„Panie SUV – potrzymaj moją sakę”
Jestem wstrząśnięty i zmieszany jednocześnie. Odebrałem do zrecenzowania wielkiego nieobecnego pod względem reprezentowanego nadwozia i wyczuwam tutaj strategiczną grę aliansu Renault-Nissan-Mercedes-Benz-Mitsubishi. Znam doskonale najnowsze Kangoo i marketingowe pozycjonowanie go powyżej modelu Express Van (bo znam Kangoo w odmianie użytkowej), ale niezwykle brakowało mi wariantu osobowego tego samochodu, który już od kilku miesięcy był dostępny na rynku francuskim i tam właśnie mógł rozpieszczać klientów sprawdzonymi, dobrze znanymi oraz lubianymi rozwiązaniami. Wiecie – to Kangoo jest przedstawicielem starej szkoły budowania pojazdów, kiedy docenialiśmy jeszcze zwykłe kombivany, a dzisiejsze trendy nabierały dopiero mocnego rozpędu. Szczere i prawdziwe czasy, niemniej dlaczego właściwie nadaję o Renault, kiedy bohaterem niniejszej recenzji ma być Nissan Townstar? Po kolei…
Nissan jest bliźniakiem wspomnianego Kangoo, podobnie zresztą jak Mercedesa Klasy T, ale Japończyk trafił do sprzedaży relatywnie dawno (produkcja od zeszłego roku). Tym bardziej zachodziłem w głowę, jakim samochodem Townstar jest i dlaczego Renault wprowadza swojego reprezentanta tak opieszale. Dzisiaj wiem i chętnie Wam opowiem. Bądźmy świadomi jednego faktu: Townstar, podobnie zresztą jak całe rodzeństwo, wywodzi się z propozycji dostawczej, a to szybko może ukształtować myślenie o tym samochodzie. Resorowanie na poziomie wykwintnej taczki, wykonanie kokpitu po kosztach – generalnie traktowanie wspomnianego samochodu, jak ostatniego gracza przy wyborze zawodników do gry w dwa ognie. Jedno by się zgadzało – skuteczne zaadaptowanie przestrzeni do wymogów rodzinnych, czyli pojazd o bagażniku wielkości gawry niedźwiedzia, dużo miejsca i znakomita widoczność. Możemy odhaczyć, bo to się zgadza, ale Townstar dopiero zaczyna swój radosny taniec argumentów…
Przestrzeni w środku faktycznie wystarczy do swobodnego rozprostowania kości, ale i spasowanie poszczególnych materiałów nie pozostawia niczego do życzenia, natomiast wariant osobowy niesie ze sobą dodatkowy upgrade wykończeniowy: podłokietnik jest pokryty ekologiczną skórą, podobnie zresztą jak fotele (przywilej najwyższej odmiany Tekna). Zaskoczenie, jak wtedy, kiedy obcowałem po raz pierwszy z dostawczym Kangoo – trudno mi było uwierzyć, że fani bagietek i przekrzywionych beretów zaproponowali auto do pracy, którym swobodnie można pojechać na wakacje do Wejherowa. Idziemy dalej: czego będziemy oczekiwać po samochodzie rodzinnym, który formą przypomina o złotych czasach Pokemonów czy beztroskiego latania za piłką, dwa miesiące pod rząd? Praktyczności oraz pragmatycznego rozplanowania wnętrza – mamy obszerne miejsca w drzwiach, tackę na podszybiu, otwierany schowek na podszybiu, schowek typu szuflada, miejsce na smartfona, regulowany uchwyt na smartfona, jeśli wolimy, żeby nasza podstawa komunikacji była w pionie (:-D), miejsca na kubki, obszerny podłokietnik czy półkę zaraz przy dachu. Dorzucam jeszcze przesuwane z obydwu stron drzwi, wielgachną połać klapy bagażnika (to akurat jest średnio wygodne) i bardzo dobre wyposażenie, na które w żadnym razie nie powinniśmy narzekać. Dobra – skoro możemy posiadać indukcyjną ładowarkę, zwykły tempomat, ale który zapyta (czasami), czy dostosować prędkość do aktualnego limitu, przyjemne multimedia oraz kamerę 360 stopni, to miłym udogodnieniem byłyby reflektory drogowe również w technologii LED, przeszklony dach czy automatyczna skrzynia biegów. Chciałbym, bo Townstar okazuje się lepszy, niż mogłem przypuszczać…
Komfort resorowania jest znakomity, jak nie w samochodzie z roboczym typowo rodowodem, wyciszenie, zarówno aerodynamiczne, jak i podwozia czy komory silnika, zaskakująco dobre, a benzynowa jednostka 1.3 pracuje niezwykle kulturalnie, jakby odebrała maniery na brytyjskim dworze. Efekty tej skrupulatnej pracy mogą przechodzić najśmielsze oczekiwania, dlatego jeśli widząc Townstara na zdjęciach pomyślałeś, że to przypudrowane Kangoo, samochód o komforcie niezaadaptowanego poddasza z jego wykończeniem, to jesteś w dużym błędzie. Townstar swoim dopracowaniem, stopniem rozplanowania wnętrza, rozwiązaniami oraz dorosłością konstrukcji, wyciąga na wierzch największe zalety kombivanów, pokazując jednocześnie, że klienci najwyraźniej się pomylili. Ok – Townstar ma jeden silnik oraz jedną skrzynię manualną, ale stworzono do tego stopnia dopracowany, kompletny i spójny produkt, że nie są to absolutnie wady. 130 koni okazuje się wystarczające, skrzynia nie jest przodownikiem jeśli rozmawiamy o precyzji działania, niemniej pracuje w porządku, a długa trasa okazuje się na pokładzie Townstara niekłamaną przyjemnością. Niestety, to jednocześnie produkt, którego nikt raczej kupować nie będzie chciał…
Recenzowany egzemplarz kosztuje 132 300 złotych i to, moim zdaniem, uczciwa propozycja, niemniej Renault opublikowało w końcu polski cennik dotyczący osobowego Kangoo. Sytuacja wygląda następująco: porównywalny wyposażeniowo samochód z benzyną 130 koni mechanicznych wyszedł mi nieznacznie taniej, a dodatkowo Kangoo można sobie zamówić symbolicznie lepiej wyposażone (jest adaptacyjny tempomat, niemniej relatywnie drogi, bo za 2 500 złotych, i automatyczna skrzynia EDC) i z jednostką wysokoprężną, chociażby. O Mercedesie Klasy T celowo nie wspominam, bo jak na cenę średnio 30% wyższą, mało jest Mercedesa w tym Mercedesie. Wychodzi zatem na to, że jedno z największych zaskoczeń i odkryć motoryzacyjnych zostaje pozbawione sensu ze względu na swoje francuskie rodzeństwo. Trochę mi szkoda Townstara, bo to znakomita propozycja i nie uwierzycie – zacząłem tęsknić do sytuacji, kiedy wspomnianego Kangoo u nas jeszcze nie było. Przynajmniej człowiek nie miał dylematu i żyło się łatwiej…
Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
No Comments