Samochód kompletny – rebranding… Zbyteczny?
Mniej więcej dwadzieścia lat wstecz Hiszpanie wymyślili sobie, że łaskawie obdarzą społeczeństwo motoryzacyjnym temperamentem i nazwali ów pomysł „Cupra”. W przypadku tego pierwszego Leona, był to energetyzujący wariant z mocą 225 koni mechanicznych i nikogo zupełnie nie obchodziło, że Audi pod inkarnacją S3 dysponowało taką samą jednostką napędową – Leon Cupra dostarczał bowiem emocji rodem z Półwyspu Iberyjskiego, a nam wydawało się to wyjątkowo ekscytujące. Nawet drugi Leon i ostatnia generacja ów modelu stanowiły istotny dla marki oraz jej wizerunku crème de la crème, przykład absolutnych możliwości, które w ówczesnym okresie była w stanie zaproponować marka Seat, niemniej przyznaję – ostatnia Cupra sprawiała delikatnie wrażenie zrobionej, bo powinna była zostać skonstruowana, chociaż… Dobra, niepotrzebnie wymyślam. Przejdźmy do wielkiego zabiegu marketingowego, jakim bez wątpienia jest aktualny Leon Cupra, bo to jest dopiero nie lada temat…
W zasadzie to popełniłem błąd: powinno być Cupra Leon, a w moim przypadku jeszcze Sportstourer, czyli praktyczniejsze kombi. Widzicie, biznes polega na umiejętnym sprzedawaniu jednego produktu z wieloma okryciami wierzchnimi, budując tym samym głębokie przekonanie u klienta o jego wyjątkowości, ale do tego jeszcze przejdziemy. Muszę natomiast powiedzieć, że ten Seat wyszedł stylistycznie grupie Volkswagena naprawdę dobrze. Wiem, dopuszczam się ogromnej zbrodni, bo przecież Cupra to aktualnie już nie Seat, a Seat znowu to nie Volkswagen. Znam te bliskie zależności rodzinne i powiem szczerze: nie przeszkadza mi fakt, że samochód premium jest produkowany na głębokiej prowincji kraju trzeciego świata, dopóki robione to jest z poszanowaniem każdego człowieka, zaś samochód premium faktycznie udowadnia, że jest premium. Cupra Leon Sportstourer to praktyczne narzędzie, bo specyfikacyjnie pomieści 620 litrów potrzebnego ekwipunku, bagażnik otworzy się elektrycznie, pasażerowie z tyłu dysponują osobną strefą klimatyzacji, a samochód buduje wokół siebie poczucie jakości oraz dopracowania (boczki drzwiowe i uchwyty pociągnięte skórą – pewnie sztuczną, niemniej to nie ma większego znaczenia), ale nie przekona mnie nikt, że Cupra to coś zupełnie innego. Nie – recenzowany Leon Sportstourer to atrakcyjnie i sportowo przyozdobiony Seat. Modny, będący dla mnie fenomenem, niemniej atrakcyjny kolor, agresywny emblemat Cupry tu i ówdzie, miedziane akcenty – to buduje pewną identyfikację wizerunkową marki, ale to wciąż Seat Leon. Podoba mi się ergonomiczne wnętrze, pozycja za kierownicą, poszczególne komponenty są doskonale widoczne, nic mi niczego nie zasłania, wygospodarowano praktyczne miejsca w typie cupholderów czy „clever” skrytki w schowku po stronie pasażera, zaś klimat buduje przeciągnięta całym podszybiem listwa w technologii LED, która ma regulowany kolor podświetlenia. Tym samym płynnie możemy przejść do wad i uchybień…
Narzędzia usportowione to miód na moją percepcję, niemniej Leon ma trochę za uszami. Znaczy, to wina jego inżynierów, którzy są kierowani różnymi pobudkami, ale wiemy, o co generalnie chodzi. Ubodły mnie trochę jawne oszczędności, nie tyle w samochodzie, który w danym przypadku sięga ceną 192 tysięcy złotych, co w marce, która pierwotnie miała być emocjonująca, sportowa, osobno pozycjonowana, więc też wizerunkowo pozycjonowana trochę wyżej, a tutaj zabrakło podświetlenia LED w tylnych drzwiach, nie ma flokowania kieszeni drzwiowych, niektóre plastiki bez pardonu skrzypią pod naporem palca i w ogóle jakość materiałów bardziej w dolnych partiach kokpitu mogłaby jednak być nieco wyższa. No to za ciosem: miejsce na kubeczek na tunelu środkowym jest ograniczane przez centralny podłokietnik, znaczy, nie da się mieć jednocześnie postawionego kubeczka z gorącą kawą i opierać komfortowo łokieć. Na szczęście ów podłokietnik jest regulowany też w pionie, więc możemy się trochę uratować. Sądziłem również, może optymistycznie, że tak atletycznie