To był piękny, gorący i wciąż letni poranek. Moim celem, który zapewne mógłby się wydać lekko tendencyjny i trącający nudą, było przyjęcie do zrecenzowania Renault Captura, niemniej postanowiłem, że poświęcę tym razem uwagę obszarom samochodu, które rzeczywiście stanowiły powód mojego czwartego spotkania z bazującym niejako (w sporym uproszczeniu) na modelu Clio crossoverem segmentu B. Na odświeżone Clio przyjdzie czas (polecam śledzić kolejne tygodnie 😉), natomiast jestem szczęściarzem, mówiąc nieskromnie, ponieważ miałem sposobność prowadzenia w zasadzie każdego wariantu aktualnego Captura – w pełni benzynowego, hybrydowego i hybrydowego plug-in, niemniej oferta producenta jest niczym dynamicznie rozwijająca się linia produkcyjna dużej korporacji – trzeba na bieżąco wprowadzać ulepszenia i dbać o aktualizacje, by zachować pełną konkurencyjność. Właśnie dlatego – nie wiem z jakiego powodu, ale takie są fakty – gama Captura nie obejmuje już aktualnie hybrydy plug-in o mocy 160 koni mechanicznych, ale są za to doskonale znane warianty benzynowe, wyposażone i uzbrojone w układ miękkiej hybrydy. Tego do tej pory nie było. Taki właśnie „Capturek” do mnie trafił i mówię, czy to ma sens…
No Comments