnych zasobów i stworzenie naprawdę kompetentnego projektu, urządzenia, któremu realnie trudno cokolwiek zarzucić, bo wszystko trzyma się całkiem spójnej całości, więc mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że model Elroq to satysfakcjonująca propozycja rynkowa? W sensie bycia porządną maszyną, która robi, co do niej przynależy – tak, natomiast jej ograniczeniem w dalszym ciągu jest wspomniana infrastruktura ładowarek i brak poczucia wolności, kiedy chciałbym wybrać się w daleką podróż. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: wciąż jestem zdania, że produkty elektryczne są do siebie zasadniczo podobne i beznamiętne, a motoryzacyjnej wyrwy po erze spalinowej nie zastąpią mi atomowe przyspieszenia wywracające mój błędnik do góry nogami, ale obiektywnie Škoda może być z siebie naprawdę dumna, bowiem opracowała kolejny, bardzo udany pojazd zasilany elektrycznością. W ogóle pojazd, jako taki.
















No Comments