Dzik z lekkim ogłuszeniem?
Lubię samochody i rozwiązania nieoczywiste. Jeżeli grupa zafiksowanych na punkcie branży motoryzacyjnej osób traktuje określony pojazd w sposób trywialny, powszechny i oczywisty, to z natury rzeczy zaczynam się trochę zachowywać, jak naburmuszony siedmiolatek zasłaniający uszy – mając poczucie misji wyciągania na światło dzienne tego w motoryzacji, co niecodzienne, czasami niezrozumiałe i mało powszechne, udaję zwyczajnie głuchotę i ograniczam interakcje do wymaganego minimum. Jasne, przesadzam, bo świat czterech kółek interesuje mnie w całej swojej rozciągłości – od propozycji ostatecznej w postaci rozsądnej Dacii, po maszyny najbardziej egzotyczne, ale osoby, które dostosowują trochę swoją prywatność do realizowanej pasji chyba tak już mają – oglądają się na ulicy za powabnym coupé, zamiast hałasu słyszą wspaniały dźwięk, a zapach przepalonej benzyny traktują w kategorii perfum. No i wyciągają – tak, jak autor niniejszego wstępu – najbardziej absurdalne, dziwne i nie pokrywające się z normą pomysły motoryzacyjne na wierzch. Jeden z nich dzisiaj u mnie…






Musiałem delikatnie przekalibrować swoją percepcję i sposób postrzegania urządzenia, jakim bez wątpienia jest samochód. Ostatnio mierzyłem się z czymś takim w przypadku szalenie luksusowego Maybacha i Mercedes posiada na tyle rozbudowaną gamę swoich pojazdów, że możemy rozmawiać o bardziej przyziemnej Klasie C, de facto podstawowej Klasie A, przytoczonym już Maybachu, który pewne kwestie zaczyna wywyższać do trudnych w zrozumieniu poziomów, a możemy też poruszyć temat Mercedesa sportowego i nie mam tutaj bynajmniej na myśli dopakowanej wszelkimi ekstrasami wersji pojazdu już istniejącego – mówię o pozycji, która pierwotnie została pomyślana, jako samochód budzący te najgłębsze instynkty u swojego kierowcy, ale nie zrywający kompletnie z koncepcją całkiem luksusowej przestrzeni. Miałem kilka lat wstecz sposobność posmakowania modelu AMG GT w ujęciu literki „R” i zrozumiałem, dlaczego ten samochód, pomimo swojej horyzontalnej ceny i naturalnych ograniczeń, był tak chętnie wybierany przez wystarczająco majętnych klientów i w środowisku marki stanowił pewnego rodzaju benchmark. Jeżeli ktoś rzeczywiście „marzył” o produkcie z wymowną gwiazdą, to prawdopodobnie był to model sygnowany przez Affalterbach, prawdopodobnie było to wspomniane coupé. Jednocześnie zdałem sobie wówczas dobrze sprawę, jak głębokie umiejętności trzeba mieć, by należycie wykorzystać potencjał samochodu i czerpać z tego doświadczenia prawdziwą radość, dlatego ucieszyłem się na perspektywę kilku dni z bazowym (ceny od 626 200 złotych, także… :-D), nowym wydaniem GT z oznaczeniem 43…



Jestem w pełni świadomy, że na papierze wszystko jawi się odpowiednio: właściwy „layout” napędu, czyli silnik umieszczony z przodu, gdzieś po środku dziewięciobiegowa skrzynia z dostosowanym oprogramowaniem do charakteru pojazdu i cała siła oddawana w użytek tylnych kół, sporo mocy, bo 421 koni mechanicznych i 500 niutonometrów momentu obrotowego, ale przede wszystkim obietnica, że literalnie każda przejażdżka będzie doznaniem ekscytującym i wielkim. Z takimi samochodami, być może tylko w mojej głowie, co radykalnie obnaża fakt pewnego braku zrozumienia świata motoryzacji za potężne kwoty, jest drobny problem – tutaj nie wystarczy powiedzieć, że auto ma uchwyty na kawę, praktyczny bagażnik i zużywa przyzwoite ilości benzyny, ponieważ to jak powiedzieć, że hotel cieszy się wieloletnią tradycją, ma kilka oddziałów i kolor elewacji nawiązuje do historii miasta, w którym one się znajdują. Nikogo to nie obchodzi, bowiem prawdziwego klienta interesować będzie wygodne łóżko, wystarczający standard i dobrze zaopatrzony barek w hotelowym lobby. Podobnie jest z GT 43 Coupé – wobec takiego samochodu narastają pewne oczekiwania i teoria dotycząca właściwego layoutu wydaje się tutaj niewystarczająca. Liczą się fakty, a te mówią, że oto mamy samochód wyglądający jak milion złotych (dosłownie… No prawie…), ale napędzany jest rozwiązaniem z A 45 AMG – pojazdu, będącego ulubieńcem wypożyczalni samochodowych, ale ważniejsze jest chyba to, że pojazdu relatywnie powszechnego. Jasne, wierząc przedstawicielom niemieckiego hegemona możemy zabłysnąć w towarzystwie, że to motor konstruowany według ideologii „one man – one engine” i Twoje GT 43 ma dedykowanego człowieka, który odpowiadał za finalne złożenie tego benzynowego serducha; serducha, będącego najbardziej wyżyłowanym aktualnie silnikiem dwulitrowym na rynku, co może świadczyć o pewnego rodzaju kunszcie inżynieryjnym wspomnianej marki, ale jednocześnie silnikiem, który nie brzmi wystarczająco przekonująco, nie daje tego, co jest nierozerwalnym elementem definicji sportowej maszyny z należytym charakterem i w tym właśnie momencie dochodzimy sedna całej sprawy…



GT 43 prowadzi się znakomicie, jest precyzyjne, szybkie, responsywne i z chęcią zabrałbyś ten samochód na jakąś górską przełęcz. Zachowuje również trochę praktycznego charakteru, rozpieszcza wyposażeniem i wymiarem swojej technologii, ba – jest nawet wystarczająco szybkie i przy napędzie RWD potrafi się zabawić konkretniej ze swoim kierowcą, tylko w pewnej chwili pojawiają się nieuchronnie oczekiwania wobec takiego pojazdu – Twoje i osób postronnych. Mówisz: topowe coupé w inżynierskim wykonaniu Mercedesa, więc myślisz: urządzenie z grzmiącym silnikiem, wywołujące niecierpliwe przekładanie nóg i uczące swojego właściciela pokory, zrozumienia i obchodzenia się z własnymi emocjami. Czy tutaj właśnie tak jest? Chodzi mi o coś więcej, niż prymitywne delikatnie stwierdzenie, że to najdroższe dwa litry na rynku (cena TEGO egzemplarza to abstrakcyjne ponad 912 tysięcy złotych…). Wszystko tutaj wydaje się w należytym porządku, bo przecież samochód jest właśnie tym, do czego został pomyślany, dostarcza pewnej frajdy, ale w kontrolowany sposób, jest szybki oraz daje poczucie nabycia czegoś wyjątkowego, ale czy wypełnia oczekiwania? Czy w oczach innych kierowców będziesz tutaj finansowym zwycięzcą? Czy ucieszysz grupkę młodocianych doniosłym brzmieniem ośmiu cylindrów? Czy spojrzysz w lustro i bez mrugnięcia okiem stwierdzisz, że to AMG GT z przydomkiem „naj” i wybrałeś naprawdę wyjątkową pozycję? Ja, przed własnym jestestwem, znam odpowiedź, dlatego zapraszam do podsumowania:






















































No Comments