Renault Mégane R.S. Line 1.3 TCe FAP 160 KM EDC (2020)

Renault Mégane R.S. Line 1.3 TCe 160 KM EDC – test

Progres kontrolowany

Bieżący rok to pasmo niezrozumiałych, odważnych, infantylnych oraz przykrych wydarzeń. Nie będę oczywiście pluł żółcią ani wywieszał mentalnych transparentów – chcę przekazywać dobrą i pozytywną energię, a taka wytwarza się w momencie, kiedy pomyślę o zmianach w koncernie Renault. Z niewątpliwą przyjemnością gościłem u siebie już trzykrotnie większego hatchbacka Mégane, przy czym ani razu nie była to wersja maksymalnie cywilna. Poczułem się trochę jak owiany dobrą sławą piłkarz, który cywilną gablotę chciał również dopasować pod sportową falę kolorowego życia. Teraz odebrałem kartę do Mégane po istotnym faceliftingu, zastanawiając się, czy Francuzi podeszli do ważnego dla siebie tematu z chłodną głową, wzmacniając rynkową pozycję swojego modelu.

Zmiany

Nie zaprezentuję Wam flotowej odmiany „wystarczający edyszon” z klimatyzacją i szybami przednimi w prądzie – na zdjęciach mamy dopchaną wyposażeniem jak szafka z łakociami na święta wersję R.S. Line, ale wbrew pozorom to dobra informacja. Gdyby Renault pozbawiło danego egzemplarza znaczących elementów dodatkowo płatnych opcji, to prawdopodobnie mógłbym Wam nie powiedzieć, że adaptacyjny tempomat jest wyjątkowo kulturalny, audio BOSE nadal gra bardzo przyzwoicie, a wyświetlacz przezierny nadal jest realizowany poprzez wysuwany kawałek plastiku. Moją wątpliwość obudziła jednak sama polityka francuskiego koncernu. Lifting poskutkował bowiem tym, że gama całkiem atrakcyjnego Mégane została odchudzona i przebudowana – zlikwidowano usportowioną wizualnie odmianę GT Line (prawilne GT wyjechało z oferty już dawno), zastępując ją wspomnianą R.S. Line. Rozumiem podyktowany chęcią większej sprzedaży ruch producenta i, bazując na opiniach dotyczących topowego wariantu R.S., potencjalnie szybsze trafianie w gusta klientów, poszukujących usportowionego WIZUALNIE hatchbacka, niemniej z tyłu głowy mam przykry wniosek, że najbardziej chuligańskie Mégane traci przez to na swojej, nazwijmy to, wyjątkowości. Przyznać jednak trzeba: satynowa blenda z przodu, opcjonalne felgi o średnicy 18 cali (nawet, jeśli do złudzenia przypominają te z GT) czy fantastycznie wyglądające i wygodne fotele mogą się podobać.

Dosyć jednak dumania – powiedzmy o konkretach. Renault zaaplikowało swojemu modelowi nowe reflektory w technologii LED z inną, bardziej nowoczesną sygnaturą świetlną (kierunkowskazy też są teraz w technologii LED), tylne światła również dostały nową sygnaturę, dynamiczne kierunkowskazy i są w pełni LED-owe, takie samo jest podświetlenie tablicy rejestracyjnej (detal, a jednak cieszy) i doszło LED-owe podświetlenie klamek drzwi. Pytanie dotyczące oszczędności: dlaczego jednak tylko przednich drzwi?! Mówimy o konfiguracji za ponad 120 tysięcy złotych, a chytrą oszczędność widać również po ambientowym podświetleniu drzwi, którego, znowu, nie ma z tyłu.

