Dobry serial, odsłona 2350
Otrzymałem do testu zmodernizowaną Hondę Jazz i prawdę mówiąc dobrze, że nie widzieliście mojego wyrazu twarzy, kiedy rozmawiałem z przedstawicielem japońskiej marki. Uporczywie szukałem w głowie choć jednego zdjęcia przedstawiającego tego nowego, dumnego reprezentanta segmentu B, a moja mina wyglądała najprawdopodobniej równie głupio, co tępy wyraz twarzy siedzącego na huśtawce Pablo Escobara. Powód był dość prosty: w pierwszej chwili zwracamy przecież uwagę na estetykę produktu, a elementów nowych w przypadku „zupełnie nowego” Jazza należałoby poszukiwać z mikroskopem w ręku, ale ukrócając te wyliczenia: bardzo się cieszę, że Honda bierze pod uwagę smętne narzekanie opinii publicznej, aktualizując tym samym portfolio swojej czterokołowej gałęzi działalności. Oto, co się zmieniło…
Pełny wachlarz pokoleniowych zmian przedstawi (mam nadzieję) nagrane poniżej wideo, ale powstrzymując się od uszczypliwości: twórcy Jazza zmienili mu atrapę chłodnicy, dodali kilka srebrnych wstawek i wzbogacili ofertę niewielkiego hatchbacka o widoczny lakier nadwozia, taki fiordowy, chłodny, pasujący de facto do wizerunku pociesznego gadżetu miejskiego, za jaki trochę uważam recenzowany model. Podobno zmienił się również wzór aluminiowych felg, ale cała modernizacja czy uatrakcyjnianie wizerunku swojej maskotki za pomocą mikroskopijnej pensety są tak symboliczne i delikatne, że trudno je dostrzec. Z punktu widzenia estetyki powiem jedynie, że Hondzie udało się utrzymać świeżość tego modelu. A, teraz mamy do wyboru tylko jeden poziom wyposażenia o nazwie Advance, który od razu daje komplet możliwości na pokładzie miejskiego Jazza, czyli bogato, ale zachowując wciąż przykrą świadomość, że na tym polu konkurencja może jeszcze więcej, dalej, mocniej. Trochę szkoda, bo przecież recenzowany samochód jest raczej dla nieźle sytuowanych klientów, biorąc pod uwagę, że widoczna specyfikacja kosztuje nieco ponad 130 tysięcy złotych. Ostatnio segment wyżej pozycjonowana Scala kosztowała przeszło dziesięć klocków mniej, gwarantując przy tym zdecydowanie bardziej sensowny zasięg.
Widzicie, Honda może zapewniać, że jej rozwiązanie hybrydowe będzie się znakomicie sprawdzać nawet w dłuższej trasie. Inżynierowie postarali się, bo faktycznie: dodali nieco pary silnikowi benzynowemu (ma teraz 109 koni mechanicznych, czyli dokładnie tyle, co sumarycznie przed zmianami), a sumarycznie właśnie mamy aktualnie 122 konie mechaniczne. Szczerze? Mało to dla mnie istotne, bo idę o zakład i przekonanie, że statystyczny klient Jazza nie dostrzeże znaczącej różnicy. Przyspiesza? Przyspiesza i robi to całkiem sprawnie, czyli dokładnie tak samo, jak przed modernizacją, niemniej w folderze wygląda to lepiej. Ok, delikatnie wyczuwalna różnica in plus rzeczywiście jest, ale to jak doszukiwanie się pojedynczego włosa na idealnie wysprzątanej podłodze salonu. Kwestia zasadnicza: czy zmieniła się wydajność układu napędowego? Może, i to całkiem istotna wiadomość. Znaczy, pozytywnie odebrałem zużycie paliwa, czyli zarządzanie całym dostępnym zasobem wydało się efektywne, bo nawet w trasie do 120 km/h na tempomacie adaptacyjnym wyszło niecałe 6 litrów, a warunki pogodowe nie były sprzyjające. W mieście, wiadomo, japońska hybryda pokazuje doświadczenie swoich twórców i efektywne funkcjonowanie, ale nie zmienia to faktu, że Jazz, przy zbiorniku paliwa 40 litrów, nie został długodystansowym zwierzęciem. Przy zużyciu na poziomie 5,8 litra powinniśmy liczyć na zasięg rzędu 600 kilometrów, ale rzeczywistość okazuje się mniej łaskawa – 510 to maks, jaki udało mi się wycisnąć do rezerwy. Sprawdziłem: przed modernizacją było w zasadzie tak samo, czyli mamy symbolicznie lepszą dynamikę przy takim samym zużyciu paliwa, czyli niezłym. Czy to wystarczy?
Powiem absolutnie szczerze: moje przekonania i opinia się nie zmieniły, dlatego Jazz, nawet w trochę bezcelowej odmianie Crosstar, pozostaje dla mnie intrygującą propozycją do aglomeracji miejskiej, która swoimi nietypowymi atutami potrafi do siebie przekonać. Naprawdę trzeba mieć gigantyczne cojones, żeby w czasach poprawności oraz tak wpływowych trendów motoryzacyjnych, postawić na taką koncepcję samochodu i zapalczywie jej bronić. Wyobrażam sobie poranek w centrali Hondy, kiedy przychodzi do biura pan Yotosaka i z wypiekami na twarzy oznajmia:
– wpadłem na pomysł doskonałego samochodu miejskiego. Weźmiemy hatchbacka, zaaplikujemy dużo przeszkleń, jak na przykład w mikrovanie, delikatnie go podniesiemy i sprzedamy, jako przejaw nowoczesnej motoryzacji z hybrydowym układem.
– Panie Yotosaka, ludzie tego nie kupią, ludzie rzucają się na wszystko, co przypomina crossovera…
– Przypominać będzie.
No tak, przypomina, znaczy Crosstar przypomina, niemniej odłóżmy to na bok. Jazz to jeden z nielicznych przykładów, gdzie nieduży stylistycznie pojazd okazuje się zaskakująco przestronny i świetnie zaaranżowany w środku, gdzie nie brakuje dowodów, że Honda bardzo chciała zadbać o swojego klienta. Znakomite spasowanie materiałów, sporo cupholderów, unoszone do góry siedziska kanapy, hydrofobowa tapicerka, podświetlane klamki w środku, otwierane szeroko drzwi, dużo miejsca z tyłu… Można wybrać skórzaną, jesienną kurtkę będącą pewnego rodzaju modowym klasykiem i mieć poczucie dobrze, ale nie spektakularnie wydanych pieniędzy, a można również wybrać nieco bardziej pstrokatą odzież z interesującymi naszywkami, ciepłą w środku, która jednakowoż nadal będzie na swój oryginalny sposób kusząca, ładna i na czasie. Jazz to motoryzacyjny odpowiednik tej pstrokatości, oryginalności, innego podejścia i spodobało mi się to. Z pewnością tanio nie będzie, ale wspomniana oryginalność chociażby musi kosztować. Ale jazz.
No Comments