Opel Mokka e

Opel Mokka e i trasa na Warmię

Użytkowanie samochodu czysto elektrycznego przypominało do tej pory zawiadowanie firmą transportową po ukończonym fryzjerstwie. Coś ewidentnie poszło nie tak, a przynajmniej nie po kolei, choć trudno przyznać otwarcie, kiedy pyta nas ulubiona ciocia z Francji, że naszymi losami kieruje w dużej mierze przypadek. Budować, konstruować i sprzedawać pojazdy elektryczne w Polsce, w momencie, kiedy infrastruktura do ładowania wciąż przypomina dziurawą koszulę? Trochę odważnie, ale podjąłem wyzwanie – moim bohaterem na kilka dni został nowiutki Opel Mokka e w przyciągającym uwagę kolorze dojrzałego trawnika, natomiast wyzwaniem pokonanie trasy z Warszawy do ulokowanego na Warmii Olsztyna. 215 kilometrów, zatem przy założeniu, że Mokka e po maksymalnym napełnieniu baterii deklaruje ponad 320 kilometrów zasięgu, już powinienem sobie planować kilkudniowy wypoczynek.

Podchodziłem do tego zadania pełen sprzecznych i mieszanych uczuć. Niby wiedziałem, że Olsztyn jest w stanie zaproponować kilka ładowarek, po drodze w Nidzicy oraz Mławie stoją przede mną otworem ładowarki firmy Greenway, podobnie zresztą jak zbaczając delikatnie z obranej trasy i lądując w Ostródzie – tam również stoi ładowarka firmy Greenway, a jednak odczuwałem delikatny niepokój. Podróżowanie samochodem elektrycznym przypomina trochę podróżowanie z nieustająco wykorzystywanym smartfonem – ładowarka niby jest, dostępne kontakty również, ale gdzieś z tyłu głowy nieustannie kołacze myśl, że nie wszystkie kontakty muszą być przecież sprawne, a w tej sytuacji telefon jest Waszym najlepszym przyjacielem. Co robi delikatnie zalękniony człowiek, by osiągnąć swój cel? W przypadku elektrycznej Mokki aktywuje przycisk „B”, czyli sprawnie działającą rekuperację i włącza tryb Eco – samochód zachowuje się wówczas, jakby stracił bezpośrednie połączenie z pedałem gazu, niemniej kilometry spadają wolniej.

Powiedzmy sobie wprost: Mokka swoją wielkością i kształtem jasno sygnalizuje, że naturalnym dla niej habitatem jest aglomeracja miejska. Będąc tego świadomym, wybrałem raczej nieco dłuższą trasę lokalnymi, wiejskimi oraz całkiem swojsko pachnącymi drogami, świadomie unikając tym samym dróg szybkiego ruchu. Jakoś zgrywało mi się to ideologicznie – zasilana mocą prądu Mokka, która jest lokalnie bezemisyjna, nie truje przydrożnych dębów i dobywa z siebie dźwięk rozpędzającego się tramwaju, wśród niespiesznie pasących się krówek i pięknego krajobrazu. Miałem jednak świadomość, że w takim otoczeniu prawdopodobnie ładowarki nie znajdę, dlatego 60 kilometrów przed osiągnięciem celu, kiedy Mokka pokazywała mi jeszcze 47% i 150 kilometrów zasięgu, postanowiłem wcielić się w operatora Tesli – podjąłem decyzję o ładowaniu. Wspomniana Nidzica, ładowarka Greenway i szybsze złącze CCS – zabrzmiało nie najgorzej i w rzeczy samej dokładnie takie było. Ładowarka obsłużyła Mokkę siłą 40 kW, doładowując ją w godzinę do stu procent i deklarowanego zasięgu 336 kilometrów. Optymistycznie.

