Motoryzacyjne podsumowanie roku 2017

Najlepsze doświadczenie motoryzacyjne 2017 roku

Poszukiwania zacząłem od bilansu tegorocznych przejażdżek, wydarzeń, krótkich doświadczeń i, przede wszystkim, pełnych testów. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że Jeremy Clarkson (dla wielu motoryzacyjny autorytet i wyznacznik, co robić, by zajadać się przed kamerą wieprzowiną, jeździć najlepszymi wozami oraz krzyczeć w kłębach dymu) czy brytyjska małpka – szalony Chris Harris – ze mnie żaden, że moje smakowanie świata motoryzacji jest zaledwie czubkiem góry Mount Everest w porównaniu do najlepszych, niemniej jednak lubię nawiązywać dialog czy wymieniać się drobnymi przeżyciami. Dlatego też powstał niniejszy artykuł – w założeniu lekki, łatwy do przetrawienia, niekoniecznie wymuszający refleksje, a jeżeli w trakcie lektury bądź tuż po stwierdzicie, że przynajmniej częściowo podzielacie moje zdanie i Wam się podobało, będę ogromnie szczęśliwy. No dobra, najlepsze doświadczenie motoryzacyjne tego roku…

Trudno być oryginalnym w momencie, kiedy głowę wypełniają ciepłe skojarzenia z niemiecką motoryzacją, i to nie z uporządkowanym, choć znakomitym Volkswagenem Golfem Alltrack czy zmodernizowanym i dopracowanym Golfem R, który mocno odbił swe piętno na moich wspomnieniach. Tak, w kategoriach mierzalnych 310-konna „R-ka” była jednym z najlepszych samochodów jakie dane mi było „ujeżdżać”, ale kwalifikowanie tego Volkswagena jako najlepsze doświadczenie minionego roku byłoby lekką ignorancją. Pamiętam również nieprzytomnie bogato wyposażone Clio Grandtour, które z jednej strony robiło dobre wrażenie LED-owymi reflektorami czy systemem audio BOSE, a z drugiej pozwalało bić rekordy ekonomicznej jazdy – z wysokoprężną jednostką dCi 110 osiągnąłem wówczas 3,9 l/100 km, ale moja jazda przypominała spacer „malowniczym” wybrzeżem Bałtyku. Jasne, uczestnictwo w organizowanych „eventach” jak Poznań Motor Show czy AMG Performance Tour i to poczucie, że dział marketingu próbuje Cię traktować jak prezydenta Trumpa w czasie wizytacji, jest szalenie przyjemne, niemniej jednak to porównywalne doświadczenia z przejażdżką samochodem, który finalnie podsumujesz, opracujesz recenzję, porównasz z konkurencją, a po jakimś czasie esencja tego wozu gdzieś się ulotni. Niby wrażenia zamykające się w jego mocniejszych i słabszych stronach zostaną w głowie zapisane, ale przecież nie o to chodzi. Nie wydajemy ponad tysiąca złotych na skok ze spadochronem, by po dwóch tygodniach już tego nie pamiętać. Nowe C3, luksusowa Klasa E All-Terrain czy popularna Fabia to więc nie było to…

Nie będę ukrywał – rok 2017 upłynął trochę pod znakiem niemieckiej gwiazdy. Spróbowałem co oznacza wręcz ostentacyjne (i skrzypiące!) wykończenie Klasy E All-Terrain, „SUV-owatość” Mercedesa GLC Coupe czy zabawkowe odczucia i strach przed tramwajami w smarcie fortwo cabrio. Ten ostatni zresztą był ciekawym połączeniem zwracającego uwagę urządzenia, absorbującej maszyny będącej jednocześnie blisko całego otoczenia i odpowiedzią na pytanie, jak zużyć kompletny zbiornik paliwa pokonując mniej więcej 350 kilometrów. Czy byłbym jednak oryginalny mówiąc, że najmocniejszy ślad pozostawiły mimo wszystko samochody zwieńczone literkami AMG? W końcu chyba każdy dąży do, przynajmniej sposobności krótkiego posmakowania motoryzacji z wysokiego C. Co prawda GLC 43 AMG Coupe, E 43 AMG czy ośmiocylindrowy GLS 63 AMG nie są raczej sztandarowymi przykładami, mówiąc potocznie, samochodowej pornografii, jednak zapisałem te wozy w tej samej szufladce co BMW X4 M40i – szybkich, w jakimś stopniu ryczących i próbujących, ale nie będących prawdziwymi bohaterami mokrych snów bogatych tego świata, no pomijając ewentualnie stuttgarcki kredens w postaci GLS-a AMG. Ale pojawił się samochód, a właściwie to dwa, które złapały za nieistniejący zmysł kultywowanego hobby i wcale nie było to ziejące ogniem coupe…

Cztery cylindry, dwa litry pojemności, nadwozie typu hatchback, ale 381 koni mechanicznych. Samochód trochę zaskakujący, bo udowadniający, że wspomniane cztery cylindry mogą fantastycznie brzmieć, robić hałas i być ostentacyjne dla całego społeczeństwa. Mercedes-AMG A 45 4MATIC – to mój numer dwa, początkowo nieco podsterowny, ale bardzo szybki oraz kompromisowy na co dzień. Numer jeden zaś to 3-litrowy, sześciocylindrowy Mercedes-AMG C 43 Cabriolet 4MATIC – ryczący, schludny, luksusowy i zdzierający tonę żelu z włosów przy otwartym dachu, bo zapewniam, z aktywnym układem wydechowym nie jeździlibyście tym samochodem wolno ze złożonym brezentem i mówi to niespecjalny fan kabrioletów.

Jak każdy usilnie próbuję stukać do drzwi z napisem „Best of the best”, niemniej jednak rok 2017 pokazał mi coś niezwykle istotnego. Oglądacie czasem telewizyjny test jakiegoś motoryzacyjnego hegemona w postaci Porsche 911 Turbo S czy BMW M4 i zagryzając świeżego tosta zastanawiacie się: „Mój Boże, jakie to musi być potężne i niesamowite!”? Owszem, ale niekiedy spróbowanie mniejszego, acz zwariowanego hatchbacka potrafi uzmysłowić, jak motoryzacja może być wciągająca, potężna i niebezpieczna. Z respektem zatem powitajmy rok 2018 i nie wyobrażajcie sobie zbyt często, że siedzicie za kierownicą Mercedesa-AMG GT R – czego Wam i sobie życzę.

Patryk Rudnicki

No Comments

Leave a Comment

*