Alfa Romeo nie ma szczęścia? To daleko idący wniosek, a w świetle bezgranicznej miłości wielu nabywców samochodów tej marki czy specjalnej pozycji w sercach tysięcy miłośników włoskiej motoryzacji, można by się pokusić o stwierdzenie, że to nieprawda. Pod koniec lat 80. dwudziestego wieku, Alfa faktycznie mogła jednak powiedzieć o niefortunnym splocie wydarzeń, niemniej dziedzictwo, jakie pozostało, świadczy o geniuszu i zapale włoskiej marki, o których zapewne wielu słyszało, ale historii tego modelu niewielu zna…
Rok 1985 – Alfa Romeo podejmuje decyzję o wycofaniu się z Formuły 1, ale nie tak zupełnie. Na horyzoncie są bowiem nowe przepisy dotyczące silników i Włosi upatrują swoją wielką szansę. Bogata historia w motorsporcie, wielkie, niezaspokojone ambicje oraz umiejętności mogły prowadzić do jednego: decyzji o budowie nowego silnika. Zaprzęgnięto do pracy ośmioosobowy zespół inżynierów, nawiązano współpracę z francuskim zespołem Ligier i rok później, w lipcu 1986 roku, konstrukcja była praktycznie gotowa. Nie byle jaka – opracowano potężne V10 o pojemności 3.5-litra, docelowo mocy 620 koni mechanicznych, które były osiągane przy astronomicznych 13 300 obrotach na minutę, i o momencie obrotowym na poziomie 382 niutonometrów (przy 9 500 obrotów na minutę). Wartości niesamowite, optymistyczne, patrząc na ewentualną rywalizację w Formule 1, i wiele obiecujące. Opracowana w pocie czoła konstrukcja V10 nigdy jednak nie wystartowała w królowej motorsportu. Ba, w ogóle nigdzie nie wystartowała…
Tutaj powracam do wspomnianego, „niefortunnego” splotu wydarzeń, ponieważ w listopadzie 1986 roku Alfa Romeo zyskała nowego właściciela – Fiata. Jak zapewne doskonale wiecie, Fiat miał już w swoich szeregach Ferrari, które dysponowało zespołem wyścigowym i było mocno zaangażowane w rywalizację w Formule 1. Włoski zarząd nie widział najmniejszego sensu wprowadzania drugiego zespołu do walki, z dwóch powodów: ogromnych kosztów i potencjalnie wewnętrznej konkurencji. Efekt był spodziewany – Alfa została tak naprawdę z gotową i niewykorzystaną konstrukcją V10, w której dostrzegano nieprawdopodobny zupełnie potencjał. Plan był piękny, a tymczasem silnik Pino D’Agostino’ego i jego zespołu, świadomie musiał trafić na półkę z napisem „BEZUŻYTECZNE”.
W 1989 roku otworzyła się nowa szansa. Środowisko motorsportu otwarcie zaczęło rozmawiać o powrocie serii wyścigowej ProCar, czyli odpowiednio przygotowanych samochodów produkcyjnych. Widzicie już pomysł Alfy Romeo? 😉 Włoskie V10 kilka lat wstecz odłożone na magazynową półkę, idealnie, jak się okazało, spełniało narzucone wymagania: pojemność nieprzekraczającą 3.5-litra, silnik do 12 cylindrów i masę własną pojazdu nieprzekraczającą 750 kilogramów. No właśnie, pojawiło się pytanie, w co tak naprawdę opakować gotową konstrukcję V10, by samochód nie przekraczał docelowo wspomnianych 750 kilo. Wybór padł na model 164, czyli klasycznego sedana i wiecie, co było najbardziej fascynujące w tym projekcie?
Spójrzcie na ten samochód – tzw. sleeper jak się patrzy. Stylistyka zewnętrzna w typie niewinnej baletnicy, a pod spodem potwór z czarnego horroru. To nie było zwykłe 164 z potężnym V10 i nie mówię o wielgachnym spojlerze na tylnej klapie – auto oparto na konstrukcji rurowej wykonanej z nomexu (materiał przypominający swoimi właściwościami kevlar), silnik umieszczono centralnie, a podwozie było zupełnie płaskie. Podobno możliwości 164 V10 ProCar należały do nieprawdopodobnych – maksymalna prędkość na poziomie 340 km/h (w przebudowanej, ok, ale 32-letniej limuzynie!) i setka w nieco ponad 2 sekundy! Co więcej, pierwsze testy wskazywały na to, że to wcale nie był frankenstein nie do opanowania – podobno całkiem dobrze się prowadził.
Jak wyglądały dalsze losy niesamowitego 164 ProCar? Tutaj znowu muszę niestety wrócić do „niefortunnego splotu wydarzeń”. Sedan Alfy był gotowy, ale tylko on – Alfa Romeo okazała się bowiem jedyną marką, która podjęła rękawicę i opracowała samochód, a co za tym idzie – nowa seria wyścigów nie wystartowała. Szalone 164 okazało się bezużyteczne, wielkie V10 niewykorzystane, zaś ambicje włoskich inżynierów pogrzebane i stłamszone przez rzeczywistość. Oficjalnie powstały dwa egzemplarze modelu 164 V10 ProCar – jeden znajduje się w sekretnym muzeum firmy, a drugi, prawdopodobnie, jest w posiadaniu kolekcjonera w Stanach Zjednoczonych.
Trochę smutna ta historia, niemniej tak czasami bywa – niewykorzystane projekty mogą się okazywać na wagę złota.
No Comments