Z logiką jest lepiej, ale czy to już mądrość życiowa?
O rany – wybór spragnioną prawdziwych nowości klientelę w segmencie miejskich przytulanek, może przysporzyć o niemały ból głowy. Producenci – chciałbym, żeby tak było – dbają o wyraźną dywersyfikację i efektem tego jest różnorodność, a niepożądanym efektem ubocznym bezsenne noce pana Kowalskiego, zaskoczonego cenami dzisiejszych samochodów oraz przemożnym wrażeniem, że w dużym procencie jeździmy zmyślnie ułożonym przez specjalistów marketingiem. Takie przekonanie wypełnia również i mnie, kiedy pomyślę o fikuśnych stylistycznie crossoverach, które mamy kochać i pielęgnować całym sercem, ale najwyraźniej taka ich rola. Dzisiaj stary znajomy, choć po modernizacji – aktualny Nissan Juke.
Propozycja od Japończyków doskonale wpisuje się w przytoczony wyżej nurt przytulanek samochodowych, bo ja mogę lubić nad wyraz młodzieżowy obraz recenzowanego Juke’a, dobry system audio BOSE z głośnikami w zagłówkach, niską pozycję za kierownicą tudzież fantastyczną ergonomię w kabinie, ale nie zmieni to faktu, że topowa specyfikacja N-Sport, która daje klientowi zasadniczo kompletne wyposażenie bez jednego pakietu i czarne obręcze w trochę absurdalnym rozmiarze 19 cali, kosztuje 158 990 złotych. Jasne, dostajemy całkiem sporo, bo dużo nowoczesnego wyposażenia, efektywnie działającą hybrydę o przyzwoitej mocy 143 koni mechanicznych i zalotny design, który po faceliftingu nie został w jakiś mocno znaczący sposób poprawiony (w zasadzie, to zmienił się naprawdę symbolicznie), ale powrócił do palety Juke’a charakterystyczny, żółty lakier nadwozia i korzystnie odświeża wygląd japońskiego crossovera. Co jeszcze? Duże multimedia o sporej przekątnej wyświetlacza, które już kojarzymy z większego rodzeństwa Nissana, dobrze znane, choć wirtualne zegary i… Pojawia się pytanie: czy Nissan segmentu B zasługuje na wspomnianą cenę, a przede wszystkim, na zainteresowanie skołatanego bogatym wyborem pana Kowalskiego?
Nie jestem przekonany do tego, żeby Juke po modernizacji stanowił nowe otwarcie i rychłą zmianę wizerunku. To raczej delikatne udoskonalenie tego, co już udało się wypracować i to elementami, które mamy na podorędziu i wiemy, że są dobre. Upierdliwy esteta powie, że nadal brakuje podświetlenia tablicy rejestracyjnej, w kabinie tudzież oświetlenia pełnego w technologii LED, niemniej to jawne czepialstwo i doskonale to wiem. Powiem w ten sposób: lifting Nissana uznaję za udany, bowiem poprawiono wymiar technologiczny samochodu, nie ruszając w negatywny sposób reszty pojazdu, a to chyba jest wyjaśnienie terminu „korzystna modernizacja”. Z przyczyn obiektywnych Juke w dalszym ciągu nie zasłużył na pierwsze miejsce w segmencie miejskich crossoverów, ale starannie pielęgnowanym, niecodziennym image’em zdecydowanie potrafi do siebie przekonać. Trudno wyjaśnić to zjawisko, ale wciąż mam do niego słabość – pewnie w dużej mierze przez drzemiące we mnie dorosłe dziecko, które dostrzega podobne konotacje w recenzowanym pojeździe, takie podejście z lekkim przymrużeniem oka, niemniej również całkiem wysoki stopień dopracowania ogólnego, ale głównie wymiar stylistyczny. To chyba moje podium w tym segmencie – jestem sercem za tą propozycją, rozumem zaś wybrałbym coś innego – to chyba w znacznym stopniu definiuje Juke’a, nawet po modernizacji.
Podsumowanie:
No Comments