Ile zostało na rynku samochodów, które posiadają olbrzymie V12 pod maską i które można kupić jako nowe? Mamy arystokrację w postaci Aston Martina DBS Superleggera (ewentualnie DB11), ale czy jego dźwięk dogłębnie uzależnia? Mamy Brutusa w postaci Lamborghini Aventadora – wulgarnego nie tylko pod względem emitowanej ścieżki dźwiękowej, plującego niebieskimi płomieniami, wreszcie straszącego innych użytkowników dróg publicznych. Da się pokochać Aventadora? Z pewnością, jeśli uprawiasz boks i masz wytatuowanego amstafa. V12 od Mercedesa? Czysta, niemiecka arystokracja i chyba nic więcej, bo mogę. No dobrze, a Ferrari?
Tutaj uzmysłowiłem sobie bardzo istotną, ale i przykrą rzecz: branża motoryzacyjna nieuchronnie zmierza w kierunku wytyczanym przez ludzi, których postulaty mogą wywoływać drapanie się po głowie. Mówię oczywiście z perspektywy statystycznego Europejczyka, bo Stany Zjednoczone na ten przykład zachowują jeszcze trzeźwość umysłu i tam producenci samochodów nie muszą walczyć jak dwa wygłodniałe psy o kawałek wołowiny. Europa przypomina mi czasem, a może coraz bardziej, obóz przetrwania, który wytrzymają tylko najsilniejsi zawodnicy, bo słabszym albo zabraknie pomysłów, albo samozaparcia, albo będą mieć zbyt miękki „kuferek”. Niezbyt optymistyczna wizja – i tutaj pojawia się Ferrari ze swoim 812 GTS…
Ten samochód wkracza na rynek niczym pracownik MZK na bankiet, jest czerwoną różą na polu żółtego rzepaku. Posłuchajcie tego: auto bazujące na modelu 812 Superfast – przez niektórych uważanym za przesadnie i niebezpiecznie szybki, z 6.5-litrowym, wrzeszczącym V12 o mocy 800 koni mechanicznych, które nie zostały upośledzone żadną formą doładowania. Czysta moc i krzepa mechanicznych rumaków, trafiająca wyłącznie na tylne koła, i faktor, który może stanowić o wartości tego samochodu w przyszłości – z racji, że mamy tutaj przydomek GTS, możemy opuścić dach i nieskrępowanie cieszyć się uzależniającym dźwiękiem dwunastu garów. Ok, przyznaję: wolałbym ściśle limitowane F12 tdf, z bardzo prostego i niewymagającego myślenia powodu – stylistyka 812 w mniejszym stopniu trafia w moje wyczucie estetyczne, ale z drugiej strony F12 nie dostaniemy w formie seksownego kabrioletu czy tam roadstera, czy spidera.
Ja wiem, że to propozycja wymagająca niebagatelnych pieniędzy, ale, na litość boską, to jedynie pieniądze, środek płatniczy. Co dostajemy w zamian? Jedno z ostatnich tak brzmiących „V12-stek”, jedną z ostatnich jednostek o takiej konstrukcji, bez wątpienia piękne GT ze sporym prawdopodobieństwem na to, że za dekadę będzie propozycją kolekcjonerską, z rodowodem z Maranello. Poproszę w kolorze Blu Abu Dhabi, z lekko czerwonym wnętrzem, karbonowymi elementami, czerwonymi zaciskami oraz srebrnym obrotomierzem…
No Comments