Mercedes-Benz EQA 250

Mercedes-Benz EQA 250 – test

Fascynujący przypadek Mercedesa EQA

Inspirująca bajaderka o zmieniających się czasach, przyzwyczajeniach i sposobie funkcjonowania w motoryzacyjnym świecie. Trochę smutno to przyznać, ale człowiek dwudziestego pierwszego wieku jest przekonany, że niczego innego nie potrzebuje, jak naładowanego smartfona, dieta pudełkowa czyni absolutne cuda, zaś Wergiliusz to nowy i obiecujący wykonawca muzyki hip hop w serwisie Tidal. Pewnie myślę jak lekko ususzony grzyb nad palnikiem babcinej kuchenki, a przytoczone słowa to jedynie obrona bardziej konwencjonalnego postępowania, takiego, w którym nie brakuje prawdziwie nakreślonych emocji oraz brzdęku lampek czerwonego wina. Żyjemy zdecydowanie szybko, niekonwencjonalnie, coraz bardziej wirtualnie, a samochody niebezpiecznie zaczynają przypominać bezosobowe urządzenia gospodarstwa domowego. Tyle, że najnowszy Thermomix wcale nie jest czymś złym…

Sytuacja w Europie jest dodatkowo utrudniona, ponieważ Bruksela usiłuje za wszelką cenę udowodnić, że największymi trucicielami środowiska były i pozostają czterokołowe urządzenia, którym zawdzięczamy mobilność. Tak naprawdę, to zawdzięczamy więcej: poczucie fantastycznej wolności, komfort, autonomię własnego świata, który obudowujemy karoserią i emocje. Odnoszę coraz częściej przykre wrażenie, jakoby poczynania motoryzacyjnych gigantów były dyktowane nie pragnieniami ludzi (wyłączając oczywiście pojazdy typu SUV), rzeczywistą chęcią niesienia pomocy orlikowi grubodziobemu, któremu grozi wyginięcie, czy chęcią odwrócenia zjawiska topniejących lodowców. Prawda jest zdecydowanie brutalniejsza: poczyniane aktualnie inwestycje są podyktowane oderwanymi w sposób zasadniczy od rzeczywistości przepisami, chęcią stabilizacji oraz pierwotną chęcią przetrwania, co już bezpośrednio łączy się z kwestią zarabiania pieniędzy. Mocno przydługi wstęp, niemniej praktykowana od pewnego czasu polityka Mercedesa (jak i polityka każdego większego koncernu motoryzacyjnego), wymagała obrazowego komentarza. Niemcy przyjęli strategię wyrzucania jak z armaty kolejnych modeli w pełni elektrycznych, żyjąc w przekonaniu, że to właściwy kierunek działań, który za dziesięć czy piętnaście lat w dalszym ciągu będzie nam gwarantował to poczucie mentalnej autonomii oraz wolności. Prawdę mówiąc (i porównując do innych koncernów na przestrzeni ostatniego roku) mam wrażenie, że Mercedes prezentuje swoje pojazdy elektryczne praktycznie co chwilę. Do mnie trafił najmniejszy z nich.

Powiedzieć o Mercedesie typoszeregu EQA, że jest niewielki, najmniej prestiżowy i pukający do serc ludzi, którzy będą jeździć głównie po aglomeracji miejskiej, to jak nie powiedzieć nic. EQA nie jest wcale małe, bo przyporządkowując elektryczny wariant odpowiednikowi spalinowemu, to Mercedes GLA, czyli samochód kompaktowy. Tyle, że bohater moich kilku dni przerósł swoją bazę na wysokość (o 9 milimetrów) i długość (o 53 milimetry, przy identycznym jednak rozstawie osi). Co to znaczy w praktyce? Wygodne, komfortowe, wystarczająco przestronne wnętrze, dostateczną ilość miejsca na kanapie, dodajmy: nisko umieszczonej i również wygodnej, oraz poczucie bardzo przydatnej operacji „Ctrl + C”, a następnie „Ctrl + V” w przypadku rozplanowania poszczególnych instrumentów pokładowych. Co ja będę tłumaczył – w EQA panują bardzo podobne odczucia jak w Klasie A czy B i to fantastyczna wiadomość. Lubię ten układ kokpitu – intuicyjny, przejrzysty, relatywnie łatwy w obsłudze, jak się z nim już zaznajomimy, oraz bez wątpienia porządnie zmontowany. Chwilę zastanowienia i pytanie „czy uchodzi” wzbudza jakość plastików użytych do wykończenia dolnych partii wnętrza, niemniej baletnicy to przeszkadza i rąbek u spódnicy. Informuję: kieszenie w drzwiach wyłożono materiałem gumowym. Zupełnie inaczej niż w Mercedesie GLA jest za to z pewnością w trakcie przemieszczania się.

