Renault Captur Intens 1.3 TCe 130 KM EDC

Renault Captur Intens 1.3 TCe 130 KM EDC – test

Ninja

Przełom lat 80. i 90. to jeszcze głęboki komunizm w Polsce i czas chleba na kartki. Podczas gdy nasze społeczeństwo żyło w mentalnym zacofaniu i tylko niektórzy mogli się cieszyć przywilejem posiadania samochodu, w Stanach Zjednoczonych kwitła wolność i kreatywne pomysły. Dostaliśmy wówczas oderwaną, dla nas, od rzeczywistości bajkę, która w średnio poważnym świetle przedstawiała fikcyjne postaci czterech bojowych żółwi. Jak to zwykle bywa, różniły się one między sobą nie tylko kolorem bandery, ale przede wszystkim charakterem i cechami szczególnymi. To nie była zresztą szczególnie poważna bajka. Dość powiedzieć, że nauczycielem i autorytetem przyjemnych bohaterów miał być szczur, niemniej dlaczego w ogóle to poruszam? No cóż, kuriozalna sytuacja, ale stylistyka testowanego modelu do złudzenia przypominała mi ładną, acz odrobinę niezgrabną sylwetkę umięśnionego żółwia. Jak się okazało, podobieństw było nieco więcej…

Przygarbiony, ale bojowy

Pierwsza generacja Renault Captura to symbol zupełnie innych czasów – hybrydyzacji, podnoszenia samochodów miejskich oraz kreowania się na modnych nowobogackich, którzy dostrzegają wartości podobno niezwykle istotne. Wygodniejsze zajmowanie miejsca? Troszkę, bo Captur jest w rzeczywistości modniejszą wersją doskonale znanego Clio, niemniej dorzuca od siebie kilka ciekawych i przyznaję, całkiem praktycznych idei, jak przesuwana kanapa czy schowek-szuflada ulokowany przed współpasażerem. Warto jedynie pamiętać, by otwierać go podczas nieobecności ów pasażera (chyba, że druga połówka ma wyjątkowo szczupłe nogi pozbawione kolan – wtedy nie powinno być kłopotu). Co jednak z tą nowoczesnością?

Crossover segmentu B, już w formie drugiej generacji, kogo bym nie zapytał, to zbiera pochlebne opinie. Z czego to wynika? Może faktycznie jest widoczne parcie opinii publicznej na wspomniany typ samochodów, niemniej poza wszelką dyskusją nowy Captur jest zgrabnie narysowanym pojazdem. Zwarty, tworzący spójną całość, proporcjonalny, z pewnością bardziej dynamiczny od poprzednika oraz wpisujący się w pojęcie kreatywnego, a nawet odważnego myślenia. Owszem, teraz bardziej nawiązuje do niżej zawieszonego Clio, ale mam do tego faktu mocno neutralny stosunek. Jest co najmniej nieźle, a jeszcze lepsze wrażenie robi kabina pasażerska.

USS Enterprise vs pocisk rakietowy V2

Debiut w 2013 roku oznaczał, że multimedia, dostępne technologie i pomysły miały relatywnie ograniczony zasięg. Renault, co chyba zrozumiałe, posiłkowało się mocno plastikowym wnętrzem z hatchbacka segmentu B, ale wówczas działało prawo nowości. Nie chcę przez to powiedzieć, że klientela nie zwracała uwagi na poziom i jakość wykończenia kokpitu, niemniej odnoszę wrażenie, jakoby wymagania na tym polu drastycznie zaostrzyły się dopiero później. Francuzi podeszli do tematu całkiem sprytnie i zaoferowali kolorystyczną personalizację samochodu – w tym przypadku Captura właśnie i nie chodziło wyłącznie o zabawę w dobieranie lakierów nadwozia i kolorystycznych akcentów obręczy aluminiowych. Ograniczona tęcza wjechała również do środka…

