Nie jest nowością, że motoryzacja naszych czasów to nieprzytomny wyścig liczb, sekund i satysfakcjonującej kwoty po zamkniętym kwartale. Trochę to smutne. Znaczy nie urodziłem się wczoraj i doskonale wiem, że obserwowane trendy kształtowały się już dziesięć lat wstecz, niemniej wówczas Unia Europejska jeszcze nie płakała tak histerycznym głosem, wylewając pełne wiadro mentalnych pomyj na Bogu ducha winne silniki wysokoprężne, a producenci nie mieli tak gigantycznego parcia na konie mechaniczne. Jasne, powiemy: im więcej mocy pod maską, tym lepiej i sprawniej, bo można w ekspresowym tempie wyprzedzić, a efektem ubocznym będzie jedynie zabrane na trzy miesiące prawo jazdy. Trochę przesadzam, ale sytuacja w segmencie uwielbianych przeze mnie „gorących” hatchbacków, przybiera dzisiaj postać delikatnie karykaturalną i nasuwa pytanie: gdzie jest granica?
Widzicie, 150 koni mechanicznych, takich benzynowych koni mechanicznych, będę się upierał, że wystarczy do codziennej eksploatacji w klasycznym samochodzie reprezentującym segment C. Po co więcej? Chyba tylko po to, by realizować własne ambicje i absolutnie to rozumiem, niemniej te 150 koni mechanicznych relatywnie spokojnie żyjącemu Mariuszowi powinno wystarczyć. W dzisiejszym świecie taka wartość uchodzi jednak za wstyd, może nie w standardowych odmianach kompaktu, ale w przynajmniej usportowionych już na pewno. 306 koni mechanicznych w hatchbacku to już co najmniej bardzo szybki wóz. Maszyna, którą, wbrew pozorom, łatwo można się pozbyć mozolnie wypracowywanego dokumentu. Liczby niewiele Wam powiedzą, bo co z tego, że A 35 AMG osiąga pierwszą setkę w katalogowe 4,7 sekundy? Pomyślicie: fajnie, szybko, ale pomyślcie, że prawdopodobnie wolniej wstawiacie wodę na herbatę, zrobicie pięć przysiadów lub przepłyniecie jedną długość basenu. To 100 km/h i mówimy o ważącym średnio 1,5 tony samochodzie kompaktowym, czyli wystarczająco dużym, ale nieprzesadnie dużym. Firmy motoryzacyjne najwyraźniej postawiły sobie dzisiaj bardzo ambitne wyzwanie: będziemy mieć najmocniejszego hatchbacka segmentu C na świecie. I to widać…
Obecnym niekwestionowanym królem jest Mercedes-AMG A 45 S 4MATIC+, który oczywiście musi dysponować napędem realizowanym na wszystkie koła, bo w przeciwnym razie jego przyspieszanie byłoby histerycznym festiwalem palonego kapcia. Mój Boże, ten samochód posiada 421 koni mechanicznych. Do niedawna tyle miał Ford Mustang z ośmiocylindrowego motoru 5.0. To pułap niebezpiecznie zbliżający się do półki bardzo poważnych samochodów sportowych. Zresztą, od pewnego czasu weszło do powszechnego użycia określenie „über hot hatch”, czyli tłumacząc luźno: hot hatch wymykający się pewnemu, funkcjonującemu obrazowi szalenie sprawnego i emocjonującego hatchbacka. Usłyszeliśmy to w przypadku Focusa RS, który miał 350 koni. Ja miałem sposobność ujeżdżać poprzednie A 45 AMG o mocy 381 koni, a potem bank mocy rozbiło Audi z modelem RS 3, które zaoferowało koni 400. Dalszy bieg wydarzeń już znacie.
Co dalej? No cóż, jednego możemy być pewni: wyścig zbrojeń trwa. No przecież Audi nie pogodzi się z faktem, że Mercedes przeforsował całe towarzystwo i udowodnił, że da się więcej. Ingolstadt już pieczołowicie testuje swojego zawodnika i zapowiedzi dotyczące nowego RS 3 Sportback należą jednocześnie do bardzo podniecających, ale i lekko przerażających. Znakomita informacja brzmi następująco: Audi prawdopodobnie utrzyma swoją dumę, czyli pięciocylindrowy silnik 2.5 TFSI, co zresztą wyraźnie słychać na poniższym zapisie wideo, niemniej dostępna moc będzie pewnego rodzaju sztuką dla sztuki. Jasne, będzie pieruńsko szybko, ale posłuchajcie tego: „standardowe” RS 3 ma podobno zaoferować 420 koni mechanicznych, czyli pułap na zasadzie: „spokojnie Affalterbach – jeszcze Was nie prześcignęliśmy”, podczas gdy najmocniejszy wariant zaoferuje prawdopodobnie 450 koni mechanicznych, czyli pułap na zasadzie: „Affalterbach, co Wy na to?”. No i nie oczekujmy, że będzie przystępnie cenowo – wciąż aktualne RS 3 Sportback, po solidnym doposażeniu, potrafiło kosztować ćwierć miliona złotych.
Gdzie jest zatem granica? Wyścig liczb dostarcza nam fascynujące widowisko, klientom daje samochody o nieprawdopodobnych wręcz możliwościach, a wypożyczalniom kolejny argument biznesowy. Trochę odnoszę wrażenie, że dzisiejsze, „gorące” hatchbacki, przynajmniej te niektóre, są konstruowane dla sztuki oraz jako spirala napędzającego się pieniądza. Takie wozy zaczynają być delikatnie przerażające, więc granica leży najprawdopodobniej gdzieś w konstruktorskiej wyobraźni.
No Comments