Podsumowanie roku 2018

Słów kilka, by zakończyć rok 2018

Większość osób, które znam, nie lubi podsumowań, jakiegokolwiek typu. Z grymasem niezadowolenia mówią, że to świadome zamykanie kolejnego etapu w życiu, kreowanie wspomnień, które w znakomitej większości pozostają tylko w naszej pamięci. Trochę nostalgicznie i nie ukrywam, że całkiem sporo w tym prawdy, ale na każdy rachunek doświadczeń próbuję patrzeć z optymizmem, jakby stanowił on furtkę do nowego bagażu ciekawych przeżyć. Tak, lubię choć raz spojrzeć z lotu ptaka na rzeczy, które przyniosły wiele smutku, ale jeszcze więcej radości, by finalnie zamknąć kolejny rozdział książki pod tytułem „Życie” i z czystym sumieniem przewrócić stronę. Nie preferuję z kolei podsumowań roku, bo zawsze mam kłopot z doborem odpowiedniego zestawu słów. Pozwólcie więc, że będzie nietypowo, bez liczb, materiałów na topie czy tym podobnych historii. Same refleksje.

Tekstów okraszonych gwiazdkami profesora Bralczyka (tak, zmyśliłem to) nie będzie, ale warto wrócić na chwilę do samochodu, który zrobił na mnie duże wrażenie. Mercedes-Benz E 400 4MATIC Coupe. Aksamitnie działające V6, wystarczający na co dzień zapas koni mechanicznych, przyjemny, acz nienachalny dźwięk sześciu cylindrów i luksus drogiego, niemieckiego hotelu. Jeżdżąc trzydrzwiowym Mercedesem czułem, że na kompilację liter „AMG”, „M”, „RS” czy „SVR” moje serce zawsze bije odrobinę szybciej, ale w tamtym momencie nie potrzebowałem ich. Cieszyłem się wygodą, jakością, ciszą oraz wspaniałym poczuciem odizolowania. Byłem tylko ja i cholernie dobry kawał niemieckiej motoryzacji. Wspomnienia zdecydowanie na piątkę.

Jak zapamiętam rok 2018? Szczerze mówiąc, chciałbym iść naprzód nie pamiętając tego, co się wydarzyło. Oczywiście minione 12 miesięcy obfitowało w ciekawe premiery motoryzacyjne, wiele osób najprawdopodobniej „przejechało się” na tzw. krótkich tablicach rejestracyjnych i, niestety, byliśmy w dalszym ciągu świadkami dziwnego kierunku zmian w branży motoryzacyjnej. Widzicie, „jaramy się” pojazdami z dużymi jednostkami napędowymi, które bez pardonu wygrywają symfonię ośmiu cylindrów na tytanowych układach wydechowych, a z drugiej strony coraz śmielej skrobiemy temat samochodów elektrycznych, hybrydowych, wodorowych czy tzw. „miękkich hybryd”. Żyjemy w trudnych dla branży czasach, kiedy to McLaren prezentuje swoje bezkompromisowe dziecko, czyli model 600LT, a Unia Europejska podejmuje decyzję, że do 2030 roku emisja szkodliwych związków w samochodach ma spaść o blisko 38%. Szukamy przyczyn dziury ozonowej, wyrzucając na trawnik papier po kalorycznym Snickersie…

Towarzyszy mi od pewnego czasu odrobina sceptyzycmu. A może to tłamszona złość, że motoryzacja zaczyna dzisiaj przybierać coraz dziwniejsze kształty? Że o losach uwielbianych przez nas produktów decydują ludzie, z dużym prawdopodobieństwem, z wąskimi kompetencjami w tym zakresie? Dobra, miało być pozytywnie, więc spieszę donieść, że rok 2018 zamykam w towarzystwie Renault Talismana Grandtour, z którym pokonałem i jeszcze pokonam całkiem sporo kilometrów.

Na zakończenie tego jakże krótkiego wywodu czuję się jeszcze zobowiązany, by napisać kilka słów o blogu jako takim. Pod adresem www.startengine.pl niezmiennie znajdziecie mój komentarz do aktualnej sytuacji w branży motoryzacyjnej, testy samochodów czy różne ciekawostki. Teraz zabrzmię jak typowy Polak otwierający szampana piętnaście minut przed północą, nie muszę chyba mówić, że 31 grudnia, ale ja również mam postanowienie: chciałbym rozwinąć dział z pojazdami używanymi, ale nie w formie zwykłych danych technicznych, a na „żywym” przykładzie. Oczywiście mam też nadzieję, że dotychczasowe współprace nabiorą rozpędu, a prowadzone aktualnie rozmowy znajdą swoją realizację w kolejnych materiałach na blogu. I tak, będą samochody Renault. Trochę się otworzyłem, ale miałem w końcu podsumowywać.

Wszystkiego dobrego dla Was i pamiętajcie – definiujmy tę samą pasję każdego dnia na nowo.

Patryk Rudnicki

No Comments

Leave a Comment

*