Jak wyglądała czterodniowa jazda elektryczną Mokką po mieście na relatywnie krótkich dystansach? Wdzięcznie – 136 dostępnych koni mechanicznych od trybu Normalnego gwarantowało wystarczającą dynamikę (powinniście wiedzieć, że to układ napędowy zbieżny konstrukcyjnie chociażby z elektryczną Corsą czy Peugeotem e-208), reakcja na gaz jest oczywiście natychmiastowa, a dodatkowym ekwiwalentem wynikającym z faktu posiadania samochodu elektrycznego, może być możliwość wygodnego poruszania się buspasami. Dopóki oczywiście Pan Zdzisław jadący starym Golfem trójką nie zechce Was obtrąbić, ponieważ w jego mniemaniu bezczelnie łamiecie prawo. Macie zielone tablice rejestracyjne – możecie. Zasięg? Przez trzy dni spadł o ponad 100 kilometrów, dlatego postanowiłem raz doładować Mokkę na ładowarce firmy Orlen, ale przypominało to prasowanie wystudzonym żelazkiem – z deklarowanych 22 kW słupek dostarczał zaledwie 7,1 kW i jeszcze należało pobrać stosowną aplikację na telefon. 20% doładowane w 1 godzinę 40 minut – koszt niecałe 17 złotych.

Czy moja przygoda z elektryczną Mokką spowodowała, że zapałałem prawdziwą miłością do elektryfikacji, a ścianę pokoju chciałbym teraz wykleić zdjęciami najmocniejszej Tesli? Przekonałem się, że bardzo, jednoznacznie i zdecydowanie NIE, przy czym nie chodzi o samą Mokkę czy kierunek elektryfikacji motoryzacji. Sam Opel to samochód naprawdę dopracowany – dobrze poskładany i wykonany, nowoczesny, przyzwoicie wyciszony, budujący wrażenie produktu dopieszczonego. Jest naprawdę bogate wyposażenie (podgrzewana kierownica i fotele, zaawansowane multimedia, tempomat adaptacyjny z funkcją dostosowywania się do sczytanych ograniczeń prędkości czy interfejsy smartfonów) i drażniło mnie tak naprawdę tylko kilka rzeczy: nieintuicyjne dla mnie jednak multimedia, kamera 360 działająca na zasadzie „doklejania obrazu”, lakier fortepianowy czy dosyć sztywno resorujące zawieszenie, choć to wcale nie musi być rozpatrywane w kategorii wad. Przy istniejącej oraz stosowanej technologii baterii, a przy tym raczej mizernej siatce ładowarek w Polsce, realna elektryfikacja motoryzacji wciąż pozostaje dla mnie ciekawostką, głównie z jednego powodu.

Samochód oznacza dla mnie wolność i niezależność, możliwość zaplanowania swojego wolnego czasu i cieszenia się procesem samego pokonywania kilometrów. Pojazd zasilany elektronami w typie Mokki e posiada w zasadzie to ostatnie, bo cała reszta to skrzętne planowanie i zajmowanie głowy kwestią zasięgu. W przeciągu tych kilku dni uzyskałem kilka przydatnych informacji: Mokka e nie nadaje się w trasę (spróbuj rozpędzić ją do 120 km/h, włącz tempomat i obserwuj drastyczne topnienie zasięgu), Mokka e jest bardzo dopracowaną propozycją, ale nie dla mnie, i w pewnym momencie stwierdzasz, że jesteś zakładnikiem własnych myśli, a tym samym optymistycznie brzmiącej idei samochodu elektrycznego. Nie chcę rzeczywistości, w której do planowania urlopu dochodzi jeszcze planowanie ładowania samochodu i czytania gazety na przystanku. Dlaczego mam pokonywać trasę w cztery godziny, a nie w 2,5? Pragnę spokoju, a elektryfikacja, pomimo tego, że jest naprawdę cicha i bezszelestna, póki co mi tego nie gwarantuje.

Patryk Rudnicki

No Comments

Leave a Comment

*