„Powrót do przyszłości”
Byłem trochę zmieszany wsiadając do poprzedniego modelu CR-V, nie dlatego, że wyglądał zasadniczo podobnie, co jego poprzednik, a dlatego, że było to nietypowe połączenie samochodu nowoczesnego z komputerem Amiga z lat dziewięćdziesiątych. Odnalazłem się w tym samochodzie bez większych problemów i nawet mi się podobało, niemniej powinienem osądzać głosem większości, być, jak bezstronny sędzia na posiedzeniu ławników, bo przecież docelowo chodzi o zakup jak najlepszej propozycji, a w odniesieniu do klienta o końcową satysfakcję i trafne narzędzie codzienności. Wtem ujrzałem pierwsze zdjęcia nowego CR-V, które pojawiło się w pierwszej kolejności na rynku Stanów Zjednoczonych i ogarnęła mnie przemożna ciekawość tego samochodu. No bo tak: Honda stworzyła zupełnie nowy model, który może się podobać, ogłasza wszem i wobec, że jest zwarty, nowoczesny i gotowy na konkurencję, a jednocześnie zachował elementy świadczące o jego pochodzeniu, co by klientela nie zatraciła wątku, ale pojawia się tutaj bardzo ważkie pytanie: dla kogo Honda przygotowała swój nowy model flagowy? Czy to próba otwarcia się na szerszą grupę odbiorców, czy może standardowe pielęgnowanie klienta doskonale znanego, ale pod sprytną pierzynką nowoczesności?
No ładny im ten samochód wyszedł, ale opinie przesiąknięte subiektywizmem pozostawmy na boku. Już na pierwszy rzut oka doskonale widać, że CR-V dla rynku europejskiego ma być takim pikapem Hennessey Mammoth dla rynku amerykańskiego (polecam wygooglować, bo taki samochód zmienia postrzeganie określenia „duże auto”). CR-V jest zauważalnie bardziej przestronne od kompaktowego ZR-V, dysponuje praktycznie rozplanowanym wnętrzem, bo zarówno są przestronne kieszenie w drzwiach, jak i obszerne kieszenie na picie w konsoli centralnej, mamy dobrze funkcjonującą ładowarkę indukcyjną, natomiast zaraz obok dodatkowe miejsce na drugi telefon, przyzwoite schowki, dobrą widoczność i relatywnie intuicyjną obsługę z dobrej próby wyświetlaczem głównym (ewidentnie Honda nie bierze udziału w chorym wyścigu o przekątną ekranu, bo wyświetlacz jest identycznej wielkości, co w pozostałych modelach – fakt zauważalny, ale mi to nie przeszkadza). No i bardzo ważne: to kolejny model Hondy z przyzwoitymi materiałami oraz absolutnie znakomitym spasowaniem tychże, co skutecznie buduje przekonanie o dopracowanej propozycji, która potrafi delikatnie połechtać ego swojego właściciela, choć przyznać muszę, że wspomniany efekt satysfakcji zaznacza się tutaj w odpowiednio mniejszym stopniu, aniżeli w przypadku innych pojazdów Hondy. Na pokładzie CR-V wyraźnie czuć bezpieczeństwo (zapewne o to właśnie chodziło, aczkolwiek systemy potrafią być nadpobudliwe), rozmiar, chęć dostarczenia klientowi produktu niezwykle satysfakcjonującego i… Masę własną, co prowadzi mnie do pewnych, niekoniecznie pozytywnych wniosków…
Mam dylemat moralny z najnowszym CR-V i nie chodzi wcale o pryzmat oceniania samochodu na podstawie jego poprzednika czy wybujałych oczekiwań względem niego. Recenzowany SUV wydał mi się bardzo niejednorodny – z jednej strony zaskakująco dopracowany i dobry, a z drugiej posiadający drobne, żeby nie powiedzieć: niezrozumiałe potknięcia, które wpływają moim zdaniem na całościowy obraz danego produktu. Doceniam, że drzwi zasłaniają progi, wnętrze zaprojektowała osoba rozumiejąca potrzeby współczesnego konsumenta i zrobiono to naprawdę dobrze, że auto dysponuje napędem AWD i wystarczająco dynamicznym układem hybrydowym o niezmienionej względem poprzednika mocy 184 koni