Moc będzie Twoim wybawieniem?
Prywatna obserwacja polskiego ruchu drogowego zaowocowała jednym, raczej mało zaskakującym wnioskiem (oprócz tego, że kulturą jazdy dorównujemy co najwyżej małpom, które zeszły niedawno z drzewa): lwią część pojazdów marki Volvo stanowi optymalne niemalże pod każdym względem XC60, czego dowodziłem ostatnio. A mniejsze XC40? Pomijając już wizerunek dyrygenta filharmonii z czapką z daszkiem, który z mojego punktu widzenia zaczął gdzieś ulatywać, to również całkiem popularny wybór klientów, ale po bliższym przyjrzeniu się wszystkim szczegółom, to raczej wybór z potrzeby samego portfela. Dajcie mi krótko wyjaśnić…
Wydaje mi się, że cena wyjściowa 175 900 złotych, jaką trzeba wydać za bazowe XC40 o mocy 163 koni mechanicznych, to relatywnie wysoki próg wejścia, by kupić najmniejszego crossovera od Szwedów, ale osadźmy to w perspektywie: najtańsze XC60 kosztuje niecałe 220 tysięcy złotych, czyli mówimy o dopłacie rzędu 44 000 złotych w imię lepszych osiągów, trochę większego samochodu i wyższej nieco klasy. Ostatni z wymienionych punktów boli mnie najbardziej, bo mogę sobie tłumaczyć, że pewna różnica w cenie musi być umotywowana mocnymi argumentami, niemniej cierpi w tej chwili mój walor percepcyjny. XC40 to bowiem nadal bardzo satysfakcjonująca propozycja od Volvo, która całą sobą daje znać o przynależności do segmentu wyższego pod kątem wykonania, pochodzenia, obsługi, poczucia na pokładzie i warunków finansowych, ale jednocześnie trudno zapomnieć o powodach, dla których zapłaciliśmy w tym przypadku nieco mniej. W „czterdziestce” są już odczuwalne delikatne oszczędności, brak możliwości domówienia napędu realizowanego na cztery koła czy świadome okrojenie listy wyposażenia z niektórych pozycji. To jakby sygnał od Volvo, że kupujemy model tańszy i mniejszy z określonych powodów, a jak nie wiadomo, co jest powodem takiego stanu rzeczy, to pewnie chodzi o to samo, co zwykle. 🙂
Czy wobec powyższego XC40 jest niewykorzystaną szansą? Myślę, że był to naturalny ruch ze strony tytułowego producenta – trudno mieć pretensje do wielkiej firmy, która wabiona pociągającą wizją zarobku dywersyfikuje w odpowiedni sposób gamę modelową. Sądzę jednocześnie, że pierwotna idea trafiania recenzowanym samochodem do klientów młodszych niestety umarła bezpowrotnie razem z przeprowadzonym liftingiem – to mogła być kusząca wizja tych siedem lat wstecz, a dzisiaj pozostała klientom pozycja niczym się nie wyróżniająca. Oczywiście trudno wymagać od eleganckiego i dostojnego producenta oferty w postaci wspomnianej czapki z daszkiem, toteż uważam, że w przypadku XC40 Volvo trochę przespało nadarzającą się okazję lub zwyczajnie pomysł Szwedów nie do końca „zażarł” marketingowo, czego skutkiem było ratowanie się przeróbką na samochód elektryczny… Trochę odpłynąłem – potrafię sobie wyobrazić szczęśliwych właścicieli omawianego samochodu, ale będę się upierać, że XC40 posiada znacząco mniej czynnika Volvo w Volvo. Jest zatem sens dopłacania okrągłych 10 tysięcy złotych do mocniejszego wariantu B4? Do 34 dodatkowych koni oraz 35 dodatkowych niutonometrów? Podsumowuję:
No Comments