Misja
Mam sporo do powiedzenia i wciąż targają mną emocje, chyba z ekscytacji, że Hondzie udało się przepchnąć w 2024 roku taki projekt. Biorąc pod uwagę pierwotne założenia, tego samochodu w ogóle miało nie być z nami, ale fanatycy japońskiej myśli technicznej nie daliby zapewne spać przedstawicielstwom Hondy w naszym kraju – no więc jest, nikt raczej nie kryje faktu, że stanowi ukoronowanie całej gamy, pewnego rodzaju ciekawostkę, a z punktu widzenia finansowego raczej marketingową pozycję, która nie generuje fantastycznych wyników sprzedażowych. Zresztą, Honda stanęła na wysokości zadania i zajmuje się importem tych samochodów do Polski, niemniej odbija się to na rachunku końcowym dla klienta. Chcesz mieć dzisiaj prawdziwego hothatcha z salonu? Honda żąda minimum 262 tysięcy złotych (teraz podobno jest rabat dziesięć koła, niemniej to wciąż kupa pieniędzy), ale warto się zastanowić, dlaczego…
Tak, dorwałem najnowszą, jedenastą generację Hondy Civic w jej najbardziej ekstremalnym wydaniu Type-R, żeby móc sobie wyrobić na jej temat zdanie i zastanowić się, czy samuraj wciąż daje radę. Przede wszystkim należałoby wspomnieć o dwóch rzeczach: era wolnossącego hatchbacka od Hondy to pieśń cudownej przeszłości, ale nie odczuwam tego jako wady, i najbardziej ekstremalny Civic jest obecnie propozycją całkiem praktyczną. Mamy czworo drzwi, solidny bagażnik (410 litrów), a w ustawieniach komfortowych pojazd nie próbuje maniakalnie pozbawić swojego kierowcy całego uzębienia. Powiedziałbym nawet, choć delikatnie tego się obawiałem, że w nastawach komfortowych zarówno praca zawieszenia, jak również układu kierowniczego są na tyle kompromisowe, że Type-R może z powodzeniem służyć jako daily car. Wyposażenie też jest całkiem niezłe, choć natura bycia samochodem wymagającym, który w rękach totalnego amatora mógłby się okazać śmiercionośnym narzędziem, wymusiła pewne kompromisy i braki. Nie dostaniesz przeszklonego dachu, podgrzewanej kierownicy tudzież podgrzewanych foteli, nie dostaniesz również ambientowego podświetlenia z tyłu czy nawiewów klimatyzacji na kanapę. Zresztą, pasażerowie z tyłu będą raczej traktowani w charakterze zbędnego balastu – na co to komu? Nikt zresztą nie udaje, że jest w jakikolwiek sposób inaczej – Civica Type-R przecież rejestruje się na cztery osoby, przy czym ta za kierownicą jest bezsprzecznie najważniejsza…
Dostajesz pokryte czerwonym zamszem fotele kubełkowe (całkiem wygodne i otulające), czarną podsufitkę, czerwone logo Hondy na kierownicy, czerwone dywany, żebyś przypadkiem nie zapomniał, gdzie się znajdujesz, obciągniętą zamszem kierownicę (akurat preferuję inne rozwiązanie na co dzień), a stosowna plakietka informuje Cię, że trafiłeś do wyjątkowego miejsca. Czy ten samochód mocno się różni od seryjnego Civica? No cóż, to porównywanie zalewu w Kamionce do Jeziora Śniardwy – body samochodu jest bardziej muskularne, poszerzone, ozdobione wlotami oraz wylotami powietrza, na klapie bagażnika wylądował potężny spojler, a w nadkola wciśnięto układ hamulcowy od Brembo. Widzisz ten samochód, po czym wsiadasz i roztropnie zaczynasz się gościć za jego kierownicą, niemniej trochę jest inaczej. Od samego wejścia czuć, że ta wersja może i potrafi więcej, sportowe konotacje delikatnie się narzucają, pozycja za kierownicą jest fantastycznie niska, jesteś przekonany o tym, że będziesz miał idealną kontrolę nad wozem i czujesz lekką ekscytację, bo za chwilę tego samuraja uruchomisz…
Czy dźwięk jest rozczarowujący? Oczekując festyniarskiego pierdzenia i strzelania za plecami zapewne tak, niemniej taki ma być – nieco basowy, mechaniczny, licujący z naturą samochodu, bo musisz wiedzieć, że Type-R nie jest propozycją do prezentowania rozmiaru przyrodzenia – on posiada swój cel, zaprojektowano go, by właściwe osoby potrafiły go docenić oraz wycisnąć z niego litry czystej satysfakcji. To przede wszystkim znakomita maszyna – precyzyjna, spontaniczna, radosna, choć w tej radości bardzo poważna i w niektórych sytuacjach trochę wymagająca, choć przeczy temu funkcja wyrównywania obrotów silnika, żebyś miał prościej. W bezkompromisowych nastawach układ kierowniczy zachowuje się niemalże zerojedynkowo, dynamika VTEC-a o mocy 329 koni mechanicznych po wkroczeniu do zabawy turbiny – znakomita, szpera na przedniej osi potrafi skutecznie ratować skórę, a króciutki drążek manualnej skrzyni biegów… Jezu, to dar z motoryzacyjnych niebios – krótka i szybka praca, w punkt, niesamowicie precyzyjna i nie ma problemu z dwójeczką. Rozczarowania? To nie jest idealne rozwiązanie na trasę – auto przyzwoicie generalnie wyciszono aerodynamicznie, ale wciąż pozostaje relatywnie głośne i żywe, krótkie zestopniowanie skrzyni biegów skutkuje relatywnym hałasem przy wyższych prędkościach (3 tysiące obrotów przy 130 km/h), a zbiornik paliwa wystarczy na jakieś 450 kilometrów, ale, prawdę mówiąc, who cares???
Patrzę na ten samochód wciąż jak na ciekawostkę, drogą ciekawostkę lub sposób realizacji niejednego marzenia samochodowego. Cieszę się, że Type-R finalnie trafił u nas do sprzedaży, bowiem stanowi kontynuację wspaniałej tradycji, dowód na to, że w 2024 roku da się oferować takie pojazdy i to jeden z ostatnich przedstawicieli danego gatunku. Auto zatem wiele udowadnia i stanowi bardzo istotną propozycję w gamie Hondy, a jakim samochodem jest? Mało efekciarskim, a bardzo skutecznym, po japońsku wyciosaną maszyną, która ma spełniać założoną funkcję w 110 procentach i pod tym względem to chyba najlepiej oraz najskuteczniej prowadzący się hatchback. Dostarcza mnóstwo frajdy, daje poczuć się wyjątkowo, ale w specyficznych warunkach. Najbardziej zaskakująca – dla mnie – okazuje się użyteczność tego samochodu w codziennym obyciu, jednocześnie też nie oczekuj, że to zamszowy fotel, który dostarczy Ci błogiego relaksu – w pewnym stopniu będzie Ci ułatwiał funkcjonowanie w znoju codzienności, ale przez większość jednak czasu będzie od Ciebie wymagał noszenia spodni, odrobiny siły, zapału, chęci oraz fascynacji. Czy się zakochałem? Nie. Chciałbym taki samochód mieć? Jako mechaniczny dowód cudownej inżynierii – bez wątpienia. Czy jest zatem drogo? Tak, ale zainteresowani będą wiedzieli czego szukają i że to jest warte takich pieniędzy…
Opracowanie i tekst: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
No Comments