Honda CR-V Executive AWD e:HEV

Honda CR-V Executive AWD e:HEV – test

Wehikuł czasu dla zmysłów

Wybaczcie – nie powinienem zaczynać od przytaczania określonych firm, nazw produktów czy chwytliwych sloganów – jeszcze ktoś gotów pomyśleć, że to lokowanie produktu, ale inaczej się nie da. W tej chwili myślę o telefonie amerykańskiego giganta – firmy Apple, choć nie takim nowym, do którego namiętnie wzdychają mieszkańcy dużych aglomeracji oraz nastolatki. Mówię o niedużym smartfonie, wciąż schludnym pod względem estetycznym, choć technologicznie pamiętającym czasy, kiedy „uwielbiany” downsizing był jeszcze uważany za właściwy kierunek. Rozumiesz dysonans poznawczy – taki smartfon, który niby zadowoli specyficzne gusta, niemniej mina sprzedawcy autoryzowanego punktu mówi zasadniczo: „ktoś to jednak bierze i nie woli nowszych produktów?!”. No cóż, na takim właśnie urządzeniu powstaje ta recenzja (czy raczej felieton), ale do rzeczy i może to być odważne nieco stwierdzenie: chodzi o dwukolorowego iPhone’a 6S, a najnowsza Honda CR-V przypomina mi w dużym stopniu wspomniany efekt biznesowych poruszeń.

Zacznę od kwestii najbardziej polaryzującej – kwoty zakupu. Nie trzeba się urodzić w okresie rewolucji przemysłowej, by wiedzieć, że jak coś jest wolniejsze, mniej zaawansowane i wykończone z mniejszym pietyzmem, to będzie zauważalnie tańsze. Chyba, że to amerykański Black Friday, ale nie zamierzam wspominać o tym, jak człowiek myślący potrafi się upodlić, by dostać mikser na rewelacyjnych warunkach. Nie wnikajmy. Otóż recenzowane CR-V kosztowało dokładnie 204 500 złotych – łatwo było to policzyć, bo Honda, wzorem innych marek japońskich, wyznaje skonkretyzowany cennik bez nieszablonowego konfigurowania pojazdu. Ja tak preferuję, a skonfigurowanie testowanego egzemplarza zajęło mi dosłownie minutę – wybrałem najbogatszą wersję Executive i dobrałem lakier nadwozia. Finito – łatwe, szybkie i pozbawione zagmatwanych rozwiązań, ale odpowiedzmy sobie na pytanie, czy wspomniana kwota jest kwotą dużą i adekwatną. Mam z tym delikatny problem. Z jednej strony nie, bo Japończycy dostarczają za takie pieniądze sporej wielkości samochód, kompletnie wyposażony, całkiem wygodny i zaskakująco przemyślany (drzwi zasłaniają progi, więc nie uświnisz sobie nogawek podczas wsiadania lub wysiadania). Z drugiej strony to w końcu niemało, jak pomyślimy o zastosowanych tutaj rozwiązaniach, które złotą wiosnę miały solidnych sześć lat wstecz – jeździłem wówczas nieco starszym wariantem naszej bohaterki, ale pozwólcie, że wyjaśnię…

Usadowiłem się na skórzanym i elektrycznie sterowanym fotelu z pamięcią, który okazał się komfortowy (jedynie kierowca został obdarzony takimi wygodami – atrakcyjna pasażerka może sobie podgrzać siedzenie, ale fotel ustawiać już będzie manualnie) i ogarnął moją osobę szok poznawczy. Volkswagen skutecznie każe zapominać o fizycznej obsłudze, wnętrza są dominowane wyświetlaczami, zaś producenci urządzają sobie wyścig pod tytułem „autonomia podróżowania”, na co Honda wkracza na biało i proponuje model CR-V z klasycznymi przyciskami oraz pokrętłami. Był moment, że nawet zaskoczyła mnie ilość tych fizycznych przełączników – typowo po japońsku, ale tak odlegle i z wyraźną separacją od stwierdzenia „motoryzacja XXI. wieku”, jak to możliwe. Dysonans polega na tym, że doskonale zdajesz sobie z faktu sprawę o tym, jak wiele brakuje temu wnętrzu do zdobywania jakichkolwiek nagród w dziedzinie cyfryzacji, a za chwilę dociera niezaprzeczalny fakt do świadomości, że to wszystko banalnie się obsługuje, jest proste, nieskomplikowane i w miarę nowoczesne w całej tej pelerynie archaiczności. Kojarzycie cyfrowe zegarki w starych produktach japońskiego przemysłu motoryzacyjnego? Jakże by mi to pasowało tutaj! 😉 Nie, jestem daleki w tym przypadku, żeby obśmiewać – raczej podziwiam drobną odwagę producenta, dobrą jakość montażu w tym wszystkim i szukam sensu, a sensu jest moim zdaniem sporo…

