Chciałbym przerobić ten samochód na odpowiednik bluzy z kapturem
Do tej pory miałem tak, że kompaktową Scalą jeździłem wyłącznie z mocniejszym układem napędowym, czyli zbierającym pozytywne opinie, czterocylindrowym silnikiem 1.5 TSI o przyzwoitej mocy 150 koni mechanicznych i było to doświadczenie satysfakcjonujące. Uznawałem, że stosowanie cherlawego na papierze silniczka 1.0 będzie równoznaczne z przecenianiem umiejętności takiego zestawu, jakby do bryczki pod Sukiennicami wsiadło czterech rosłych wrestlerów i woźnica byłby zaskoczony, dlaczego jeden koń umaszczenia brązowego nie daje sobie rady. To wciąż pokłosie downsizingu, czyli maniakalnego zmniejszania jednostek spalinowych w imię – mocno teoretycznie – mniejszego zużycia paliwa i bycia zauważalnie bardziej ekologicznym. Wbrew pozorom nie mam wybitnie złych doświadczeń ze wspomnianym rozwiązaniem napędowym, ale zanim o napędzaniu samochodu motorem z kosiarki, pozostaje bardzo istotna kwestia przeprowadzonej modernizacji czeskiej Scali…
Tak naprawdę, to Scala nie jest pełnoprawnym kompaktem w rozumieniu producenta, bo za taki funkcjonuje nieustannie potężna Octavia, niemniej porzućmy temat klasyfikacji poszczególnych modeli, bo ta była w Škodzie zawsze nieco skomplikowana. Hatchback przeszedł facelifting – zdecydowano się na kilka zmian stricte designerskich o neutralnym charakterze, bo, moim zdaniem, samochodu nie zepsuto stylistycznie, ale trudno mówić też o progresie na miarę pierwszego komputera stacjonarnego. Zmieniono pas frontowy, z przestylizowanym zderzakiem i dwuczęściowymi światłami do jazdy dziennej (w recenzowanym egzemplarzu było akurat rozwiązanie uboższe i „dziwnie” funkcjonujące – radzę manualnie obniżyć snop rzucanego światła maksymalnie, bo inaczej kierowcy innych pojazdów będą histerycznie dawać znać, że są oślepiani), zmieniła się nieznacznie sygnatura świetlna z tyłu, materiały w kabinie czy w sposób nieznaczny wyposażenie samochodu – jego bogactwo i forma technologiczna. Na usta ciśnie się określenie: standard, niewymagający gargantuicznych nakładów finansowych standard lub zmiany bezpieczne, ale skoro model Scala był naprawdę udanym samochodem już przed modernizacją, to wspomniany zakres poczynionych zmian wydawał się naturalnym. Scala zawsze miała tylko niedostatki wyraźniej zaznaczającego się charakteru, to była maszyna tak poprawna, że kierowcę dopadała senność po 10 minutach przebywania w jej wnętrzu. Z punktu widzenia firmy produkującej samochody to jednak znakomita informacja, bo potencjalny zakres klienta docelowego rażąco się poszerzał. Oprócz tego wyciszenie aerodynamiczne było przeciętne, klimatyzacja w znakomitej większości sterowana z ekranu, a podłokietnik na drzwiach niewygodny w długiej trasie i to, niestety, pozostało. Co jednak z tym silniczkiem?
Jednolitrówka ma teraz pięć dodatkowych koni mechanicznych, co rzeczywistej dynamiki nie zmienia, niemniej korzystniej prezentuje się w broszurze reklamowej, do tego manualna, sześciostopniowa przekładnia i obietnica porządnego, dopracowanego, satysfakcjonującego, choć zwyczajnego samochodu. Odrobina normalności w zwariowanym świecie. Jak to wygląda naprawdę? Zapraszam do podsumowania wideo:
No Comments