Nissan Juke Tekna 1.0 DIG-T 117 KM DCT

Nissan Juke Tekna 1.0 DIG-T 117 KM DCT – test

Pokolenie Tindera

Nie będę pisał ani twórczo i z charyzmą recenzował czegoś, o czym nie mam zielonego pojęcia. To zwyczajnie jest pozbawione sensu. Nie korzystałem nigdy z wynalazku teraźniejszości o nazwie Tinder. Nie przesuwałem, ani w prawo, ani w lewo, palcem wskazującym czy tam kciukiem po ekranie telefonu. Obyło się również bez długotrwałego ślinienia się do zdjęcia jakiejś dziewczyny z drugiego końca Polski. Nie wiem, czy moje życie jest dzięki temu bardziej wartościowe czy może, zdecydowanie, bardziej nudne, bo pozbawione jakiejś formy rozrywki, ale prawdę mówiąc: niewiele mnie to interesuje. To, co mnie bardzo interesuje, zachwyca i w pewien niezrozumiały dla mnie sposób inspiruje, to konotacja wspomnianej, bez wątpienia radosnej aplikacji z testowanym Nissanem Juke…

Nissan Juke Tekna 1.0 DIG-T 117 KM DCT
Nissan Juke Tekna

Druga generacja niedużego crossovera japońskiej firmy musiała powstać. Wszak zjawiskowy – i nie wiem czy to słowo ma w tym kontekście pozytywny wydźwięk – poprzednik wywołał niemałe poruszenie na rynku. Gro ludzi doceniło jego niecodzienną stylizację, możliwości personalizacyjne oraz takie podejście do życia codziennego nie do końca poważnie, z luźniejszą gumką w spodenkach niż zwykle. Chciałoby się powiedzieć: brawo Nissan, za odwagę, nawet, jeśli pierwsza generacja Juke’a wyglądała dla mnie jak skrzyżowanie robota z owadem. Druga generacja natomiast, choć w detalach całkiem podobna i korelująca ze swoim zmutowanym poprzednikiem, wygląda iście znakomicie. Ostre linie, zawadiacka i, ja wiem, sportowa nieco aparycja? W każdym razie próbuję Wam przekazać, że aktualny Juke to kawałek zjadliwego i cholernie smacznego ciastka, a już na pewno w dwutonowej specyfikacji kolorystycznej i na 19-calowych felgach, które jednakowoż wyraźnie ograniczają komfort podróży, ale do tego jeszcze dojdziemy. Na razie spójrzcie na ten kosmiczny front z reflektorami w technologii LED i przywitajcie się z kapitanem Neptunem (tak, wymyśliłem to).

Wnętrze aktualnego Juke’a to dalszy pokaz jego młodzieżowego charakteru i nie wiem jak Was, ale mnie to cieszy. Tym bardziej, kiedy zajmie się miejsce na półkubełkowym fotelu, który dodatkowo ma wbudowany głośnik zestawu audio BOSE. „Przestrzenność” dźwięku można tu sobie wyregulować, natomiast powiem tak: do audiofilskiego ucha brakuje mi, tak mniej więcej, jak z Warszawy do Tokio, niemniej lubię posłuchać muzyki w samochodzie i byłem z tego systemu naprawdę zadowolony. Trochę mniej z ów fotela, ponieważ długa trasa zaowocowała lekkim paraliżem w okolicach lędźwi oraz pod udami, a wyregulować fotela w stosownym zakresie nie było można. Poza tym Nissan dostarczył mi całkiem pokaźny worek zalet i pozytywnych odczuć: piękne, czytelne i analogowe zegary, spory i całkiem rozbudowany komputer pokładowy między nimi, również znakomicie czytelny, choć po angielsku, rozbudowane i konfigurowalne multimedia, bogate wyposażenie czy naprawdę akceptowalny poziom wykończenia i spasowania kabiny. Pewnego rodzaju znakiem rozpoznawczym crossoverów segmentu B jest dla mnie natomiast sposób montowania poszczególnych materiałów, ponieważ ilekroć jeżdżę takim połączeniem bezdyskusyjnie modnego buta z kolorem tropikalnego owocu, w czasie jazdy panuje kojąca cisza, natomiast pod naporem palca i przy maniakalnym dotykaniu każdego punktu w samochodzie, coś nagle zaczyna trzeszczeć. W Juke’u miałem taki problem z wystającym ekranem systemu multimedialnego i tym, co go otaczało.

Dobrze się jednak w tym samochodzie czułem. Pozycja za kierownicą była przyjemnie niska, owa kierownica schludna, dobrze leżąca w dłoniach i odpowiedniej wielkości, z wyraźnie zaakcentowanym podcięciem w części dolnej, co zapewne miało delikatnie połaskotać moje ego, a cała reszta budowała poczucie obcowania z niedużym psem rasy husky. Kiedy spotkacie na spacerze z takim pupilem Waszego sąsiada (a najlepiej sąsiadkę), to prawdopodobnie usłyszycie, jakie to urocze stworzenie, przyjazne, z piękną sierścią i oczami przypominającymi błękit nieba, tyle, że Wasz biało-szary Alfred może niepostrzeżenie „upitolić” dwa palce. Powiecie, że w afekcie, niemniej taki jest. Juke to bardzo przyjazny samochód na co dzień, ale na okrągło próbuje atakować młodzieżowymi naleciałościami, pewną inspiracją, czy może bardziej pociągiem do usportowionego charakteru – taki nowoczesny smartfon z plastikową obudową tylną w kaktusy. Nie mam wątpliwości, że to jest nowoczesne, ale czy w aż takim stopniu potrzebne?