Największy progres, mimo wszystko, można dostrzec w kabinie pasażerskiej właśnie. Oczywiście nie oczekujmy, że specjalnie dla Mégane producent wymyślił jeszcze raz koło – to rozwiązania doskonale znane, ale i cenione z innych modeli Renault. Przed oczami zagościły nowe, cyfrowe zegary, multimedia to aktualnie zdecydowanie poprawiony EASY LINK (z wyświetlaczem, który w Mégane nie był zawsze skory do szybkiego działania), nowy panel automatycznej klimatyzacji czy – uwaga – całkowita obsługa tempomatu wreszcie na kierownicy. Dopiszmy jeszcze poprawione materiały (nie w sensie jakości, a znakomitego spasowania), inteligentne rozplanowanie wnętrza i wystarczającą ilość przestrzeni, a lifting od tej strony moglibyśmy ze spokojem zaliczyć jako udany. W rzeczy samej – czuć oraz widać progres, niemniej w dalszym ciągu kieszenie w drzwiach nie otrzymały żadnego bardziej przyjemnego materiału (o flokowaniu nie wspominając – szkoda), wycieraczka pozostawia niebezpiecznie spory margines niewytartej szyby, a z tyłu brakuje miejsca na stopy i odrobinę kolana (przy ustawionym fotelu kierowcy pod mój wzrost).

Jak te zmiany wpływają na odbiór samochodu?

Do Mégane podszedłem z niezachwianym optymizmem. Skoro producent znad Sekwany niejednokrotnie udowodnił, że potrafi odrobić lekcje i przeanalizować rynkowy feedback (patrz: nowe Clio czy Captur), to założyłem optymistycznie, że podobnie będzie i w tym przypadku. Moje wnioski powinienem jednak rozbić na dwie części.

Oczywistym jest, że aktualizacja multimediów czy użytej na pokładzie technologii pchnęła samochód kompaktowy do przodu. Znam osoby, które narzekają trochę na intuicyjność obsługi systemu EASY LINK, niemniej będę uparcie powtarzał, że nie jest on wybitnie skomplikowany, a grafiki, może nie premium, ale są przyjemne w odbiorze. Pamiętam swój pierwszy kontakt z tymi multimediami w Clio czwartej generacji – raptem kilka minut zajęło mi ogólne pojęcie zasad jego funkcjonowania, a jestem raczej osobą, która listę zakupów robi jeszcze ręcznie, zapisując wszystkie pozycje na małej kartce papieru. Czy jestem zacofany? Może w jakimś stopniu mentalnie, ale zmiany wprowadzone do Mégane roku Bożego 2020, odebrałem jako potrzebne, udane i poprawiające odbiór poszczególnych elementów. Z mojego punktu widzenia największy plus należy się Renault za poprawę spasowania materiałów, bo widzicie: segment kompaktowy jest grupą samochodów, które, owszem, są szalenie popularne, ale właśnie dlatego coraz mniej zaczynamy im wybaczać. Liczyć zaczynają się detale, które potrafią zmienić niejednokrotnie obraz całości. Jak byście się czuli, gdyby Wasz nieskalany tort urodzinowy zyskał dwie czerstwe wiśnie?

Podobny kłopot mam z Renault Mégane po faceliftingu. Owszem, może wyglądać znakomicie, dysponować bogatym wyposażeniem i nie mam wątpliwości, że teraz jest lepszym, bardziej dopracowanym samochodem, ale… Ale mam poczucie, że Renault nie dało z siebie przy okazji tej modernizacji wszystkiego. Przygnębiający jest dla mnie fakt, że najbardziej widoczne i potencjalnie te najważniejsze aspekty rzeczywiście zostały poprawione i chwała za to francuskiemu producentowi. Co jednak z drobnicą, która ostatecznie nadaje produktowi finalnego sznytu jakości? Tak, mówię chociażby o tych kieszeniach w drzwiach czy podświetleniu tylnej pary owych drzwi. Bez wątpienia udał im się ten samochód, niemniej mam drobny niedosyt. Coś jak pieczona kaczka z purée ziemniaczanym, w której zabrakło z jakiegoś powodu jabłek.

Jak odświeżone Mégane natomiast jeździ, jaką ocenę ze sprawowania otrzymał topowy dla wariantu R.S. Line silnik i czy przypadkiem owy R.S. Line nie został nadmiernie przesunięty w stronę wrażeń sportowych? Zapraszam do podsumowania wideo…

Recenzja wideo Renault Mégane R.S. Line

Tekst i opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto

No Comments

Leave a Comment

*