Renault Express Van Pack Clim 1.3 TCe 100 KM

Krzesełko wspomnień – podsumowuję i oddaję się nostalgii

Minęło trochę czasu i chyba niesłusznie zaniedbałem kwestię rocznych podsumowań – może nie jestem wiodącym twórcą Internetu (świadomość to podstawa ;-P), osobą, która z niezrozumiałych dla mnie względów jest określana mianem „celebryty”, ale, wiecie, zawsze ceniłem sobie anonimowość. Znaczy, w motoryzacji bycie zbalansowanym krzykaczem jakoś nigdy mi nie przeszkadzało, ale im częściej obcuje człowiek z motoryzacją egzotyczną, potencjalnie najbardziej pożądaną, w typie modelu AMG GT R od Mercedesa, tym bardziej zaczyna być odseparowany grubą kreską od rzeczywistości, problemów z inflacją czy nieosiągalnych dzisiaj kredytów. Marka Škoda zaczyna być tworem wstydliwym, gdzieś tam istniejącym, najlepiej dla zmagającego się z wysokimi cenami społeczeństwa. Nie marginalizuję ani nie szufladkuję – jeżdżąc konstrukcjami różnego typu dostrzegam najzwyczajniej zmiany, jakie zachodzą w człowieku. Odszedłem jednak od tematu, a zatem: przy filiżance aromatycznej kawy, chciałbym zamknąć bieżący rok błyskawicznym podsumowaniem.

Nie czuję się właściwie z takim podsumowaniem kwestii samochodów „rzadkich” – lubię pokonywać nimi kilometry, cieszyć się prawdziwym ekwiwalentem w postaci zachowanych jeszcze emocji, obserwować emocjonalne reakcje przechodniów i kompletować doświadczenia z tym związane. Ilekroć jednak zajmuję miejsce w kubełkowym fotelu, a pod maską pracuje szczere V8, czuję się, jakbym siedział w karcie za milion złotych. Czerpię satysfakcję z takich urządzeń, ale wiem też – niesiony rozsądkiem i twardym raczej osadzeniem w rzeczywistości, że korzystam z nich w jedynie określonym procencie. Mógłbym optymistycznie pogdybać, ale po co – tworząc niniejszy artykuł mam na podjeździe Renault Express Vana i to, w znakomitej większości, moje, doskonale znane środowisko. Odnoszę wrażenie, jakby recenzowanie samochodów niepospolitych, ultra drogich i, nie oszukujmy się – będących marzeniami freaków motoryzacyjnych, stało się zajęciem właśnie pospolitym, wręcz modnym, na czasie. Wystarczy mieć odpowiednie kontakty, nierzadko dysponować odpowiednią ilością gotówki czy „być osobowością” – w dobie cyfryzacji tyle wystarczy. Nie mówię tego wyrażając jednoznacznie żal, zgorzknienie i niesprawiedliwość, niemniej, z mojej perspektywy, to zjawisko trochę smutne, z dwóch powodów…

Okazuje się bowiem, że funkcja dziennikarza zajmującego się motoryzacją nie gwarantuje automatycznego dostępu i zabawy konstrukcjami najdroższymi – to w dzisiejszych czasach, podobnie, jak obrazy Moneta czy drogocenna biżuteria, lokaty ogromnego kapitału, statuetki w garażach, przywilej i dobra luksusowe, dlatego nie wymagają one de facto recenzowania jako takiego. One są zjawiskowe i warte zainteresowania już w dniu, kiedy opuszczą linię produkcyjną, a dokładniej ręce wyselekcjonowanych rzemieślników. Czy wobec powyższego materiały z konstrukcjami z Maranello tudzież innymi byczkami nie są już potrzebne? Owszem, są, niemniej do zupełnie innych celów, a mianowicie do rozrywki. Przyznajcie sami – bardziej lekko i przyjemniej ogląda się jakikolwiek materiał z pojazdem niepraktycznym i odizolowanym od problemów doczesnego świata, niż fantastycznie zrealizowany test Fiata Pandy. Zresztą, samochodów kosztujących więcej niż apartamenty w centrum Warszawy, nie kupuje się raczej na zasadzie porównywania – to głos intuicji oraz portfela, zachcianka, realizacja marzenia. Nietypowe mi to podsumowanie wyszło…

Renault Mégane R.S. EDC FL
Renault Mégane R.S. EDC FL

Przez ostatnie trzy lata przepaliłem hektolitry benzyny (Unia bez wątpienia mnie kocha), zużyłem trochę kilowatogodzin, przyjąłem sporo litrów kawy i pokonałem dziesiątki tysięcy kilometrów. Po co? Mógłbym powiedzieć, że to namacalna realizacja prawdziwych zainteresowań i nie byłoby to kłamstwo, niemniej chodzi o coś więcej. Czerpię satysfakcję z dzielenia się opinią, dywagacji na tematy motoryzacyjne, słowem: z dzielenia się zainteresowaniami. Czuję w tym wyższy cel, odrobinę dobra, kiedy uda się komuś z powodzeniem doradzić, a poza wszystkim to pewnego rodzaju sposób na funkcjonowanie w społeczeństwie – nie zawsze łatwe i wymagające czasami pewnych wyrzeczeń, ale szalenie satysfakcjonujące. Nie będę zatem wspominał o największym zaskoczeniu i rozczarowaniu minionych dwunastu miesięcy – chciałbym raczej każdemu z osobna życzyć wielu radości, tych mniejszych i większych, zadowolenia, szerokich i czarnych dróg, a przede wszystkim tyle samo przyjazdów, co wyjazdów samochodem. Do tego realizacji skrytego marzenia samochodowego – w konwencji tego materiału będzie zatem informacja, że ostatni samochód w bieżącym roku był dosyć egzotyczny, a co! 🙂

Patryk Rudnicki

No Comments

Leave a Comment

*