Honda przemyciła oczywiście nowoczesne rozwiązania w typie cyfrowych zegarów (boleję nad ich estetyką, niemniej to moje zmartwienie) czy multimediów, ale są to elementy będące raczej oczywistością – one są obecne i ucieszą bez wątpienia grupę docelową, ale nie można pominąć faktu, że konkurencja pod tym względem ukończyła już habilitację. CR-V męczy się raczej w bólu nad ustnym polskim. Ujmę to w ten sposób: wyświetlacz multimediów należy do responsywnych i obsługuje Apple CarPlay – reszta mnie już znacznie mniej pociąga, bo przypomina o CR-V sprzed wspomnianych sześciu lat. To może prowadzi się, jak prawdziwa i precyzyjna Honda, co by głowa rodziny mogła czerpać satysfakcję z pokonywanych kilometrów? Cóż, model CR-V wydał mi się bardziej komfortowy i mniej stawiający na precyzję, niż rezolutne i nowoczesne rodzeństwo, ale to wcale nie musi być wada. Minusem za to jest relatywnie kiepskie wyciszenie przy wyższych prędkościach oraz kwestia ograniczonego doboru napędu. Recenzowana Honda to hybryda – mocniejsza, bo dysponująca sumaryczną mocą 184 koni mechanicznych i trzonem danego rozwiązania nie jest kiepsko wyglądający na papierze silniczek 1.5, a solidne 2.0, niemniej to nie rozwiązuje nadrzędnego moim zdaniem kłopotu…

CR-V to – w założeniu, teoretycznie, a praktycznie też – największy model japońskiego producenta, wizytówka, z której pracowity naród azjatycki powinien być dumny i tę dumę wyraźnie eksponować, tymczasem odnoszę wrażenie, że obecnie to najbardziej posunięty w czasie samochód w gamie Hondy. Z jednym układem napędowym – dostatecznie i wystarczająco dynamicznym, nowoczesnym oraz pokazującym siłę idei elektrycznej głównie w mieście, ale czy o to właśnie chodzi w samochodzie rodzinnym i wszechstronnym? Z poczuciem specyficznego, bo japońskiego dopracowania? Biorąc pod uwagę kategorie mierzalne oczywistym jest, że istnieją telefony szybsze, bardziej nowoczesne, słowem: lepsze od wspomnianego 6S, ale 6S posiada konkretny adres. Tym adresem są ludzie, którzy lubią korzystać z urządzeń wypróbowanych i znanych, poszli za namową dobrego przyjaciela, a nie pracownika sklepu z dwoma ukończonymi kursami sprzedaży B2B, wyraźnym kryterium była cena zakupu i akceptacja pewnych wyrzeczeń. To może jednak być udana decyzja, bo na pierwszy rzut oka dostajemy prostotę, żeby nie powiedzieć: archaiczność, a w rezultacie okazuje się to wystarczające, dobre, sprawdzone i całkiem satysfakcjonujące. Na końcu jeszcze przypominasz sobie, jak wyglądały prawdziwe i porządne samochody… Yyy – telefony, ale tak dekadę temu. 😉

Recenzja wideo Hondy CR-V Executive AWD e:HEV

Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto

No Comments

Leave a Comment

*