Widzicie, od Juke’a wymagałem i wymagam całkiem sporo. Nie chodzi wyłącznie o aurę, jaką ten crossover wokół siebie roztacza – bardziej o skandalicznie wręcz ograniczoną propozycję napędową. Juke’a możecie kupić z różnymi wariantami silnikowymi, pod szalenie istotnym warunkiem: że będzie to wyłącznie trzycylindrowy motor o pojemności kartonu mleka i mocy 117 koni mechanicznych (od bieżącego roku już 114 koni mechanicznych). Nie mówię, że to źle – jeśli docelowy klient ma natomiast do tego stopnia ograniczony wybór, to chciałbym, żeby ów silnik przyjemnie dla ucha pracował, oddawał zadowalającą dynamikę i był relatywnie ekonomiczny. Większość rzeczy się zgadza – benzynowe DIG-T jest przyjemnie sprawne, charakterystykę pracy małego traktorka słychać głównie po zimnym starcie i, generalnie, da się z tym żyć. Na pewno w samochodzie, który został pomyślany głównie jako miejski, a Juke do takich się raczej zalicza. Jego przyjemna kosiarka ma jednak czasami problemy z rozsądnym zużyciem paliwa. Ponad 11 litrów, bez żadnych wygłupów, w naturalnym habitacie dla tego samochodu, czyli aglomeracji miejskiej?! Wiem, że była zima i maszyna nie miała łatwo, ale Kamil Stoch jakoś nie narzeka, że mu zimno w tyłek i konkursy wygrywa.

Co z tym usportowionym charakterem, nie tylko wizualnie? No cóż, z przyjemnością chciałbym oznajmić, że Juke, pomimo elektrycznego wspomagania kierownicy, precyzyjnie i bardzo posłusznie się prowadzi, wykonując polecenia swojego właściciela jak zgnębiony nastolatek. To nie wybrzmiało pozytywnie – jak ułożona pod kierowcę maszyna. Do tego zawieszenie wykazuje się niemałą dozą jędrności, co samo w sobie jest znakomitą informacją, ale pamiętacie, co mówiłem na początku? 19 cali nie ułatwia sprawy i Juke wydaje się w odbiorze wręcz sztywny, a to już należałoby polubić. Ewentualnie możecie zrezygnować i wybrać 17-calowe obręcze – crossover straci powab długowłosej brunetki na wysokich szpilkach, niemniej komfortu powinno być troszkę więcej. Swoją drogą: ciekawe, dlaczego producent nie oferuje kompromisu w postaci rozmiaru 18… Fakty są jednak takie, że Nissan Juke przyciąga do siebie i stanowi precyzyjne, zwinne narzędzie do miasta, którego nie pozbawiono w nadmiernym stopniu komfortu i wygody. Dwa minusy przed końcem, bo wybuchłbym od zgryzoty: skrzynia przy niskich prędkościach lubiła namiętnie poszarpywać i miała pieruńską zwłokę w początkowej reakcji. No i te szumy od górnej uszczelki, tak od 100 km/h wzwyż…     

Myślę, że to był udany tydzień, głównie dlatego, że Juke dał się poznać jako całkiem dopracowany, naprawdę dobrze wyposażony, bardzo przyjemnie jeżdżący i zwinny samochód, który doskonale zdaje swój egzamin w takich warunkach, do jakich został przewidziany. W trasie również nie jest źle, ale ważniejszy jest fakt, że to prawdziwie nowoczesny i całkiem solidny Nissan. To powiedziawszy, mam delikatny niesmak i to nie jest wina samego producenta. Jak zapewne wiecie, Nissan oraz Renault należą do bliskiego sojuszu i mają teoretycznie razem współpracować, a to znaczy, że należy odpowiednio dywersyfikować gamę dostępnych samochodów i dostosowywać ją do wymagań konkretnego rynku. Europa ma znakomicie dopracowanego Captura i nie będę krył, że druga generacja tego modelu stanowi trudny orzech do zgryzienia dla konkurencji w kwestii jego potencjalnej detronizacji. Ja oczywiście bardzo i z pasją bym chciał, by Juke sprawiał równie pozytywne wrażenie i sprawia – lepiej się czułem na pokładzie Japończyka, efektywniej do mnie przemawiał i dostarczał, może złudnego trochę wrażenia, obcowania z pojazdem bardziej uszytym na miarę kierowcy. Być może dlatego, że ja nadal mam w głowie samorealizację, sympatię do relatywnego braku zobowiązań i sportowe maszyny. Z czysto obiektywnego punktu widzenia jednak, powinienem zarekomendować Renault Captura

Recenzja wideo Nissana Juke Tekna

Juke ma nieco uboższe wyposażenie (brak dwustrefowej klimatyzacji, wyświetlacza przeziernego czy chociażby przeszklenia dachu) i drastycznie ograniczoną propozycję silnikową względem Francuzika (to ma się podobno niedługo zmienić – marka wspomina o hybrydowym Juke’u), niemniej w odbiorze nie mam pewności, czy to samochód zasadniczo gorszy. Nie, z pewnością nie. Na pewno inny, choć w kategoriach mierzalnych równie dobry. Jedyne porównanie, jakie mi przychodzi do głowy, to przychodnia lekarska, w której siedzi dwóch jednakowo ubranych chłopaków, tyle, że jeden trzyma grubą książkę, a drugi jest zanurzony w odmętach wyświetlacza swojego telefonu. Chyba nietrudno zgadnąć, który jest który.

Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto

No Comments

Leave a Comment

*