Fryzjer, pedicure i… Żelazko
Niektóre samochody kupujemy z czystej potrzeby mobilności, a nasz wybór ogranicza się do koloru, silnika i poziomu wypasu, jeśli rozmawiamy o wnętrzu. Takie samochody nazywam osiołkami, bo ich rola ogranicza się do beznamiętnego dowiezienia głównego zainteresowanego do celu, zmieszczenia w bagażniku podstawowych zakupów i bezawaryjnego działania, cokolwiek by to znaczyło. Taki odpowiednik płaskiego telewizora, suszarki tudzież blendera. Jest również jednak druga grupa klientów – osoby z czerwonymi smartfonami, designerskimi okularami, patrzące na reflektor w samochodzie, jak na dzieło sztuki Kaplicy Sykstyńskiej. Tacy ludzie nie kupują samochodu wyłącznie z prymitywnych, podstawowych i klarownie sprecyzowanych potrzeb – ich samochód musi bowiem coś reprezentować sobą, być „jakiś”, spełniać estetyczne wymagania pary, na przykład architektów. Dobrze wpisuje się, moim zdaniem, w takie myślenie recenzowana Arkana produkcji francuskiego Renault (znaczy tam dorzucają swoje trzy grosze Hindusi, ale nie będziemy sobie tym zaprzątać teraz głowy), a już szczególnie w usportowionej wizualnie odmianie R.S. Line.
Od samego początku istnienia tego modelu twierdziłem, że R.S. Line stanowi pełne zaspokojenie wizualnych oczekiwań wobec Arkany. Wiem, co mówię, ponieważ recenzowany samochód w kompletacji o nazwie Intens był ze mną dwa razy (TU i TU) i wyglądał, jak markowy but rozpoznawalnej firmy, któremu zapomniano dodać stosownego napisu i emblematu. Francuzi zdecydowanie umieją w design i nawet, jeśli recenzowana wersja kosztuje aktualnie co najmniej 144 900 złotych, to patrzenie na samochód, które będzie Ci sprawiało niekłamaną satysfakcję, jest chyba warte każdych pieniędzy. No dobra, może nie każdych, ale takich z pewnością. Wersja R.S. Line dorzuca bowiem agresywniej wystylizowane zderzaki, charakterystyczne obręcze w nieprzesadzonym rozmiarze 18 cali, oznaczenia na błotnikach, tapicerkę łączącą skórę z alkantarą, progi drzwiowe R.S. Line, wykończenia kabiny mające przypominać karbon (naprawdę udanie go przypominają, mówię bez przekąsu) czy pasy bezpieczeństwa z kolorystyczną lamówką. Gusta bywają różne, ale na taką Arkanę patrzy się z przyjemnością i równie przyjemnie spędza czas w jej wnętrzu – moim zdaniem wystarczająco przestronnym, gdzie bez szczególnych wyrzeczeń zajmuję miejsce na kanapie „za sobą”. Przypominam, że to SUV z opadającą linią dachu, a recenzent mierzy 1,86 metra wzrostu, czyli Arkana po raz kolejny zbiera drobne laury.
Nie będzie jednak zupełnie cukierkowo, bo to nie fabryka Wedel, a Renault Arkana to przecież na końcu samochód rodzinny (po co miałby ją kupować singiel?). Wiem, że oprócz wymienionego festiwalu różnorodności stylistycznych, można sobie dodatkowo jeszcze dokupić pakiet, który wyposaży Arkanę w czarny spojler, czarny dach oraz jakieś lakierowane sekcje w zderzaku przednim (taka przyjemność dla oczu kosztuje 3 000 złotych), niemniej powtarzam: oprócz bycia modnym gadżetem, Arkana jest również samochodem dla pięciu osób, dlatego nie rozumiem braku haczyków na siatki oraz reklamówki w bagażniku (bagażnik w ogóle można było sensowniej rozplanować, a tak musi wystarczyć jedynie podwójne jego dno), brak regulacji podparcia odcinka lędźwiowego na fotelu pasażera czy brak tylnej wycieraczki. Ok, marginalne problemy – ktoś powie, bo za to jest podgrzewana kierownica, dobrej klasy audio BOSE, adaptacyjny tempomat z asystentem jazdy w korku, armia wspomagających systemów i całkiem przyjemne wyciszenie kabiny. Zgadza się. Podobnie też doceniam wygodny fotel kierowcy, niezłe spasowanie plastików czy satysfakcjonująco (czytaj: efektywnie, oszczędnie i w przeważającej większości na elektrycznej sile – opisywałem to TUTAJ) działający układ hybrydowy Arkany, niemniej oceniam samochód, jako całość i drażni mnie czasami, że taka paczka chrupek kukurydzianych jest wypełniona do ¾ jej pojemności. Klient płaci za wszystko, dlatego należy oczekiwać udanego kompletu. Jak to wygląda, mówiąc o Arkanie R.S. Line?
Z mojego punktu widzenia odmiana R.S. Line nie zmienia niczego w komforcie samego resorowania – nadal jest przyjemnie jędrnie, ale to również oznacza, że klient dopłaca głównie za dodatkowe wrażenia estetyczne. Pełną, skomplikowaną w konstrukcji, ale udaną hybrydę można też aktualnie zamawiać jedynie w połączeniu z wersją E-TECH engineered (takie R.S. Line na złoto), chyba, że walory designerskie schodzą na drugi plan i Arkana w uboższych odmianach też wydaje się nad wyraz satysfakcjonująca – wówczas również pełna hybryda będzie dostępna, tylko po co w takim razie kupować Arkanę? Ten samochód, wzorem osadzonej w segmencie premium firmy Mercedes, pokazuje swoje największe walory dopiero w bogatej, czyli usportowionej wizualnie odmianie – wówczas estetycznie wszystko gra i samochód jest dobrze wyposażony, a o to w nowożytnych pojazdach na miarę XXI. wieku chodzi. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, klient dorzuca kolejne rzeczy do specyfikacji, a kieszenie producenta sukcesywnie wypełnia… Satysfakcja udanego zakupu przez człowieka z czerwonym smartfonem. Arkanę da się lubić, a nawet za nią odwrócić, tylko uważajcie na pułapkę tzw. modnej konfiguracji. Niektórzy będą potrzebować zwyczajnie dobrego samochodu i SUV coupe od Renault do takich pojazdów się zalicza, natomiast wyjątkowo i szczególnie wybrednym, należy powtarzać: „ale tak wyglądającej maszynie pewne niedopatrzenia można wybaczyć”. Pewnie tak, tylko dlaczego?
No Comments