Oby więcej takich epizodów! Po kuriozalnym materiale traktującym o wyścigach pod biurem w zeszłym tygodniu, przyszedł czas na starą, dobrą, wypróbowaną i dopracowaną formułę Top Gear. Niektórzy pewnie wyrażą swoją dezaprobatę, bo udająca wóz strażacki Łada, kolejne głupawe pomysły czy więcej rozrywki aniżeli konkretnej, skondensowanej motoryzacji, ale o to właśnie chodziło. Wszak The Grand Tour jest w pierwszej linii rozrywkowym show, nieprawdaż?
Odcinek czwarty zawierał praktycznie wszystkie elementy, za które lubiłem, ceniłem oraz dzięki którym uwielbiałem oglądać stary jeszcze Top Gear, ten z Clarksonem, Hammondem i May’em. Argument pierwszy: bardzo dobry i konkretny test McLarena 720S, który jednocześnie, niestety, trochę zawiódł wykręcając identyczny czas na aktualnym torze sprawnościowym show Amazona co model 650S. Argument drugi: film w Chorwacji, teoretycznie bez reżyserki, gdzie James May przerobił Ładę Riva na niekoniecznie efektywną straż pożarną, Hammond testował Ariela Nomada, zaś Jeremy Clarkson, w luksusie, wygodzie i gangu pięciocylindrowego motoru, sprawdzał niebieskie Audi TT RS. Argument trzeci: niezmiennie brytyjskie poczucie humoru i wciąż bardzo ciekawe pomysły. Z boku gdzieś przewinął się jeszcze wywiad z wokalistami mającymi powiązanie z brytyjską motoryzacją i tegoroczne nagrody The Grand Tour.
Dlaczego epizod okraszony numerem 4 był, moim zdaniem, udany? Owszem, niektóre rzeczy sprawiały niezmienne wrażenie „przymusu zrobienia dobrego show”, ale przy tym nie odczułem jakoby któryś materiał był podkoloryzowany, jakby realizatorzy i pomysłodawcy za wszelką ceną próbowali jeszcze dorzucić niepotrzebny wybuch lub bezsensowny pomysł, żeby efekt finalny sprawiał wrażenie lepszego. Tak, momentami było kontrowersyjnie, z udziałem lokalnych, chorwackich pań, ale to Clarkson, Hammond i May – tak będzie zawsze. Czekam na odcinek piąty, naprawdę czekam.
Źródło zdjęcia: www.rarbgproxy.org
No Comments