Interesujące jest doświadczenie pokonywania kilometrów, czerpiąc inspirację z absolutnej ciszy na pokładzie i rozkoszując się wygodą, jaką EQA jest w stanie zaoferować. Oczywiście bądźmy świadomi, że to nie jest latający dywan czy odizolowana forteca – takie porównania zostawmy wyżej pozycjonowanym samochodom z gamy Mercedesa, niemniej zaproponowana specyfikacja Progressive i tak mogła zaoferować naprawdę sporo. Znakomite audio Burmester, przeszklony dach, rozszerzona rzeczywistość pokazująca na wyświetlaczu systemu MBUX sygnalizatory świetlne, pełna elektryka foteli przednich z pamięcią ustawień, nastrojowe podświetlenie kabiny i wiele innych elementów.

Zobrazuję Wam to: zajmujecie miejsce w kabinie z przyjemnym zapachem, otacza Was generalna solidność marki premium, tyle, że wciskając przycisk z napisem „Start Stop Engine” nie raczy Waszych uszu dźwięk silnika konwencjonalnego. Panuje cisza, słychać opory toczenia wielkich opon, delikatny szum opływającego karoserię powietrza i przede wszystkim szybko się orientujecie, że wariant elektryczny daje Wam niezaprzeczalną możliwość skupienia myśli na tym, co tu i teraz. Inspirująco docierają zza szyby do Was odgłosy drogowego harmideru, ale to nie Wy – EQA znajduje się jakby ponad tym. Przyjemna odmiana i coś zupełnie innego, zwiastującego rychłe zmiany w motoryzacji, biorąc pod uwagę klasycznie napędzane pojazdy, ale nie myślcie, że to wyjątkowa domena właśnie Mercedesa EQA. Ten cudowny spokój i ukojenie zszarganych codziennością nerwów zaproponuje tak naprawdę większość pojazdów elektrycznych, tyle, że model EQA dorzuci od siebie poczucie jakości oraz – pomimo bazowego wariantu 250 – znakomite osiągi. Niby 190 koni mechanicznych i 375 niutonometrów momentu obrotowego, ale z samochodami napędzanymi siłą elektronów jest niczym z ludzką percepcją dotyku – reakcja natychmiastowa, w czasie rzeczywistym. Wciśnięcie pedału gazu powoduje natychmiastowy przyrost kolejnych cyferek i to całkiem sprawny, pozbawiony jakiegokolwiek zwlekania i to pomimo masy własnej na poziomie dwóch ton. Problem jest w rzeczywistości jeden: EQA 250 ma napęd wyłącznie na koła przednie i wierzcie lub nie, ale dociśnięcie akceleratora do podłogi może spowodować chwilową utratę przyczepności… Na suchym asfalcie. Wyobraźcie sobie asfalt mokry lub warunki typowo zimowe. Rozwiązanie? Te najprostsze są z reguły najlepsze: albo rozważne operowanie gazem, albo zainteresowanie się mocniejszymi wariantami 300 i 350, które seryjnie posiadają napęd 4MATIC.

Nie ominiemy jednak w tym przypadku kwestii użytkowania samochodu elektrycznego. Zakładam, że osoby żywo zainteresowane modelem EQA będą miały realną możliwość jego ładowania w domowym zaciszu, najlepiej z wallboxa, bo w przeciwnym razie kwestia użytkowania robi się delikatnie problematyczna. Może nie jeżdżąc wyłącznie po mieście, bo akumulator o pojemności 66,5 kWh będzie spokojnie w stanie zagwarantować ponad 300 kilometrów zasięgu, ale opuszczenie aglomeracji celem pokonania niedługiej trasy będzie już powodować mentalne dokuczanie i nerwową kontrolę pozostałego zasięgu. Tego nie lubię w samochodach elektrycznych – pojazd, który w założeniu powinien być gwarantem wolności oraz nieskrępowanej mobilności, nagle wymusza na swoim nabywcy staranne planowanie jego użytkowania. W przypadku EQA 250 sytuacja wygląda tak, że bardzo chętnie wybrałbym się tym samochodem na Pomorze i z powrotem, ale zasięg by mi na to nie pozwolił. Rozwiązanie: przymusowa drzemka, czytanie książki, robienie przysiadów i ładowanie samochodu po drodze.

Recenzja wideo Mercedesa EQA 250

Czy to wszystko ma sens? Owszem – pod określonymi warunkami. EQA 250 okazało się fascynująco przyjemną i wygodną kompozycją, do tego całkiem przyjemnie się prowadzącą, która daje pogląd na elektryczną przyszłość Mercedesa. Ja w tym samochodzie widziałbym klienta świadomego i zajawionego na punkcie nowoczesnych technologii oraz rozwiązań. Klienta naprawdę wierzącego, że ucieczka w stronę elektryczności jest słusznie i świadomie obranym kierunkiem działań, a do tego lubiącego interesujące rozwiązania stylistyczne, bo EQA bez wątpienia nie jest personifikacją Jana Kowalskiego. Samochód zdecydowanie jędrnie resoruje i pewnie się go prowadzi, więc to interesująca propozycja dla młodszych duchem, a z bardziej przyziemnych spraw – posiadających dom i najlepiej własną elektrownię w postaci fotowoltaiki.

Samochód dzięki uprzejmości firmy Mercedes-Benz Grupa Wróbel z Wrocławia. Serdecznie dziękuję! 

Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / 
BKfoto

No Comments

Leave a Comment

*