Renault Rafale esprit Alpine E-TECH

Renault Rafale esprit Alpine E-TECH – drugi taniec

Bajaderka o nowoczesności

Kondycja dzisiejszego rynku motoryzacyjnego wymaga pewnego komentarza, bo możemy udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, możemy podawać optymistyczne wyniki sprzedażowe, które mają chyba podnieść na duchu samych zarządców koncernów, ale prawda okazuje się często dużo brutalniejsza. Owszem, skłonił mnie do tego wpisu nowoczesny samochód, który już całkiem nieźle poznałem i dzięki któremu odwiedziłem w końcu stolicę naszych południowych sąsiadów, ale jako przejaw nowoczesnego pionu motoryzacji, dowodu na przymus dostosowywania się do wymagań Unii Europejskiej, a jednocześnie transparentny pokaz, jak producenci muszą sobie dzisiaj radzić, żeby utrzymać zainteresowanie klientów, był to adekwatny przykład kierunku, w jakim podąża nie tylko firma Renault, ale całe społeczeństwo europejskie…

Hybryda jest obecnie czymś zupełnie normalnym, jakby motoryzacja od samego początku była przyzwyczajona do połączenia silnika benzynowego, akumulatora i odpowiednika elektrycznego, jakby ludzie od bitych dekad przemieszczali się takimi samochodami, ale czy tak było zawsze? Wiadomym jest, że nie. Spoglądam na rozwój danej branży z perspektywy człowieka trzydziestoparoletniego – pamiętam ziejące niesprawiedliwością dla środowiska pojazdy egzotyczne, bez wsparcia elektrycznego, panującą modę na oszczędnego i wystarczająco mocnego dieselka, który był odpowiedzią na każde pytanie i samochody, które nie próbowały zgrywać mądrzejszych od swoich użytkowników. Samochody, które przy odrobinie pożytecznej elektroniki pozwalały wspierać swojego kierowcę, a przy tym nie być upiornymi w serwisowaniu. Czy to była nieprawidłowa i zła rzeczywistość? Z pewnością nie byliśmy tak mądrzy i rozwinięci na tamte, przecież nie tak odległe czasy, a co za tym idzie wielu kwestii nie byliśmy wówczas też zapewne świadomi, ale branża motoryzacyjna sprawiała przynajmniej wrażenie radośniejszej, bardziej zróżnicowanej, kierowanej przez ludzi, którym oczywiście zależało na robieniu intratnych biznesów, ale przy tym „chciało im się”. Dostawaliśmy relatywnie często interesujące propozycje samochodowe, które potrafiły realnie fascynować. Jasne, słuszna walka o środowisko również trwała, niemniej odbywało się to jakoś mniej agresywnie, inwazyjnie. Czy wówczas nie zdawaliśmy sobie realnie sprawy z towarzyszącego nam zagrożenia? Myślę, że byliśmy go świadomi – w przeciwnym razie koncerny nie udoskonalałyby dostępnych technologii, nie otrzymywalibyśmy fantastycznie czystych jednostek wysokoprężnych i zapowiedzi o neutralności węglowej, zatem co się zmieniło? Ludzie, technologia, możliwości…

Odnoszę czasami wrażenie, że im więcej rzeczy oraz wiedzy jest w posiadaniu człowieka, tym wymiernie gorzej ów człowiek z tego korzysta. Dysponujemy możliwościami, wysyłamy ludzi na orbitę, konstruujemy inteligentne urządzenia i badamy ludzkie organizmy na poziomie komórkowym, a jednocześnie zapowiadaną rewolucję w mobilności prowadzimy od… Kuchni strony. Na domiar wszystkiego głównymi doradcami pozostają chciwe wartości: pieniądze, bogactwo, władza, znajomości oraz wpływy. Jasne, można to wykorzystywać i przeobrażać w coś pozytywnego, ale to sztuka trudna i większości brakuje chyba odrobiny dobrego serca. Nie uważam za przejaw realnego troszczenia się o nasze otoczenie i środowisko zapełniania ważnych stanowisk polityką lub chęcią zrobienia dużych pieniędzy na haśle dotyczącym ochrony naszej planety, bo to nie są jakieś tam żarty. Nieuchronnie sprowadza mnie to do sytuacji, jaką obecnie zastaliśmy w Europie, bo chyba nie można powiedzieć, że motoryzacja europejska ma się dobrze, koncerny wypuszczają błyskotliwie satysfakcjonujące produkty i generalnie chodzi o zadowolenie klienta docelowego. Mam wrażenie, że dzisiejsza motoryzacja europejska przypomina bardziej walkę, bitwę o przetrwanie, ochronę własnego biznesu kosztem wartości, które przecież winny być najistotniejsze. Ma być dużo, najlepiej drogo i z pięknym hasłem ekologii wymalowanym na czole, a to, jak wygląda rzeczywistość i co mówią wyedukowani eksperci – kogo to realnie obchodzi? Mnie i kilku jeszcze zażartych ideowców?

Reasumując: sami zmierzamy ku własnej zagładzie – finansowej, personalnej, osobowościowej czy ideowej, bo tak jest łatwiej, tak się opłaca i tak mówią pozostali, że będzie lepiej. Zmierzamy ku przemieszczaniu się czterokołowym, elektrycznym odpowiednikiem domowego sprzętu AGD, który będzie do nas przemawiał i przekonywał, że lepiej zadba o nasze bezpieczeństwo i komfort. Ba, dowiezie nas do celu bez naszego udziału, a ów celem będzie nowoczesny i ekologiczny dom, w którym przygotowaną z ekologicznych składników kolację poda nam wyszkolony robot, podczas gdy „ludzie na stanowiskach” będą sowicie napełniać swoje kieszenie. Nie jestem do końca przekonany, czy taka wizja przyszłości jest dla mnie przekonująca. Dlaczego mówię to w kontekście topowego modelu Rafale? To proste: Rafale jest sztandarowym przykładem samochodu XXI. wieku – nowoczesnym, opracowanym w idei kontrolowanej oszczędności, ekologicznym w sposób lokalny i z nadwoziem, które śmiało można określić terminem, że jest „trendy”, ale to pewnego rodzaju wyjątek potwierdzający regułę. W Rafale przynajmniej czuję, że ktoś o mnie pomyślał, zbudował samochód na swój oryginalny sposób intrygujący, ale dla człowieka, który może być zwykłym rolnikiem, a nie od razu programistą. Tak, motoryzacja sprzed chociażby dekady potrafiła być przekonująca, ale jeśli wrzucany jestem do kotła nowoczesności, to przynajmniej chciałbym posiadać wybór i w takim francuskim otoczeniu mógłbym jakoś efektywnie prosperować, bo to zwyczajnie dobry samochód. Obsługa wydaje się prosta, technologia w połączeniu z wyposażeniem działają na korzyść prowadzącego, auto nie utrudnia i tak już nazbyt skomplikowanego funkcjonowania w codziennym życiu i mamy ciekawą historyjkę awiacyjną w tle. Wszystko zdaje się być na miejscu – to ja prowadzę samochód i mogę to robić nawet całkiem precyzyjnie, hybryda pozwala oszczędzać i nie usiłuje sprowadzić mnie na manowce…

No dobra, podsumowanie:

Patryk Rudnicki

No Comments

Leave a Comment

*