Symbioza dwóch segmentów? Ale, po co?
Symbioza dwóch odrębnych segmentów? A może oczekiwań klientów z pomysłem samego producenta? Debiut i oficjalne pojawienie się w sprzedaży modelu Symbioz – nie będę ukrywał – wywołało u mnie delikatną konsternację. No bo tak: Renault dysponuje adresowanym do miasta Capturem, którego dopiero co z pewną dozą nieśmiałości okrzyknąłem ulubionym crossoverem segmentu B (nieśmiałości, bowiem nie dane mi było sprawdzenie każdego z konkurentów, przynajmniej na razie), a w segmencie kompaktowym Francuzi mają przecież dość zaawansowanego Australa, którego zabrałem na tor Nürburgring (celowo nie wspominam o seksownej pod względem ideologicznym oraz marketingowym, a przede wszystkim stylistycznym Arkanie, bo taki samochód też Renault ma jeszcze w ofercie), aż tu nagle wtem… Któregoś pięknego dnia sekwański zarząd przybył do biura i stwierdził, że paleta modelowa jest niewystarczająca, jest miejsce na tworzenie subsegmentu w segmencie, a to wszystko po to, by klientela z dokładnością zegarmistrza mogła dostosować model z podnośnikiem do swoich potrzeb. Tak najwyraźniej – jako wypadkowa świeżego pomysłu, górnolotnej wizji oraz chęci zarobku – narodził się model Symbioz.
Nie chcę budować na siłę genezy tudzież wartej powtarzania historii w tym przypadku, bowiem nie miałoby to większego sensu, a poza tym – nie czułbym się w porządku względem potencjalnego czytelnika. Wynika to z faktu, że sprawa jest nadzwyczaj prosta: mówimy o samochodzie, który jest powiększonym i wydłużonym (o 174 milimetry) Renault Capturem, choć rozstaw osi pozostał nienaruszony. Ba, Symbioz posiada nawet idealnie tożsamy front i kabinę pasażerską z wymienionym przed chwilą reprezentantem segmentu miejskiego. No dobrze – zmieniono jedynie motyw cyfrowych wskaźników, adaptując ten z aktualnego Scenica czy Rafale, ale nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia w dużej mierze z Capturem, któremu zachciało się rodziny, pielęgnować budujące zasadniczo każde społeczeństwo wartości, który stylistycznie zaszedł w ciążę. Obszerniejsza sylwetka nie spowodowała jednak, że Symbioz nabrał karykaturalnego nieco wyglądu – prezentuje się on całkiem zachęcająco, ale nie odbiegajmy zbyt od głównego tematu i koncepcji danego samochodu. Mówiliśmy bowiem o bardziej rodzinnym wymiarze doskonale znanego Captura…
Nie będę ukrywał, że lubię wspomnianego crossovera segmentu B – jako dopracowaną koncepcję samochodu głównie do miasta, lecz nie tylko, jako satysfakcjonującą koncepcję pojazdu dla rezolutnego singla, który znalazł już partnerkę swojego życia i może kreować swoją własną historię, ale bez wyższych zobowiązań, przynajmniej na razie. Renault tymczasem karze nam zmienić koncepcję myślową o danym samochodzie, bowiem oto dostajecie Captura bardziej obszernego, z większymi drzwiami tylnymi, który ochoczo ma być klasyfikowany już wręcz do segmentu kompaktowego i służyć wychowywaniu potomstwa. Warto jednak pamiętać o tym, że pozostaje to w kwestiach mierzalnych przywoływany tutaj zawodnik miejski – z jędrną pracą zawieszenia, średnim raczej wyciszeniem i odczuciami wciąż zarezerwowanymi bardziej dla samochodu miejskiego. Służyć ma temu również jedyny układ napędowy w Symbiozie – dobrze znana, efektywna i czyniąca z tytułowego modelu przyzwoicie dynamiczne auto hybryda o mocy 145 koni mechanicznych, tyle, że – nie wiedzieć, dlaczego – występował tutaj, w Symbiozie, niepożądany efekt przerwy w dostawie mocy. Znałem to z mocniejszej hybrydy Renault, ale nie występowało to nigdy w słabszej opcji – mam nadzieję, że pozostanie to jednostkowym przypadkiem…
Jak widzicie, miesza się trochę w danym „felietonie” Captur z recenzowanym Symbiozem, niemniej to poniekąd odpowiedź na pytanie, czym Symbioz tak naprawdę jest, albo jak należałoby go postrzegać. Czuję sympatię do pierwszego z wymienionych samochodów, a zatem powinienem też czuć to samo względem Symbioza, lecz tak się nie dzieje. Z obiektywnych względów to naprawdę dopracowana oraz ciekawa propozycja, niemniej primo: nie mogę pozbyć się wrażenia, jakoby recenzowany pojazd został wykreowany trochę sztucznie, jako próba skonstruowania jeszcze lepszego, bardziej praktycznego i doskonalszego Captura, który chyba taki nie jest – owszem, jest dobry, satysfakcjonujący, ale oprócz małej wartości dodanej oraz całej marketingowej otoczki to wszystko, czym będzie próbował do siebie przekonywać. Secundo: nie wiem sam, czy uporczywa chęć obsadzania każdej możliwej, wolnej przestrzeni to pożądane i oczekiwane działanie. Wydaje mi się, że Symbioz będzie miał sens tylko wtedy, kiedy potencjalnego klienta nie będzie stać na Espace lub Australa, a Captur okaże się niewystarczający… No i z oferty zostanie wycofany model Arkana – wówczas może i tak, niemniej tworzenie samochodu obwarowanego różnymi warunkami chyba nie jest świetlanym prognostykiem…
No Comments