Renault Clio Intens 1.5 dCi 110 KM

Renault Clio Intens 1.5 dCi 110 KM – test

Środek stawki

 

Renault Clio to ugruntowana w świadomości klienteli oraz najbliższej konkurencji pozycja segmentu B, tym bardziej spoczywają na wspomnianym samochodzie duże wymagania. Nie ma się co czarować – te mniejsze kompakty są towarem mocno chodliwym, dużo ludzi decyduje się nierzadko na taki pojazd jako główny w rodzinie, lub zwyczajnie dla siebie, a producenci świadomi tegoż popytu sukcesywnie odcinają kupony. Auta segmentu B są coraz większe, dojrzalsze, lepiej wyposażone i tym samym bardziej konkurencyjne, a jak w danym towarzystwie odnajduje się czwarta generacja wspomnianego Clio?

Obecne wcielenie francuskiego hatchbacka (co istotne w tym segmencie – mamy również praktyczniejsze kombi) jest z nami od 2012 roku, ale niedawno przeszło facelifting i muszę powiedzieć: to było bardzo udane posunięcie. Oczywiście sama modernizacja prędzej czy później powinna była nadejść, ale inżynierowie znad Sekwany realnie poprawili swojego reprezentanta. Na pierwszym planie mamy technologię, która udanie połączyła się tutaj ze stylistyką wozu. Francuzi wyrzucili szpetne światła do jazdy dziennej umiejscowione w grillu zastępując je również LED-owymi, ale ładnie wkomponowanymi w przedni klosz. Clio dostało również pożądne i efektywne, bo LED-owe reflektory główne (co bezpośrednio wiąże się ze wspomnianymi LED-ami do jazdy w dzień – wersje słabiej wyposażone nadal posiadają „wąsy”, ale przerzucono je na dolną partię przedniego zderzaka), a z tyłu atrakcyjnym dopełnieniem są (znowu) LED-owe światła przypominające kształtem literę C oraz diodowe światła stop. Testowany egzemplarz pokryto jeszcze czerwonym lakierem Atacama (dopłata 2 200 złotych), zaaplikowano 17-calowe, aluminiowe obręcze i wyeksponowano pewne możliwości indywidualizacji. Oczywiście Renault Bentley’em nie jest, toteż zamiast pozłacanych klamek można sobie domówić np. czarną naklejkę pokrywającą dach tudzież czerwone wykończenie deski rozdzielczej i boczków drzwiowych, jak w egzemplarzu na zdjęciach. Modernizacja typu „znajdź mankamenty, popraw je i wypuść samochód na kolejne 2-3 lata”, ale o to właśnie chodziło.

Najciekawszym elementem dość kontrowersyjnego od samego początku wnętrza, było wspomniane, czerwone wykończenie, bowiem resztę znamy już całkiem nieźle od 2012 roku, dlatego albo polubimy ten nieoczywisty kokpit, albo skierujemy wzrok na Volkswagena Polo. Generalnie pozycja za niedużą kierownicą może być przyjemnie niska, system R-Link zaoferuje dokładnie to, czego będziemy potrzebować (ale nic ponadto, a przy okazji będzie realizował polecenia stosunkowo szybko, przejrzyście i z „ciekawą” szatą graficzną), a fotele, choć pokryte czarną, półskórzaną tapicerką i ładnie wyglądające, to na większym dystansie zmęczą trochę nasze plecy (brak regulacji odcinka lędźwiowego, a mówimy o bogato wyposażonej odmianie Intens). Poza tym klimatyzacja może być tylko jednostrefowa bez dodatkowych nawiewów z tyłu, gdzie, swoją drogą, oszałamiająco dużo miejsca nie znajdziemy, jakość wykonania i spasowanie materiałów pozostawiają trochę do życzenia, zaś do wskaźników przed kierowcą należy się przyzwyczaić (są one w miarę czytelne, niemniej jednak połączenie analogowego obrotomierza, cyfrowego prędkościomierza, znowu analogowego wskaźnika paliwa i zmieniającego kolor ekonomizera stanowi dość osobliwe wrażenie). Tytułem końca drobna wskazówka użyteczna – jeżeli lubicie pożądnie grający zestaw audio i nie jest Wam obojętny fakt, że soczysty w założeniu bas przypomina lekkie stuknięcie młotkiem o blat stołu, to wyłóżcie trochę więcej pieniędzy i zamiast mocno przeciętnego zestawu BASS REFLEX domówcie audio firmy BOSE. Nie powinniście żałować.

