Komplet
Ilekroć wsiadam do tego samochodu i pokonuję chociażby kilkanaście sprawnie przemijających kilometrów, ogarnia mnie bardzo przyjemny spokój. Być może związek ma to z faktem, że produkty niedocenianej kiedyś czeskiej Škody, która dzisiaj notabene z Republiką Czeską ma tyle wspólnego, co ja z uwarunkowaniami własnego taty, bo choć genetycznie jesteśmy do siebie niezwykle zbliżeni, to cała reszta jest efektem uwarunkowań przemijającego czasu, niemniej odbiegam niestety od tematu, za co przepraszam. No więc istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że wyciszenie organizmu w moim przypadku występuje na skutek cieplejszych uczuć pod adresem czeskiego producenta na licencji niemieckiej, choć bardziej prawdopodobny jest fakt, że Kodiaq po faceliftingu to zwyczajnie bardzo dobra i udana propozycja…
Raz, w tej aktualnej wersji, pojawił się już na moim podjeździe i nie szczędziłem wówczas przychylnych słów pochwały, ale tylko dlatego, że największy SUV z Mladá Boleslav uczciwie na to zasłużył. Można powiedzieć, że konstrukcyjnie wspomniany samochód najlepsze lata ma już dawno za sobą i pod względem swojego wieku jest delikatnie posunięty, co nie będzie generalnie odbiegać od prawdy, niemniej lata doświadczeń oraz napływającego feedbacku od klientów pozwoliły Škodzie maksymalnie dopracować swój produkt, wyeliminować drażniące niuanse i dostosować go do wymogów rynku, a to niezwykle istotne wiadomości. Konstrukcyjnie może to faktycznie dżentelmen z posiwiałą bródką, ale w kwiecie wieku swoich możliwości oraz umiejętności, dlatego uważam właśnie, że to aktualnie Kodiaq przeżywa najlepsze lata swojej generacyjnej egzystencji. Nowoczesny, z fantastycznymi multimediami, dopracowany, satysfakcjonująco wykonany i spasowany (jest flokowanie kieszeni w drzwiach!), przestronny, znakomicie wyposażony i w dobie absolutnej cyfryzacji maksymalnie uproszczony, bo mamy zwyczajne pokrętła oraz przyciski. Nie przeszkadzają mi nawet digitalowe zegary, bowiem są niezwykle czytelne i zdążyłem się już do nich przyzwyczaić. Szkoda, że Apple CarPlay jest realizowany wyłącznie po kablu, co zwolenników „branczów” oraz picia kawki z uniesionym paluszkiem delikatnie może kłuć, ale to detal… A przynajmniej mój telefon nie był w stanie ów funkcji obsłużyć, bowiem Škoda podaje, że bezprzewodowy CarPlay jest dostępny. 🙂
Skoro Kodiaq, wobec powyższych słów i wystawionej laurki, kreuje się w moich oczach, jako propozycja rodzinna i samochód pieczołowicie dostosowany wymaganiami do aktualnych czasów, któremu obiektywnie niczego lub prawie niczego brakować nie będzie, to po co w zasadzie recenzowana odmiana Sportline? Po co tworzyć z wygodnego, przestronnego, pojemnego i wszechstronnego pojazdu odpowiednik, który będzie mniej wygodny, ale za to bardziej wymagający? Odpowiedzi są dwie. Pierwsza to efektywniej rzucająca się w oczy sylwetka pojazdu – bardziej dynamiczna, zwracająca uwagę, agresywniejsza i subiektywnie korzystniejsza wizualnie, z kilkoma oznaczeniami, wyczernionymi napisami (uwielbiam takie detale!) i opcjonalnymi w recenzowanym egzemplarzu felgami w rozmiarze, sic, 20 cali. Druga to kubełkowe, dobrze trzymające nasze ciało i bardzo wygodne fotele, które pokryto zestawieniem skóry i alkantary – zawsze powtarzam, że to element godny wysupłania dodatkowych zaskórniaków i podobnie jest w tym przypadku. Dodatkowo trójramienna kierownica z plakietką Sportline (ze względów estetycznych uznaję to za sporą zaletę) i najważniejsze: odpowiednik w czasach zniewieściałości charakterów męskiego, uzbrojonego żołnierza gotowego do natychmiastowego działania, czyli motor 2.0 TSI o mocy 190 koni mechanicznych połączony z automatyczną skrzynią DSG i napędem realizowanym na wszystkie koła. Taki zestaw jest również dostępny w innych wariantach, niemniej warto o tym wspomnieć. To więcej, niż dwie odpowiedzi, jak podpowiada moja niezbyt zaawansowana matematyka, niemniej tym lepiej dla Kodiaq’a. Dla uszu miód, tylko czy godny wyłożenia ponad 220 tysięcy złotych?
