Nissan Juke N-Design

Nissan Juke N-Design 1.0 DIG-T 114 KM 6MT – test

8 000

Mój pierwszy kontakt z tym samochodem przypominał trochę dumne prężenie mięśni z przedstawicielem dzisiejszej młodzieży. Nos w telefonie, słownictwo, którego w znacznej mierze nie rozumiem i dosyć frywolne podejście do kwestii egzystencjalnych, co z jednej strony może być przykre, ale z drugiej znacznie mniej stresogenne. Ten rezolutny nastolatek zachowywał jednak spore pokłady normalności, dlatego właśnie tak dobrze się rozumieliśmy – Nissan Juke drugiej generacji wywarł na mnie pozytywne wrażenie i pomimo świadomości jego pewnych ograniczeń, istnieje spore prawdopodobieństwo, że wybrałbym urządzenie firmy Kindle zamiast klasycznego podręcznika. Sam nie wierzę, że to powiedziałem, dlatego na końcu się poprawię, ale jeszcze nie teraz…

Widzisz, Juke trafił do mnie po raz drugi, ale to wizyta z inną parą butów oraz innym nastawieniem. Pierwsze wrażenie jednak się nie zmieniło – crossover segmentu B o wyraźnie zaakcentowanej identyfikacji stylistycznej, wnętrzem sprawiającym wrażenie dopracowanego i dobrze wykonanego (pomijam trzeszczący wyświetlacz multimediów i otaczającą go sekcję z plastiku typu piano black, ale nie podczas jazdy), zaawansowanym wyposażeniem oraz feelingiem niedużego pojazdu, który jest posłuszny i chętnie wybrałby się z Tobą na ognisko w strzeżonym zagajniku. Wiem – odważne, niebezpieczne i moralnie bardzo nieprawidłowe, ale Juke to jeden z tych kumpli, co nie przebierają w środkach i dzięki temu potrafią zbudować mocną relację. Analogowe, czytelne zegary, sporo fizycznych przycisków, godna pozazdroszczenia intuicyjność obsługi (pomijam część ustawień w języku angielskim – rozumiem, że Juke składany jest w brytyjskim Sunderland, ale gdzie, na Boga, jest ogarnięty tłumacz?!) oraz chwytająca za udo prostota. W tym samochodzie chce się przebywać, a Nissan rozwiązał jedną z kwestii, jakie były tematami moich delikatnych narzekań po teście numer 1 tytułowego bohatera.

Rezolutny żółw od Nissana zyskał więcej personalizacji, co w tym przypadku zamyka się w testowanej odmianie N-Design. Wiesz, możliwość dostosowania stylistycznego pojazdu do własnych upodobań, zdecydowanie wpisuje mi się w luźny charakter prezentowanego crossovera i teraz Japończycy odkręcili nieco kurek z indywidualizowaniem swojej miejskiej przytulanki. Ogromne, aluminiowe felgi o średnicy 19 cali oraz indywidualnym wzorze, które jednak wpływają na komfort podróżowania, oznaczenie na klapie bagażnika, dwukolorowe malowanie już w standardzie i dwa pakiety wykończenia kabiny – w moim przekonaniu do recenzowanego egzemplarza trafił bardziej atrakcyjny i podkreślający sympatię właścicieli Juke’a do frywolnie przepuszczanych środków płatniczych w knajpach, czyli połączenie czarnej ekologicznej skóry z alkantarą. Wystarczająca indywidualizacja? Narzekanie byłoby raczej niepoprawne. Całości dopełnił biały perłowy lakier nadwozia.

Powodem drugiego spotkania z Nissanem Juke nie była jednak cukierkowa konfiguracja i rozpuszczanie się nad jej detalami (choć to również), a połączenie trzycylindrowego silniczka 1.0 DIG-T z manualną skrzynią biegów – przejawem analogowej motoryzacji, ostałym się jeszcze bastionem normalności, próbą braku kastracji samochodu z jego rzeczywistych osiągów. Popłynąłem. Tytuł niniejszej recenzji nie stanowi jednak przypadku, bowiem tyle złotych Nissan żąda za dwusprzęgłową przekładnię automatyczną DCT, którą wypróbowywałem jakieś pół roku temu. Osiem tysięcy za teoretycznie zwiększoną wygodę użytkowania?

Recenzja wideo Nissana Juke N-Design

No dobra, bądźmy uczciwi: wygoda użytkowania nie powinna być zamykana w tym przypadku w pułapce słowa „teoria”, ponieważ automatyczne DCT rzeczywiście wpływa na większy komfort i mniej wydzielanego potu… Pod jednym warunkiem: 80% czasu realnego użytkowania Juke’a będzie wypełniać aglomeracja miejska, nudne toczenie się w korkach i marnowanie części dnia na głuche pukanie w samochodowe plastiki. Tutaj przynajmniej możemy sobie wybrać alkantarę, niemniej zupełnie nie o to chodzi. Manualna skrzynia biegów to w danym przypadku działająca przyzwoitość, która robi dokładnie to, czego wymagamy od takiego urządzenia, a przy tym pozwala zaoszczędzić całkiem pokaźną sumę pieniędzy, którą możemy zainwestować w dodatkowe wyposażenie. Juke z manualną skrzynią nie będzie angażującą konsolą Xbox, nie będzie uzależniać swoim dokładnym prowadzeniem jak specyfiki z czarnej listy Centralnego Biura Śledczego, ale też nie takie jest założenie. Oczami wyobraźni chętnie zobaczyłbym konkurenta Pumy ST od Nissana, bo mógłby z tego wyjść niezły dynamit z dziecięcą czapeczką, ale to sfera marzeń niepoprawnego umysłu.

Reasumując: Juke pozostał dopracowanym crossoverem segmentu B z charakterkiem Justina Biebera – potężnej gwiazdy muzyki POP, która może i robi w niektórych momentach coś z pogranicza kiczu, ale jest muzyczną ikoną z lizakiem w ustach. Kto mu zabroni? Tak właśnie ma być, a ręczna skrzynia biegów? Przekładając to na język celebrycki: to pasujące do generalnego image’u Lamborghini na podjeździe, które przecież jest fantastycznym urządzeniem. Tak – wolę zwykłą książkę, niemniej Kindle to znakomity wynalazek.

Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / 
BKfoto

No Comments

Leave a Comment

*