Pokłosie interesujących, choć momentami nieco chybionych pomysłów francuskiego producenta, widoczne jest w drugiej generacji prezentowanego crossovera. Wnoszące kolorytu akcenty są obecne – czarno-pomarańczowa tapicerka foteli, które w nieprzytomnie bogatej specyfikacji recenzowanego egzemplarza nie dostały z jakiegoś powodu funkcji podgrzewania, część deski rozdzielczej wykonana z pomarańczowego materiału (sztuczna skóra), który zawiera nawet drobinki brokatu czy nastrojowe podświetlenie drzwi. Muszę przyznać, że owe elementy budowały ciekawy, ale i odrobinę zabawkowy klimat na pokładzie relatywnie niedużego Renault. W żadnym jednak momencie nie pomyślałem o Capturze jak o fanaberii producenta znad Sekwany. Dzisiaj to niezwykle istotna pozycja w gamie i to widać, bowiem autorzy omawianego projektu odrobili zadane lekcje i tak jak w przypadku Clio V, poczynili nieprawdopodobny wręcz krok do przodu.

Stylistyka wnętrza pozostała może kontrowersyjna, ale materiały wykończeniowe stoją na zdecydowanie wyższym poziomie, fotele są przyjemnie miękkie i całkiem wygodne, choć pozbawione regulacji podparcia odcinka lędźwiowego, a rozplanowanie zasługuje na wysoką notę. Mamy wystarczającą ilość schowków, półeczkę z indukcyjną ładowarką, „lewitującą” konsolę, na której zlokalizowano schludny wybierak automatycznej skrzyni EDC, a pod nią kolejną półeczkę z materiałem antypoślizgowym. Da się jednak połączyć atrakcyjnie wyglądające instrumenty pokładowe z wystarczającą dawką praktyczności, a nie powiedziałem jeszcze o dostępnym wyposażeniu. Egzemplarz testowy należałoby co prawda rozpatrywać w kategorii tzw. show cara, niemniej warto mieć świadomość, że samochód kiedyś uważany za miejski, może posiadać elementy wyposażenia z klas wyższych. Captur na zdjęciach to sowicie doposażona wersja Intens (ta bogatsza), która posiadała LED-owe reflektory główne z automatyczną regulacją, system multimedialny EASY LINK (raz na kilka sekund wyłączył mi się samoczynnie wyświetlacz, niestety), elektrycznie regulowany szyberdach, adaptacyjny tempomat z asystentem jazdy w korku (odprężające), dobrze grający system audio BOSE, samodzielne parkowanie czy system kamer 360 stopni, co by krawężnika nie zawadzić.

Jak się prowadzi nowy Captur i dlaczego uważam, że Renault mogło się jednak nieco bardziej postarać? Nim podsumujemy, zapraszam do poniższego materiału wideo:

Recenzja wideo Renault Captura II

Dobry, ale czy najlepszy?

To jest trochę na takiej zasadzie, że domyślałem się, czego mam od crossovera segmentu B wymagać i oczekiwać. Doświadczenia z najnowszym Clio zbudowały pewien obraz starań francuskich inżynierów, by ich nowe produkty zaskakiwały jakością, spełniały oczekiwania pod względem technologicznym, były zwyczajnie bezpieczne i konkurencyjne. Captur mnie nie zawiódł, ponieważ zachował elementy dla siebie charakterystyczne, wzbogacając je typowo „Renówkową” stylistyką, bogatym zapleczem wyposażenia oraz przymiotami, których jeszcze niedawno kreatywne głowy z Boulogne-Billancourt nie mogły zrozumieć. Widzicie, jak człowiek naprawdę chce i logicznie obliczy wszelkie koszty, to się okazuje, że beznadziejne jakościowo plastiki można zastąpić akceptowalnym zamiennikiem, a obsługę tempomatu przenieść w całości na kierownicę. Plony? Myślę, że uzasadnione zadowolenie klienteli, bowiem Captur okazuje się propozycją relatywnie niedużą, ale z wystarczająco przestronną kabiną, komfortem, wygodą i odrobiną wizualnej finezji. To taki bajkowy Donatello, bo z pomysłem, mentalnie całkiem poukładany i godny zaufania. Kolor bandery się tylko nie zgadza.

Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski
BKfoto

No Comments

Leave a Comment

*