Dynamika z czeską tapetą
Jestem zaskoczony, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pochylmy się krótko nad tematem firmy Seat (nie mylić z angielskim „seat”, czyli siedzeniem): to zawsze był koncern silnie ukorzeniony w hiszpańskiej kulturze i stawiający na charakterystyczne dla niej wartości. Od lat cały marketing Seata opiera się o słowa: dynamiczny, temperamentny, zadziorny tudzież charyzmatyczny, przy czym w znakomitej większości chodzi o seksowny design i całkiem angażujące prowadzenie. Oczywiście w poczet wymienionych cech, zwłaszcza biorąc pod uwagę charyzmatyczną Cuprę, należałoby jeszcze wliczyć bardzo modny sport, ale jakoś nie sądzę, żeby Seat owym podsumowaniem w jakikolwiek sposób mógłby się poczuć niedoceniony. Teraz chwila prawdy: jeździłem kilka dni najnowszą Ibizą w najbogatszej specyfikacji FR i długo miałem pustkę w głowie, zanim napisałem ten przydługi oraz mało odkrywczy wstęp. Pozwólcie, że wyjaśnię…
Patrząc na Ibizę wszystko się zgadza: dynamiczna i zadziorna stylistyka przykuwa uwagę i zdecydowanie może się podobać, a doliczając jeszcze opcjonalne felgi w rozmiarze 18 cali, subtelne oznaczenia wersji FR i metalizowany lakier Sapphire Blue, można wyskoczyć z butów i delikatnie zawyć, oczywiście w pełni zachwytu. Ten samochód, biorąc pod uwagę cały segment miejskich samochodów kompaktowych, jest atrakcyjny, narysowany z wyraźnym pomysłem, ale też wyjątkowo spójny, przy czym radziłbym zastanowić się nad wyborem aluminiowych obręczy – wspomniane „osiemnastki” chwytają za serce i wzmacniają zadziorny charakter Ibizy, ale jednocześnie ograniczają komfort resorowania. Nie, żeby w miejskim hatchbacku, stylizowanym na odnoszącego sukcesy atletę, komfort był najważniejszy, ale zaskakująco go tutaj sporo – zawieszenie faworyzuje jędrne pokonywanie wertepów, niemniej inżynierowie wyraźnie przechylili tutaj szalę w kierunku wygody, a nie twardości, fotele są całkiem wygodne, choć pozbawione regulacji podparcia odcinka lędźwiowego, pozycja za kierownicą znakomita, natomiast wyposażenie rozpieszcza. Ja testowałem egzemplarz z końca skali cenowej, czyli taka Ibiza posiadała panoramiczny dach, reflektory w technologii LED, Travel Assist z półaktywnym tempomatem, indukcyjną ładowarkę, dobry zestaw audio Beats, kamerę cofania, w zasadzie komplet systemów bezpieczeństwa tudzież cyfrowe zegary o trzech skórkach graficznych do wyboru. Był nawet Pakiet Red, który zaimplementował czerwone zaciski hamulców oraz czerwone wstawki kabiny pasażerskiej (nitki, obramowania „wywietrzników” i lamówkę pasów bezpieczeństwa w kolorze), ale to już było trochę widzimisię.
Recenzowana Ibiza miała wszelkie predyspozycje do bycia zadziornym hatchbackiem, wyciągającym z tej konstrukcji maksimum sportowych doznań, a mówiąc przewrotnie: testowana Ibiza sprawiała, że marka Cupra bardzo mocno traciła morale. Pod maską niewielkiego Seata pracował bowiem dopełniający charakter silnik czterocylindrowy (to warte zaznaczenia w obecnych czasach zniewieściałości motoryzacyjnej) 1.5 TSI o zacnych parametrach 150 koni mechanicznych i 250 niutonometrów momentu obrotowego. W połączeniu z nowoczesną i szybką skrzynią automatyczną DSG o siedmiu przełożeniach, otrzymujemy samochód niezwykle sprawny, który owszem potrafi zagiąć niejeden pojazd w linii prostej, a jednocześnie żeglować i odłączać dwa cylindry, w celu zaoszczędzenia paliwa. Mądre i przemyślane rozwiązanie (mówię o silniku), które samo w sobie potrafi też być całkiem oszczędne. Jeśli rozmawiamy o skrzyni biegów: niezmiennie uważam ją za błyskotliwie sprawną, niemniej warto brać pod uwagę nieco ślamazarną reakcję na pedał gazu – to bywa wręcz niebezpieczne i wymaga planowania. Co mi się – jeszcze – nie podobało? Kiepskie wyciszenie kabiny i spasowanie niektórych plastików, z mojego punktu widzenia drobne braki w dostępnym wyposażeniu (nie ma podgrzewanej kierownicy czy kamery 360 stopni), multimedia, które urzekają fantastyczną grafiką oraz jakością, ale mają problemy z działaniem (ekran czasami „mrugał”) i stanowczo wymagają przyzwyczajenia (intuicyjność nie stoi na wysokim poziomie, a większość elementów obsługujemy właśnie z poziomu ów ekranu, choć Seat pozostawił klasyczną obsługę klimatyzacji oraz kilka przycisków na kierownicy – chwała Niemcom, znaczy Hiszpanom).
W ogólnym rozrachunku jestem trochę rozdarty, bo Seat Ibiza w odmianie FR odpowiada wyjątkowo moim oczekiwaniom wobec pojęcia „udany samochód” i stanowi połączenie klasycznych, porządnych rozwiązań z odrobiną sportowego charakteru. Co prawda, sportu jest w tym samochodzie relatywnie niedużo, bo jest budowany głównie dynamiką silnika, zaczepnym designem, całkiem jędrnym pokonywaniem nierówności oraz precyzyjnym (w trybie sportowym) układem kierowniczym – i tyle wystarczy. Kiedyś była jeszcze Ibiza Cupra, niemniej oczekiwania i przepisy uległy diametralnym zmianom, na mocy czego dostaliśmy i dostajemy naprawdę interesujący samochód. Muszę jednak wspomnieć, że samochód też bardzo drogi (kompletnie wyposażony egzemplarz, jak recenzowany, to koszt ponad 130 tysięcy złotych), w pewnych kwestiach niedopieszczony, mocno podatny na podmuchy wiatru, a w środku mgliście zarysowujący indywidualny charakter. Kabina mocno przypominała mi testowaną Škodę Fabię, tak pod względem technologicznym, jak i wizualnym, i to nie jest nic dziwnego czy zaskakującego, ale TO może być spory dla Ibizy problem. Okazuje się bowiem, że za 10 – maksymalnie 15 tysięcy złotych taniej, możemy kupić wspomnianą Fabię w najbogatszej specyfikacji Monte Carlo, która nie będzie ustępować wyposażeniem, układem napędowym i walorami jezdnymi, a również zaoferuje ciekawą kompletację stylistyczną. Czy to zatem oznacza, że Ibiza jest propozycją rynkowo niepotrzebną? Absolutnie nie – jest propozycją bardzo interesującą, która jednakowoż – co trochę smutne – zatraciła gdzieś pierwotny charakter „mieszczucha” od tej dynamicznej marki, ale najbardziej przytłaczający dla mnie fakt jest następujący: produkujący tak udany samochód koncern Volkswagena, odnoszę wrażenie, nie ma jasno sprecyzowanego pomysłu na ten pojazd. Ibiza nie jest wobec powyższego szczególna, wyjątkowa, a taka powinna chyba być.
Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
No Comments