W przypadku modelu Kodiaq w odmianie Sportline i to benzynowej otrzymujemy dużo samochodu w samochodzie. To nie jest rozczarowująca wydmuszka, którą zgrabnie przyodziano w marketingowy bełkot – wspomniany samochód jest dynamiczny, bezpieczny, w skrajnych warunkach gwarantuje przekonanie, że sobie poradzi, głównie za sprawą napędu 4×4, a skrzynia biegów nie sprawia wrażenia kuriozalnie otępiałej. Cały pojazd, jak i przekładnia DSG są raczej posłuszne w reakcjach, nie zaskakują dziwnymi zachowaniami oraz można je określić mianem przewidywalnych, co jest akurat zaletą. Czy Kodiaq Sportline jest zauważalnie twardszy i mniej komfortowy? Nie, choć zastanowiłbym się żywo nad pozostawieniem seryjnych obręczy w rozmiarze 19 cali – powinny wystarczyć. Kwestia felg natomiast stanowi niejako podsumowanie tego wariantu…
Kodiaq to propozycja, jak zdążyłem wspomnieć, fantastycznie wszechstronna – świetnie wyciszona, kompleksowo wyposażona i gwarantująca poczucie spokojnej głowy, a najlepszy jest fakt, że specyfikacyjne usportowienie ów samochodu nie wymaga od potencjalnego klienta pójścia na ustępstwa. Wariant Sportline w dalszym ciągu gwarantuje wysoki komfort resorowania oraz przyjemną izolację od biegnącego do przodu świata, niemniej dostajemy przy tym bardzo konkretny napęd, dzięki któremu dojrzały kierowca nie odczuwa już wstydliwego śpiewania falsetem, znakomite fotele i drobną, sportową ucztę dla naszych oczu. Dopłacamy zatem do naszego lepszego samopoczucia, wyższych osiągów i przejmującej satysfakcji, a to chyba ważniejsze niż panoramiczny dach czy inny kolor nadwozia. Idąc zaproponowanym tokiem rozumowania, nie widzę tak naprawdę powodu, by nie dopłacić jeszcze do topowego wariantu RS, ale rozumiem, że pewnym ograniczeniem w danym przypadku mogą być zaplanowane fundusze. Z obiektywnego punktu widzenia odmianie Sportline niczego już nie brakuje, więc stanowi pomost dla tych, którzy oczekują dobrodziejstwa o nazwie Kodiaq z odrobiną umownego wizerunku sportowca i z jakichś powodów nie chcą się zadłużać, by kupić topowego w gamie „eresa”. Szanuję to i rozumiem, tylko warto pamiętać, że to nie jest nawet usportowiony samochód pod względem swojego charakteru, a z prawdziwym sportowcem łączy go jedynie człon jego nazwy. Dobrze, bo tego w zasadzie oczekujemy od Škody – pozornej namiastki określonych cech. Przecież robiąc rzecz na wskroś zwariowaną nie zostajemy nagle obwołani naczelnymi wariatami podwórka, bo w gruncie rzeczy tacy nie jesteśmy. Recenzowany Kodiaq pozwala wobec tego realizować te drobne szaleństwa, nie będąc jednocześnie żadnym szaleńcem. Poproszę inny lakier, panoramiczny dach, audio Canton i mógłbym się przyzwyczaić… A może warto pozostać zwyczajnie przy odmianie Style z jednostką 2.0 TSI oszczędzając tym samym trochę pieniędzy? Kwestia szeroko pojętego gustu.
Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
No Comments