wystylizowany pojazd będzie skuteczniej wyciszony przy wyższych prędkościach, a zawieszenie nie będzie pracować tak głośno – przy bardziej sportowych nastawach amortyzatorów zawieszenie dobitnie tłucze, choć pamiętajmy, że recenzowany egzemplarz przejeździł już dzielnie ponad 15 tysięcy kilometrów, by przysłużyć się narodowi polskiemu. No i ostatnia kwestia i obiecuję, że dam Leonowi spokój: kto, na Boga, wymyślił obsługę praktycznie wszystkiego dotykowo?! Klimatyzacja dotykowo, ustawienia dotykowo, funkcja wyłączająca silnik dotykowo (tip: jak macie wyłączony ekran w trybie standby, wystarczy jedno kliknięcie, a nie trzy – nie musicie dziękować :-)) – rozumiem, że przyciski to rozwiązanie droższe w realizacji, ale niedługo ludzkie organizmy i oczy tego nie wytrzymają. Albo chociaż poproszę o drobinkę bardziej przejrzysty interfejs multimediów – do wyboru. Ok, popastwiłem się nad Cuprą, więc pora na rzeczy pozytywne, czyli element, w którym Cupra powinna właśnie być mocna…
Wewnętrznie bardzo się cieszę, że usportowione i tak wyglądające kombi można prowadzić z satysfakcją. Oczywiście, ten samochód dużo wybacza i pozostając w komfortowych nastawach w dalszym ciągu będzie to uniwersalny samochód do celów praktycznych, z głośników będzie pompowany sztuczny dźwięk silnika, choć całkiem przyjemny, a teściowa nie pogubi na wybojach zębów. Nastawy komfortowe tak w ogóle zaskakująco mocno zmiękczają charakter Leona i nie jest on raczej maszyną gotową do skoku, jak drapieżny jaguar w tych programach typowo przyrodniczych, ale już umiejętne skonfigurowanie trybu indywidualnego dostarczy tego, czego byśmy oczekiwali – precyzyjnego i żywiołowo reagującego układu kierowniczego czy większej precyzji w czuciu pracy zawieszenia, co pokazuje też dualność charakteru opisywanego pojazdu. Cupra potrafi się jednak mocno usztywnić, co zaskakujące być nie powinno, ale regularnie przyłapywałem się na tym, że maksymalna sztywność amortyzatorów była dla mnie dosyć nieprzyjemna. Interesujące, bo jestem doskonale przyzwyczajony do takiej charakterystyki, niemniej w Leonie odbierałem to zgoła inaczej. Pozwólcie, że wyjaśnię…
Szare kombi sprawiało wrażenie propozycji ostrej, może trochę bezkompromisowej… A może to jedynie moje wyobrażenie o marce Cupra? Może dałem się wciągnąć marketingowi wspomnianej firmy? Prawda jest w moim poczuciu następująca: kupując Leona ST z miedzianym emblematem, kupujemy dobrze znanego Seata, który wyprawi estetyczną ucztę dla naszych oczu i będzie wpływał na podświadomość dosadnymi sloganami, że to propozycja sportowa – uważaj na ten samochód! Otóż sportu będzie w nim tyle, ile go sobie kupimy. Wszystko poniżej dwóch litrów pojemności to dla mnie w Cuprze nieporozumienie, bo to zaprzeczenie pierwotnej, bardzo atrakcyjnej ideologii oraz wywieszanie białej flagi w starciu z naciskami biznesowymi – mówię to absolutnie otwarcie. Z recenzowanym silnikiem 2.0 TSI o mocy 190 koni mechanicznych to już całkiem sprawna propozycja, niemniej wciąż trudno mówić tutaj o samochodzie wyjątkowym. Pewnego rodzaju faktor wyjątkowości, mówiąc o Leonie, zaczyna się moim zdaniem dopiero przy wariancie o mocy 310 koni – takiego nie ma obecnie konkurencja i choć mówimy zapewne o urządzeniu piekielnie szybkim i uniwersalnym, ale niebudującym koneksji na lata, to byłaby to zapewne bardzo przyjemna, szybka, całkiem uniwersalna i nawet wyjątkowa maszyna. W przypadku odmiany dysponującej mocą 190 koni miałem wrażenie, że obcowałem z pojazdem o bardzo dużych ambicjach, któremu wrzucono na barki zadanie pociągnięcia zbyt wielkich oczekiwań lub inaczej mówiąc: zadanie przekonania ludzi, że mają do czynienia z prawdziwie sportowym urządzeniem. Nie – to wciąż uniwersalny Leon, „normalny” samochód do użytku codziennego, który zapewni dostateczny komfort, będzie wystarczająco szybki, a w gorsze dni połechce delikatnie rozbudzone ego właściciela usportowionym charakterem, oznaczeniami czy zachowaniem. Kwestię bycia wyjątkowym, zostawmy wyjątkowym…
No Comments