Hybryda wyzwoleniem od czepiającego się Greenpeace’u? A może w pełni elektryczna siła, która potrafi mieć swoje zalety (z punktu widzenia osoby bezgranicznie zafascynowanej motoryzacją chodzi rzecz jasna o moc i moment obrotowy dostępne od zera totalnego)? Czasami z lekkim strachem śledzę kolejne doniesienia o przewrotach silnikowych, wymaganiach lobbystów czy, trochę na siłę kreowanej przyszłości branży moto i zadaję sobie pytania: czym będziemy jeździć za, powiedzmy, 30 lat i gdzie się podziały wartości, które były aktualne gdy ja raczkowałem w temacie samochodów? Ostatnie wiadomości sprowokowały mnie, by zająć w tym szaleństwie określone stanowisko…
Najłatwiej jest odgrywać rolę bezstronnego, wiem, ale jeszcze 15-20 lat temu, kiedy posiłek spożywało się przed telewizorem w towarzystwie prowadzącego z TVN Turbo i człowiek dostawał wypieków na twarzy słysząc dostojnie toczące się AMG, hybrydy były jeszcze w powijakach. Absolutny top wiodły silniki benzynowe, a znakomita większość kupujących dostrzegała również masę zalet w jednostkach wysokoprężnych, na czele z oszczędnością rzecz jasna. Hybrydowy Lexus? Hybrydowa Toyota? Technologia łączenia dwóch silników? Owszem, była o tym mowa, ale chyba każdy podchodził do tego zagadnienia dosyć zachowawczo i z pewną nieśmiałością, jakby baterie w samochodzie NAS miały nie dotyczyć. To znamienne, że niektórych rzeczy próbujemy nie dopuszczać do naszych myśli, bo przecież zafascynowaliśmy się motoryzacją dzięki ryczącemu V8, charakterystycznemu bokserowi czy pierdzącym wydechom hatchbacków segmentu C, a dzisiaj? Volkswagen proponuje samochód bez kierownicy, Volvo wycofuje się z diesli, Porsche wycofuje się z diesli, a BMW wstrzymuje do odwołania produkcję znakomitego M3, bo to nie spełnia wysublimowanych norm emisji spalin. No i ten wyścig dotyczący baterii, kombinowania z prądem i umieszczania po jednym silniku przy każdym z kół…
Nie mam wątpliwości, że trafiliśmy na ciekawe czasy w ogólnej historii motoryzacji, a zapowiadane modyfikacje, zmiany i modernizacje prędzej czy później trafią do klienta w autoryzowanym salonie producenta. Pokłosie tych zmian w zasadzie mamy już teraz – na hybrydy nie patrzymy już jak na rozwiązania nie z tej planety, stały się one zupełną normą, a elektryczne wersje i modele poszczególnych samochodów sukcesywnie rozwija się mówiąc, że to optymistycznie wyglądające rozwiązania przyszłości. Tak, są znacznie mniej skomplikowane konstrukcyjnie, chronią zieloną przyrodę, by ta nie pousychała i zadowalają wiecznych malkontentów wypruwających sobie żyły, by ochronić przydomowy krzak agrestu. Patrząc jednak na nasze podwórko, elektryki jeszcze długo się nie zadomowią, raczej. Infrastruktura do ładowania baterii jest w Polsce nadal beznadziejna, a optymistyczna ustawa traktująca o elektromobilności zaczyna być coraz mniej optymistyczna. Poza tym wypadałoby jeszcze przemówić do świadomości kupujących, a ta nadal wyznaje zasadę, że „diesel będzie znakomitym rozwiązaniem, bo mało pali, a prosty silnik benzynowy to jednak prosty silnik benzynowy”.
Reasumując – z delikatną bojaźnią spoglądam na współczesne rozwiązania, gdzie nawet Mercedes-AMG dostaje elektryczny „wspomagacz” benzynowego V6, a chorwacki Rimac ma przyspieszać do 96 km/h w 1,85 sekundy w totalnej ciszy, rynkiem samochodów używanych zaczyna żądzić przekonanie, że lepiej kupić starszy, ale mniej skomplikowany pojazd aniżeli technologiczną bombę z opóźnionym zapłonem, a diesle są piętnowane właściwie przez brak stosownej wiedzy o nich. Jasne, współczesne hipersamochody potrafią być interesujące, podobnie jak nowoczesne technologie pakowane do samochodów, ale spróbujcie odpowiedzieć na pytanie, czy chcielibyście funkcjonować w świecie uproszczonym i ułatwionym do tego stopnia, że smak i zapach naturalnej wołowiny czulibyście na skutek połykanej drażetki? Owszem, elektromobilność może być przyszłością w przemyśle samochodowym, ale na dzień dzisiejszy najwięcej sensu w takim państwie jak Polska mają hybrydy, których nie trzeba ładować, a siła elektryczna… Zostałem nauczony, że z prądem zabawy nie ma i mam wrażenie, że to nadal jest aktualne…
No Comments