Okres emerytalny czy ambitny tatuś?
Karoq dla czeskiego producenta to dosyć oczywisty odpowiednik jeansowych spodni w świecie mody – optymalny pod względem swojej wielkości, trafiający w gusta nieprzytomnie szerokiego grona odbiorców i samochód, który niewykluczone, że rozbudzi pewnego rodzaju przywiązanie u swojego właściciela, niemniej bez przesady. Rozbudziłem zatem w sobie ograniczony entuzjazm odpowiednikiem tweedowej marynarki na Wyspach i postanowiłem sprawdzić kompaktowego crossovera z innym układem napędowym.
Fascynujące: dla znakomitej większości czeski Karoq z niemiecką technologią na pokładzie może być uznawany za synonim szarego życia i braku jakichkolwiek pomysłów na siebie, ale to złudne wrażenie. Ok, dopracowany i próbujący uszczęśliwić jak największe grono ludzi pojazd raczej nie porwie swoim charakterem do tańca boksera Anthony’ego Joshua, niemniej zupełnie nie o to chodzi. Powiem absolutnie szczerze: to ma swój niepowtarzalny urok i bycie narzędziem dla każdego wydaje się nawet pociągające, a może to przemawiająca wyraźnie przeze mnie oznaka stabilizacji oraz – rany – starości? W porządku, nie każda maszyna przecież musi donośnie pierdzieć wydechem i próbować usilnie przekonywać o swoim niepokornym charakterze. Czasami wystarczy delikatnie przystanąć, rozsądnie przemyśleć kwestię dostępnych schowków i miejsca, porównać wyposażenie i poszukać najbardziej wszechstronnego rozwiązania. Škoda ma pod tym względem sporo przekonujących argumentów. Zawsze miała, niemniej aktualny Karoq to zmodernizowana wersja pojazdu, którego nie można było pozwolić niekompetentnie zepsuć. Tutaj w odmianie relatywnie rzadko występującej na realia parku dziennikarskiego, niemniej bardzo eleganckiej. Nie powiecie mi chyba, że połączenie beżowego środka, czarnego lakieru nadwozia i potencjalnie najbardziej optymalnej wersji konfiguracyjnej Style nie wodzi na pokuszenie znacznej części potencjalnych klientów? Do tego celebrycki dach panoramiczny, skórzana tapicerka, reflektory w technologii LED, ułatwiający funkcjonowanie Travel Assist, rozkładany hak i wiele pozostałego dobra, które przeistacza się w tym przypadku w końcowy rachunek opiewający na ponad 177 tysięcy złotych. Czy biorąc pod uwagę obecność lubianego przeze mnie, ale niedużego silnika czterocylindrowego 1.5 TSI o mocy 150 koni oraz manualnej skrzyni biegów, nie mówimy przypadkiem o delikatnym przepłacaniu? Ok, automatyczna skrzynia dorzucałaby realnie kilka mocnych punktów do wygody użytkowania, za 6 500 złotych, ale co poza tym?
Jako zwolennik dostosowywania rozwiązań technicznych do zaplanowanego przeznaczenia samochodu, człowiek lubiący zapas pod stopą i ceniący sobie mentalny spokój, zapewne rekomendowałbym dodatkowe zapożyczenie się i wybranie mocniejszego wariantu 2.0 TSI lub recenzowanego już diesla o mocy 150 koni mechanicznych, ale przecież nie każdy jest głową rodziny pełną drogowej ambicji (mówię raczej o wspomnianym 2.0 TSI). Obiektywnie rzecz ujmując, 1.5 TSI 150 będzie stanowić bezpieczny wybór, brak narażania się urzędnikom europejskim, gwarancję wjazdu do Strefy Czystego Transportu, minimalnie tańsze paliwo na stacjach benzynowych i absolutne optimum, jakiego potrzeba w samochodzie kompaktowym. Wolałbym odmianę z wygodnym automatem, zwłaszcza, gdyby jeszcze żwawo działał, ale tutaj przynajmniej możemy powiedzieć, że mamy pełną kontrolę nad swoim wyborem, a to całkiem satysfakcjonujące uczucie. Coś jeszcze? Cóż, zapraszam do podsumowania wideo…
Manual to bdb wybór. Niestetu DSG używane przez VAG do 1.5TSI i mniejszych jednostek to skrzynie DQ200 z suchym sprzęgłem. po 30-35kkm komplet do wymiany za 6kzł. I tak co 30kmm. Nie wiem czy to dobry biznes w porównaniu do manuala zasadniczo bezobsługowego.