mechanicznych. Podoba mi się również bezpośrednia praca układu kierowniczego i odpowiednio zbalansowana praca zawieszenia, czyli nadal jest wyczuwalnie jędrnie, ale nie tak, jak w przypadku modelu ZR-V i to zabieg całkowicie zrozumiały, biorąc pod uwagę, że to ma być samochód przede wszystkim rodzinny, przestronny i pielęgnujący wygodę naszych pociech. W topowej specyfikacji Advance (swoją drogą, jak na zdjęciach) mówimy o japońskiej propozycji za 244 400 złotych – z panoramicznym dachem, podgrzewaną kierownicą, podgrzewanymi oraz wentylowanymi fotelami, armią systemów bezpieczeństwa, tempomatem adaptacyjnym, systemem audio BOSE czy widokiem z kamery podczas zmiany pasa ruchu na prawy, a wciąż brakuje regulacji podparcia odcinka lędźwiowego i ustawienia tzw. „kołyski” w elektrycznym fotelu pasażera, podgrzewanej szyby przedniej, tempomat adaptacyjny nie jest nawet półaktywny i nie posiada funkcji dostosowywania się do aktualnych ograniczeń prędkości, a wspomniana funkcja kamery podczas zmiany pasa ruchu wykorzystuje kamerę raczej średniej próby i lepiej zostało to pomyślane w koncernie Hyundai/KIA, bo w CR-V tracimy całkowicie na 2-3 sekundy dane wyświetlane na ekranie centralnym. Doceniam jednak bardzo, że Honda postanowiła zastosować takie rozwiązanie w swoim największym samochodzie, niemniej pozostała jeszcze kwestia wrażeń płynących z jego prowadzenia. Układ kierowniczy i resorowanie są bardzo w porządku, ale masa pojazdu daje uczucie zawiadowania sporej wielkości łodzią, a nie dużą motorówką, no i nie rozwiązano pewnych niedociągnięć wynikających z podróżowania z wyższymi prędkościami – spalinowa część układu napędowego okazuje się trochę męcząca na dłuższą metę (to nie jest wiercące dziurę w głowie wycie, tylko drażniące, trochę stłumione buczenie, jakby nieustannie wibrował nam smartfon, tylko zdwojoną siłą), a wyciszenie zarówno samych nadkoli, komory silnika, jak i to aerodynamiczne… Powiem tak: oczekiwałem nieco wyższego poziomu i bardziej dorosłego zachowania pod tym względem, ale może się czepiam i wymyślam. Sami zatem widzicie, jak to wygląda, co nieuchronnie prowadzi mnie do podsumowania, którego trochę się boję…
Jestem rozdarty, jak pranie na wietrze. Honda zrobiła wiele, by zaproponować światu produkt na miarę swoich możliwości – będąc absolutnie obiektywnym i uczciwym przyznać należy, że to jest widoczne, niemniej tam, gdzie kończy się prawdziwy zachwyt pierwszym budującym wrażeniem, zaczyna się chłodna kalkulacja i przemyślenia, dostrzeganie pewnych detali, które z jakiegoś powodu musiały umknąć Japończykom na etapie opracowywania samochodu. Zastanawiam się, czy tak właśnie miało być – przepięknie wypieczone ciasto z pysznym wypełnieniem, tylko posypka i czekolada jakieś takie nietrafione. A może za najnowszym CR-V stało zupełnie inne założenie – samochód zaprojektowany w pierwszej linii dla mniej wymagającego, amerykańskiego klienta, natomiast decyzja o późniejszej sprzedaży na Starym Kontynencie była wypadkową chęci kontynuowania linii CR-V w Europie oraz wizji lepszego zarobku? Nie mam granatowego pojęcia, natomiast wiem jedno: powstał znakomity samochód, bardzo satysfakcjonujący i nowoczesny, ale z potencjałem na Ligę Europy, a nie Ligę Mistrzów, postarany tak na 70%, co, jak na warunki europejskie, jest wartością NIECO rozczarowującą. Honda – potraficie, wielokrotnie to udowodniliście, więc zróbcie to, proszę, jak należy. Bazę już macie znakomitą, wystarczy należyte dopieszczenie.
Opracowanie i tekst: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
No Comments