MotoClassic Wrocław 2019

MotoClassic Wrocław urzekło mnie swoim klimatem

Samochody historyczne? Brak jakichkolwiek systemów bezpieczeństwa? W końcu: brak jakiejkolwiek „napinki” z powodu norm czystości spalin? Myślę, że na wieść o MotoClassic Wrocław 2019, większość brukselskich urzędników mogłaby połamać swoje drogie pióra. Prawda jest bowiem następująca: przez dwa weekendowe dni w podwrocławskim Zamku Topacz, ludzie zapominają jakby o współczesnych aspektach motoryzacji, czas biegnie trochę inaczej, a fascynaci minionych epok dają tutaj upust swoim zainteresowaniom. Nikogo więc nie dziwi mężczyzna w starym Citroënie i stroju z ówczesnej epoki, a giełda klasyków to cudowna namiastka wielomilionowych aukcji ludzi bogatych. To piękne, bo to normalne…

Przyznaję, że nie czułem nigdy mięty do samochodów klasycznych, obecnie starych lub historycznych. Automobile z gigantycznymi przednimi reflektorami były dla mnie na tyle do siebie podobne, że szukałem emblematu marki celem identyfikacji określonego pojazdu. W porządku – nie znałem się. Prawdę mówiąc, nawet dzisiaj rozróżnienie samochodów pochodzących z lat osiemdziesiątych, siedemdziesiątych i jeszcze starszych, potrafi wprowadzić pewne zakłopotanie, ale im częściej bywasz na takich imprezach jak MotoClassic Wrocław, tym bardziej zaczynasz doceniać ładunek emocjonalny jaki niosą ze sobą klasyki różnej maści. Ja mam podobnie – na leciwe Clio Williams czy dostojnego Rolls-Royce’a nie patrzę z punktu widzenia zatwardziałego legislatora i nie chodzi nawet o to, by używać takich pojazdów na co dzień. Znakiem upływającego czasu jest fakt, że podniecamy się ryczącym Jaguarem F-Type, który ma gdzieniegdzie kiepskie plastiki oraz kosztuje fortunę, podziwiamy Hyundai’a o napędzie hybrydowym, bo jest rzeczywiście namacalnym dowodem geniuszu człowieka, tylko powstał na skutek pewnych trendów i uporczywego nacisku ze strony ekologów, a zapominamy o starych muscle carach, które nie miały czterocylindrowych silników turbo, czy też o małych, zwinnych samochodach Grupy B.

Co można było jednak zobaczyć podczas tegorocznego MotoClassic Wrocław? Pomijam współczesną część wystawy, bo jak powszechnie wiadomo – pieniądz rozdaje karty. Była Corvette pierwszej generacji (na sprzedaż), piękne, krwistoczerwone Porsche 911 993 zaraz obok swojego obecnego wujka, rzadka jak śnieg latem AC Cobra, parada sportowych modeli Renault, ale taka statyczna, mnóstwo Defenderów czy uroczy Fiat Topolino. Z tych drogich: Ferrari Testarossa, Phantom pierwszej generacji, muskularny CL 63 AMG czy nieco bardziej przyziemne, dlatego też hipotetycznie w takiej ilości, Mercedesy SL. Szczerze mówiąc, nie ma większego sensu wymienianie każdego modelu jaki uświetnił swoją obecnością to wydarzenie – MotoClassic trzeba poczuć, zobaczyć na własne oczy i uścisnąć dłoń mężczyźnie przebranemu za właściciela starej fabryki węgla.

Odnoszę wrażenie, że zaczynam rozumieć ideę posiadania samochodu klasycznego. W naszym życiu funkcjonuje pewna tendencja do nostalgii, powrotów do zamierzchłych czasów, starych zdjęć i wspomnień o niewyobrażalnej wręcz sile. Podobnie jest z takimi klasykami – mam wrażenie, że ich właściciele bezgranicznie je kochają i traktują jak pełnoprawnych członków rodziny, dając temu wyraz w postaci niewiarygodnych sum pieniędzy jakie są w nie inwestowane. To chyba styl życia, z fajką lub sportowym kombinezonem, dlatego warto odwiedzić taką imprezę jak MotoClassic pod Wrocławiem – żeby zobaczyć tę symboliczną fajkę i sportowy kombinezon, ładnie poustawiane na trawniku.

PS. Dziękuję firmie Mercedes-Benz Grupa Wróbel za możliwość uczestniczenia i zaproszenie.

Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto

No Comments

Leave a Comment

*