Hatchbacka segmentu B najlepiej kupować z oszczędnym silnikiem benzynowym? Nie ma co generalizować. W dzisiejszych czasach, jak wspomniałem na początku, gro nabywców użytkuje te stosunkowo nieduże kompakty również na trasie, a i floty dużych firm zawierają dziesiątki modeli Clio oraz jemu podobnych. W moje ręce trafiła odmiana idealna właśnie do pokonywania sporych kilometraży i nie mówię w tym momencie o podgrzewanych siedzeniach czy więcej niż tylko przyzwoitym wyposażeniu. Pod maskę czerwonego Clio trafił bowiem 1.5-litrowy, sprawdzony już w szeregach Renault silnik wysokoprężny dCi produkujący 110 koni mechanicznych i całkiem rącze 260 niutonometrów momentu obrotowego. Tutaj ciekawostka – dana wersja silnikowa z 6-biegową, manualną skrzynią została już wyprzedana, co oznacza, że, przynajmniej na razie, nie dostaniecie takiego wariantu w salonach Renault. Trochę szkoda i chyba rozumiem popyt na 110-konnego diesla. Pomijając bowiem mało przyjemny dźwięk, zwłaszcza po rozruchu, zasilane olejem napędowym dCi posiada same zalety, a przynajmniej walory, które docenią potencjalni zainteresowani. Papierowe wartości w zupełności wystarczają, by Clio sprawnie przyspieszało do żądanej prędkości, samochód efektywnie potrafi jechać momentem obrotowym, a przy tym zużycie paliwa jest bardzo niskie (trasa, 120 km/h z włączonym tempomatem – 4,8 l/100 km; średnio z całego dystansu testowego liczącego około 1200 kilometrów – 5,2 l/100 km). Oprócz tego wspomniana, 6-biegowa przekładnia manualna działa precyzyjnie, skoki lewarka są przyjemnie krótkie i operowanie tymże zdecydowanie należy do przyjemnych czynności. Jeżeli chodzi o zawieszenie i samo prowadzenie Clio – nie miałem tutaj zapędów iście sportowych  czy bodźców do robienia z siebie człowieka bardziej szalonego niż jestem. A nie jestem. Zarówno układ kierowniczy jak i zawieszenie sprzyjały raczej komfortowemu przemieszczaniu się, choć samo zestrojenie podwozia (alternatywnie 17-calowe felgi) powodowało dość nerwowe podskakiwanie na nierównościach. Generalnie Clio sprawiało wrażenie bardziej sztywno zestrojonego, a od mięciutko zawieszonego C3 odcinało się grubą kreską.

Przyjemny, dobrze, a przynajmniej wystarczająco dobrze wyposażony samochód, któremu przeprowadzony lifting zdecydowanie wyszedł na dobre, niemniej jednak przez okrągły tydzień doszedłem do jednego, bardzo istotnego z punktu widzenia rynkowych zawiłości wniosku, a dotyczył on… Wieku czwartej generacji Clio i wszystkiego co się z nim wiąże…

Reasumując…

 

 

DANE TECHNICZNE – Renault Clio Intens 1.5 dCi 110 KM
Silnik wysokoprężny, turbodoładowany, R4, 16-zaworowy
Pojemność silnika (cm3) 1461 cm3
Moc maksymalna silnika (kW / KM) 81 kW / 110 KM przy 4000 obr./min
Maksymalny moment obrotowy (Nm) 260 Nm przy 1750 obr./min
Skrzynia biegów 6-biegowa manualna
Napęd na przednie koła
Zawieszenie (przód) kolumny McPhersona
Zawieszenie (tył) belka skrętna
Hamulce tarczowe
Rozmiar opon 205/45/R17
Pojemność bagażnika / Pojemność bagażnika po złożeniu tylnych siedzeń (l) 300 / brak danych
Pojemność zbiornika paliwa (l) 45 l
Liczba drzwi / miejsc 5 / 5
Wymiary w mm (długość / szerokość / wysokość / rozstaw osi) 4062 / 1506 (1945 z lusterkami) / 1448 / 2589 mm
Masa własna (kg) / Dopuszczalna masa całkowita (kg) 1252 / 1706 kg
Zużycie paliwa (miasto / trasa / średnie) (l/100 km) wg. producenta: ok. 3,8 / ok. 3,3 / ok. 3,5 l/100 km;

test: 6,8 / 5,0 / 4,9 l/100 km

Emisja CO2 (g/km) ok. 85 g/km
Przyspieszenie do 100 km/h (s) ok. 11,4 s
Prędkość maksymalna (km/h) ok. 194 km/h
Gwarancja mechaniczna 2 lata
Gwarancja perforacyjna / na lakier 10-12 lat / 3 lata
Okresy międzyprzeglądowe co 30 000 km lub co rok
Cena bazowa (zł) 42 500 zł (LIFE, 1.2 16V 75 KM)
Cena wersji testowanej (zł) 69 900 zł  – WYPRZEDANA
Cena recenzowanego egzemplarza (zł) 81 700 zł (Intens + dodatki, Energy dCi 110)

 

Serdeczne podziękowania dla Bartosza Kowalewskiego za realizację sesji zdjęciowej.

www.bkfoto.carbonmade.com

Facebook – BKfoto

 

Patryk Rudnicki

No Comments

Leave a Comment

*