Wartość deficytowa – kompetencja
Ten samochód nawiedził mnie całkiem niedawno i była to wizyta z gatunku „jesteś miły, sympatyczny i mało inwazyjny w codziennym obyciu, ale mógłbyś jednak włożyć majtki do śniadania”. Renault Arkana, jako przedstawiciel nieoczywistej motoryzacji w naszej części Europy, pozostawił bardzo pozytywne wrażenie oraz przekonanie, że francuska marka zrobiła naprawdę wiele, by ich atletycznie wystylizowany pupilek, stanowił propozycję maksymalnie dopracowaną. Pierwszy test był dla mnie jak docieranie się z nowym smartfonem – fascynacja nie opuszczała mojej głowy, a jednocześnie byłem pełen sprzeczności, trochę mieszanych uczuć i miałem wrażenie, że Arkana to sympatyczny trans na południu Francji. Czy udało się odnaleźć więcej sensu po drugim spotkaniu?
Na początek wielkie podziękowanie i wyraźny ukłon w pasie dla przedstawicielstwa Renault w Polsce – do zrecenzowania otrzymałem większą świeżynkę z przebiegiem 180 kilometrów, niż zatroskany mąż potrafiłby upolować na porannym targu. Parking zajęła bogato wyposażona (po raz drugi specyfikacja Intens) Arkana z hybrydowym układem napędowym i legitymująca się charakterystycznym lakierem nadwozia biały Universe, który w słońcu przypominał mi, jak cudownie potrafią się mienić srebrem płatki śniegu zimową porą. Zapewne dlatego Renault chce dodatkowo 3 000 złotych, by Wasz atletycznie wystylizowany SUV został nim pokryty. Zanim jednak poruszę temat największej różnicy względem benzynowej Arkany i odpowiem na pytanie, dlaczego nowa hybryda znad Sekwany posiada dużo sensu, czuję się w obowiązku zrobić małe powtórzenie.
SUV z opadającą linią dachu od Renault (bardzo popularne od pewnego czasu połączenie) to mariaż nowocześnie wyglądającego apartamentowca z prymitywnie zaaranżowanym wnętrzem, przy czym słowo „zaaranżowanym” to niezwykle ambitnie brzmiące określenie. Spędziłem prawie tydzień czasu z hybrydową i pachnącą „renówkową nowością” Arkaną, dlatego z absolutnym przekonaniem chciałbym stwierdzić, że to znakomicie przemyślany, dobrze wykonany i budujący poczucie wystarczającego dopracowania samochód, który może być znakomicie wyposażony, jest wystarczająco przestronny i bez wątpienia może utkwić w czyimś oku, ale warto pamiętać – tutaj delikatnie się koryguję względem poprzedniej recenzji, że Francuzi osadzili ten samochód na przedłużonej i współdzielonej z przedstawicielami segmentu B podłodze o nazwie CMF-B. Owszem, delikatne zażalenie pod adresem producenta mam, że zastosowano jednostrefową, automatyczną klimatyzację, adaptacyjny tempomat bywa niezdecydowany i podejmuje hamowanie w momencie, kiedy inny samochód porusza się drugim pasem, a forma samego nadwozia powoduje, że z tyłu mamy efektowny parapet, na którym podczas mycia gromadzi się woda, niemniej to efekt czepialstwa i zakładam, że w 80% przypadków nikt szczególnej uwagi na to nie zwróci. Co więc z tym układem hybrydowym?
Arkana E-TECH, bo tak modele hybrydowe określa marka z Francji, to konstrukcyjny bliźniak testowanego Clio E-TECH i choć nie rozumiem do końca strategii myślenia zarządu Renault, niekłamanie cieszę się, że to właśnie pełna hybryda bez możliwości doładowywania jej z gniazdka. Moje ideologiczne zamieszanie w głowie polega na tym, że hybrydowe Clio to zwykła hybryda, podobnie zresztą jak recenzowany model Arkana, Mégane E-TECH jest z kolei hybrydą plug-in, więc drogą logicznego myślenia Captur E-TECH, który jest delikatnie wyżej zawieszonym hatchbackiem segmentu B, również powinien być pełną i bezobsługową hybrydą, a nie jest. Logika oraz poziom skomplikowania całej konstrukcji hybrydowej przypomina w Renault fragment czytanego prawa karnego – mało kto rozumie te zapisy, ale jakoś działają i są egzekwowane. Wróćmy do Arkany: to identyczne połączenie silnika benzynowego 1.6, dwóch silników elektrycznych, niedużego akumulatora o pojemności 1,2 kWh oraz dwóch skrzyń biegów. Tak, brzmi fantastycznie prosto (dokładniej wyjaśniam tę konstrukcję w recenzji hybrydowego Mégane), ale jak to działa?
Bezinwazyjnie dla kierowcy (pomijając niepokojące odgłosy i generalnie niezbyt ciche działanie poszczególnych komponentów, a mówię o kompletnie nowym samochodzie), bezstresowo i przede wszystkim skutecznie. Można bezczelnie obśmiać niestandardowe myślenie Francuzów i powiedzieć, że ich układ hybrydowy jest niebezpiecznie tykającą bombą, która za chwilę eksploduje, niemniej działa przy tym znakomicie. Podczas jazdy po mieście Arkana dąży, by jak najwięcej poruszać się wyłącznie na prądzie, uruchamiając silnik benzynowy jedynie w newralgicznych sytuacjach pod tytułem „szybko doładowuję akumulator” bądź „mój właściciel żąda ode mnie pełnej mocy”. Fakt, ów pełna moc nie zrobi piorunującego wrażenia, bo to jedynie 143 konie mechaniczne (tyle mamy w hybrydowym Clio), ale chyba nie będziemy kupować Arkany E-TECH, żeby utrzeć nosa młodocianemu cwaniakowi w zbyt mocnym samochodzie?
Reasumując zatem: ponad 140 tysięcy złotych (recenzowany egzemplarz) za dopracowanego, świetnie wyposażonego, nadal jędrnie resorującego crossovera z kompetentnie działającym układem napędowym? Brzmi całkiem rozsądnie i nadal uważam, że Arkana stanowi dla Renault uczesanego i dobrze napojonego pupilka, natomiast dla klientów? To bez wątpienia kompetentna maszyna z drobnymi ułomnościami, ale kto ich nie ma? Mój Boże, same pytania, więc teraz coś twierdzącego: świadomy nowoczesnej technologii klient powinien docenić kompetencję i umiejętność oszczędzania paliwa Arkany E-TECH, tylko proszę nie oceniać tego samochodu bezkrytycznie.
Opracowanie: Patryk Rudnicki
Zdjęcia: Bartosz Kowalewski / BKfoto
No Comments