Ford Transit L3H2 (2023)

Ford Transit, czyli propozycja osobowa wśród furgonów?

Można śmiało ferować opinię, że Sprinter produkcji niemieckiego Mercedesa to najwygodniejszy mebel w całym sklepie, propozycja lepsza i dojrzalsza, nieśmiało zbliżająca swoich użytkowników do poczucia obcowania z pojazdem w pełni osobowym. To, rzecz jasna, bujda na resorach, bo z tyłu wciąż mamy przestrzeń ładunkową, swoim rozmiarem samochód przypomina odrestaurowaną katedrę, a prowadzenie zawiadowanie sklepem na kołach, niemniej ziarenko prawdy w tym jest. Niemiec sprawia wrażenie zaskakująco dojrzałego, jest naszpikowany różnymi systemami oraz wiedzie prym w tak bardzo ważnej dzisiaj kwestii technologicznej, a fotel kierowcy potrafi być naprawdę wygodny. Nie wydają mi się to zatem bzdury marketingowe, za które należy płacić odpowiednio więcej, ale może istnieje realna i równie udana alternatywa? Stawiam naprzeciw Forda Transita i nie ma w tym przypadku znaczenia informacja, że to wariant L3H2, bo chciałbym zrecenzować wrażenia z pierwszego kontaktu…

Dzisiejsze produkty Forda mają tak naprawdę więcej do czynienia z niemieckim Ordnungiem (porządkiem), aniżeli z amerykańskim traktowaniem wykończenia kabiny. W Transicie bez wątpienia nie poczujemy się, jak w zabitej dechami burgerowni, gdzie jeden browar kończy się efektownym fikołkiem przez nieheblowany stół. Czuć przyłożenie się do swojej pracy, drzwi zamykają się z pewnością dojrzałego polityka (jest pod tym względem lepiej niż w pozostałych furgonach, nawet Sprinterze), pozycja za kierownicą potrafi być przyjemnie niska, zaś wnętrze całościowo dobitnie sprawia wrażenie minimalistycznego, głównie dzięki wielkiemu tabletowi nowoczesnych multimediów. Czy to dobra informacja? Minimalizm chyba tak, niemniej fordowski system operacyjny wydał mi się mniej uporządkowany oraz intuicyjny niż ten w Mercedesie (wspomniałem – gwiazda ma tutaj moim zdaniem żółty plastron) i większość elementów jest obsługiwana dotykowo – podgrzewanie lusterek, siedzenia, ustawienia klimatyzacji, nawigacja czy uporczywe przeklikiwanie się, żeby odłączyć funkcję Start-Stop. Rozumiem, że to chlubne centrum dowodzenia (i tańsze w produkcji), ale na litość Boską! Plus całej sytuacji brzmi tak, że tablet reaguje szybko. Z pierwszych doświadczeń jeszcze: poręczna, mięciutka kierownica wyłożona skórą, nieco za krótki fotel i gorsze oświetlenie pod względem technologicznym od Sprintera – Ford ma reflektory bi-ksenonowe, a „Sprintek” już w technologii LED.

Jak Transit się prowadzi? Oczywiście naiwnym byłoby myśleć, że samochód przewożący kartony i europalety będzie wywoływał uśmiech na twarzy, a kierowca zapieje czystym zachwytem, niemniej silnik EcoBlue o mocy 170 koni mechanicznych dysponuje przyzwoitą dynamiką (sprawdzone „na pusto”), automatyczna skrzynia działa płynnie, komfortowo i nie gubi się, a wyciszenie kabiny i nadkoli jest naprawdę przyzwoite. Nie brakuje również schowków czy organizerów. Mógłbym zatem powiedzieć, że Sprinter został nagle zdetronizowany, ale byłaby to nieprawda. Mój nadzwyczaj krótki oraz intensywny kontakt z najnowszym Transitem uzmysłowił mi, że to samochód z ogromnym potencjałem, samochód przemycający rozwiązania z osobowych Fordów, by poczuć się „na robocie” maksymalnie komfortowo i faktycznie jako całość może to być kusząca propozycja. Na pewno bardziej aniżeli włoska czy francuska konkurencja, bo tutaj czuć jakość zastosowanych rozwiązań, ale poziom Sprintera nie wydał mi się jakoś zagrożony. Wciąż: chcesz najlepiej – musisz najwięcej zapłacić.

Patryk Rudnicki

No Comments

Leave a Comment

*