20 lat minęło, nie od chwili debiutu BMW X5 jako takiego, a zwariowanego eksperymentu niemieckiej marki. Jestem absolutnie przekonany, że kiedyś producenci mieli zdecydowanie większe cojones, być może dlatego, że nad głowami światowych producentów samochodowych nie ciążyły takie obostrzenia i regulacje. Być może. Fakty są jednak takie, że temat dzisiejszego artykułu zasługuje, moim zdaniem, by go uhonorować kilkoma słowami. Pamiętacie BMW X5 Le Mans?
Nie oszukujmy się – pierwsza generacja „ikspiątki” została stworzona po to, by zarabiać dla BMW miliony euro. Zresztą, nie tylko pierwsza generacja. Tym większe słowa uznania należą się Monachijczykom, że mieli odwagę, fantazję i dość zapału, by z początkiem nowego millenium zbudować samochód, który sensu nie miał zupełnie, ale stanowił pokaz ogromnej siły producenta. Musicie wiedzieć (a jeśli wiecie, to przypominam), że w 1999 roku bolid niemieckiego BMW o nazwie V12 LMR zwyciężył w morderczych, 24-godzinnych zmaganiach na torze w Le Mans. Sukces niesamowity, chwila triumfu sportowej tradycji producenta z Monachium, ale i, być może, zalążek szatańskiego pomysłu, jak inaczej wykorzystać potencjał mocarnego V12. To nie mogła być idea schludnie ubranego Heinricha pod krawatem – to była wizja Helmuta z odrobiną czarnej duszy. Powstał eksperyment, o którym wspomniałem na początku – BMW X5 Le Mans…
To było urzeczywistnienie fantazji Christiana Grey’a – niegrzeczne, niestosowne, zwariowane. X5 otrzymało specjalne aluminiowe obręcze (wzór BBS LM, czyli Le Mans), wydatne poszerzenia nadkoli, centralnie poprowadzony układ wydechowy, karbonową maskę z gigantycznym wlotem powietrza i zostało stosownie „pootwierane”. Cóż, monstrualne V12 o pojemności 6.1 wymagało należytego chłodzenia i BMW musiało należycie zadbać o ten aspekt, co by wyczynowe X5 nie zamieniło się w czasie jazdy w efektowną kulę ognia. Zresztą, otwarcie mówiono, że wyścigowe LMR zostało wystrojone na 580 koni mechanicznych, bo tak mówiły ówczesne regulacje, ale też na tyle pozwalał układ dolotowy powietrza. W X5 już nad tym popracowano i efekty były widoczne: ponad 700 koni mechanicznych, 720 niutonometrów momentu obrotowego, 4,7 sekundy do 100 km/h i deklarowane 278 km/h prędkości maksymalnej. Z tą prędkością maksymalną było w ogóle ciekawie, bo musicie wiedzieć, że X5 Le Mans nie powstało jedynie „dla sztuki” (choć w szczególności dla niej) – Hans-Joachim Stuck, w 2001 roku, bez pary tylnych kubełków, rozpędził bowiem to X5 na zdradzieckim Nordschleife do 311 km/h. Zaprotokołujcie: SUV (BMW twierdzi, że SAV), owszem, dosyć wyczynowy, z obniżonym w zakresie 30 milimetrów zawieszeniem i niemalże idealnym rozkładem swojej masy (51:49), ale 311 km/h. Przy masie około 2 130 kilogramów. Nie muszę chyba dodawać, że kategoria SUV-ów została wówczas rozwalona (czas: 7 minut, 49 sekund).
To był czysty eksperyment, pokaz możliwości, który dzisiaj wspominamy, a który pokazuje nam też, jak bardzo zmieniły się priorytety w motoryzacji. Wspaniały samochód, coś jak Renault Espace F1 – dziś jedynie obiekt nostalgicznych wspomnień.
No Comments